piątek, 22 marca 2013

Ty, On i karta kredytowa Mamusi, czyli o domowym budżecie.

Wspólne mieszkanie. Gaz 120 złotych. Prąd 70 złotych. Telefon 150 złotych razy dwa. Telewizja 50 złotych. Internet 50 złotych. Pieczywo, parówki i jajka. Dentysta i ginekolog. Fryzjer i mechanik. Konto bankowe. Jeden, czy dwa rachunki? No właśnie. Dziś o budżecie domowym. 

Jak to jest z tymi opłatami i dzieleniem się kosztami? Kto płaci za co? Dzielimy się po równo? W moim przypadku sprawa jest jasna. Jeśli ja ogarniam opłaty, Ty polujesz na promocje w Lidlu. Ty zasuwasz, żeby zbudować Nam dom i posadzić drzewo, a potem utrzymać Syna, którego spłodzisz. Ja zasuwam, bo jestem niezależna i nie będę Cię prosić o pieniądze na kremik, waciki i cudowny dziecięcy komplecik z H&M za jedyne 119 złotych. Poza tym, odkładam na Porsche.

Sratatata... Jeśli tak będzie, to będę naprawdę szczęśliwa. Kiedy mieszkałam z moim przyszłym byłym Mężem, udawało się dzielić kosztami naprawdę sprawiedliwie (niestety po równo). Jeśli ktoś mówi, że ślub nic nie zmienia, to ma rację. Po co nam wspólne konto do wspólnych wydatków? To dewiza mojego byłego Męża. Co Twoje to moje, a co moje, nie rusz, jak mawiała moja Prababcia. Małżeństwo to szara rzeczywistość, jak mawiał mój Ex. To ja dziękuję, postoję, mam w dupie taką rzeczywistość.

Żona - Kochanie, idę do ginekologa, masz 100 złotych? 
Mąż - Tak, POŻYCZĘ Ci, ale MUSISZ mi oddać.

Żona - Kochanie, umówiłam nam wizytę u dentysty.
Mąż - Ok, ale wypłać sobie pieniądze, bo ja Ci nie będę FUNDOWAŁ wizyty.

Mąż - Usiądź, musimy policzyć wszystkie koszty.
Żona - Ok. No to jak stoimy z kasą?
Mąż - Ja wczoraj płaciłem za zakupy dzienne, a więc teraz Ty MUSISZ kupić olej do auta.

I może jeszcze laseczkę do tego Kochany Mężu? Może spłacę w naturze? Co to za klimat w ogóle?! Żeby była jasność, nie chodzi o to, że się migam od wyłożenia kasy na stół, kiedy trzeba. Po prostu liczy się sposób, w jaki załatwiamy kwestie wspólnych i indywidualnych wydatków, a nie kwota. Nuta zawsze powtarza, wszystko można załatwić i dogadać, jak się chce.

Jeszcze jednego klimatu nie czaję. Kiedy Facet wprowadza się do swojej Kobiety, Ta wymaga, aby uczestniczył w domowych obowiązkach, ale kiedy przychodzi co do czego, mówi:
- Sympatia wiesz, Chlebek ogarnął MI naprawę piecyka. Kupił MI do mieszkania sokowirówkę. 
- Loda, jeśli chcesz, aby poczuwał się do swoich domowych obowiązków, nie możesz na każdym kroku podkreślać, że mieszka u Ciebie... 
To jest podświadomość, ale jednak, wyczuwalne dla drugiej strony.

I moja ulubiona historia. Pewnego dnia postanowiliśmy z moim Ex odwiedzić moich Przyjaciół w Wiedniu. Wybraliśmy się z nimi na zakupy. Ja kupiłam płaszcz, a mój Mąż postanowił zakupić garnitur. Weszliśmy do sklepu. Przymierzał, wybrzydzał, aż w końcu zdecydował. Garnitur, dwie koszule i krawat. Razem 450 €. Nie komentowałam. - Jak ma pieniądze, niech kupuje, przecież potrzebuje. - pomyślałam. Podchodzimy do kasy. I nagle On podaje mi ukradkiem kartę kredytową i mówi:
- Zapłać Ty, tu masz PIN.
- WTF? Czemu nie możesz zapłacić Ty?
Cisza. Patrzę na kartę, a na niej widnieją dane Kochanej Mamusi Syneczka. Czułam, że płonę ze wstydu. 

Co Twoje to moje. A co moje i mojej Mamusi, nie rusz. 

PS

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz