piątek, 31 maja 2013

A matter of trust, czyli o zaufaniu lub jego braku.

- Zaufaj mi kochanie...
- Uff! Uff!
Dziś chciałabym poruszyć temat, którego dotychczas bezpośrednio nie dotykałam. Jednakże po odwiedzinach Sagi w Krakowie i usłyszeniu kilku nowych historii z życia wziętych, postanowiłam zmierzyć się z problemem zaufania.

Od dziecka uwielbiam pływanie. Mój Tata nauczył mnie pływać żabką, kiedy miałam 5 lat, a kraulem, gdy nie skończyłam jeszcze 7. Dziadek był zawodowym pływakiem, dlatego za dziecka zaszczepiono we mnie miłość do wody. Nie były mi straszne głębokie fale, oddalanie się od brzegu. Byłam pewna swoich umiejętności i skupiałam się tylko i wyłącznie na przyjemności, którą dawał mi kontakt z morzem. Im byłam starsza, tym bardziej zastanawiałam się nad tym, co oprócz mnie pływa w wodzie. To sprawiało, że doznawałam swego rodzaju blokady i z każdym kolejnym podejściem, odległości od brzegu były coraz to mniejsze. W końcu, gdy pewnego razu wyszłam z morza z meduzą na szyi i doznałam okropnego poparzenia, moja miłość do morskich głębin stanęła pod znakiem zapytania. Dziś nadal lubię pływać, jednak skłaniam się zdecydowanie ku basenowi. Tak samo jest z zaufaniem do ludzi. Łatwo się sparzyć.

Kiedy jesteśmy młodzi, potrafimy bezproblemowo wchodzić w relacje międzyludzkie, ponieważ Nasze zaufanie jest nienaruszone. Z każdym kolejnym zawiedzeniem na drugim człowieku, Nasza wiara staje się coraz mniejsza. Jesteśmy coraz to starsi i jeszcze bardziej doświadczeni. Z jednej strony potrafimy łatwiej interpretować ludzkie zachowanie, a z drugiej, tworzymy pancerz ograniczonego zaufania. 

Gdy zakochujemy się w drugim człowieku, niosąc ze sobą w pakiecie bagaż doświadczeń, jednych gorszych, drugich lepszych, ciężko Nam tak po prostu bezgranicznie zaufać. Oglądamy, analizujemy, poddajemy różnego rodzaju testom, aby ograniczyć do minimum potencjalne zranienie. Kiedy jednak mija czas, a Nasz Wybranek, czy też Wybranka, wydaje się być godny/a wiary, którą w Nim/Niej pokładamy, zaczynamy ufać. Oto też chodzi. Nie da się zbudować zdrowej relacji bez zaufania. Brak tego fundamentu jest oznaką niskiego poczucia własnej wartości. Jeśli uważamy, że Partner nas na pewno zdradzi i jeszcze, nie daj Boże, ciągle Mu o tym mówimy, naprawdę możemy do tego doprowadzić. Poza tym, po co tkwić w związku, przy którym stawiamy znak zapytania?

A kiedy już ktoś naprawdę bliski Naszemu sercu dopuszcza się oszustwa? Nie mam tu na myśli jednorazowego kłamstwa. Mówię o oszukiwaniu. Może to być zdrada, zatajenie istotnych informacji, podwójne życie, cokolwiek, co ma charakter działania w pełnej świadomości. Czy po odkryciu tajemnicy, jest jeszcze szansa na dalszy związek? Od czego to zależy? Czy od deklaracji? Od czasu, jaki razem jesteśmy? A może od tego, jaka jest reakcja osoby nakrytej na oszustwie? Czym w ogóle jest oszustwo? Dla jednej osoby może to być zatrzymanie dla siebie informacji, która sprawiłaby, że nie związaliby się z tym konkretnym człowiekiem. Dla innej, pisanie bloga o relacjach damsko-męskich, bez mówienia o tym. Z kolei trzecia persona mogłaby powiedzieć, że pisanie w tajemnicy wiadomości do innych kobiet, czy też mężczyzn, na portalach społecznościowych, jest oszukiwaniem. A może to po prostu prywatna część życia? Jak to w końcu jest? Jedno wiem na pewno. Nigdy nie wolno tracić wiary w ludzi. Żaden człowiek nie zasługuje na to, by być odpowiedzialnym za błędy swoich poprzedników. Przecież bez zaufania, to wszystko byłoby bez sensu. Ufajmy dopóki druga strona nie da Nam powodów, abyśmy tego nie robili.

Piszę tego Bloga od czterech miesięcy. Chciałabym, aby zaczął On mieć także charakter wymieniania się spostrzeżeniami i doświadczeniami. Pragnę, abyście zaczęli być aktywni. Widzę ile osób go czyta. Jest nas coraz więcej, na całym świecie, a wszyscy siedzą cicho :-) Każdy z Nas ma własne przemyślenia, przeżycia, które mogą pomóc, czy też zainspirować innych do działania, a mnie, do pisania. Zachęcam do dyskusji na fanpage Pani Sympatii na facebooku oraz tutaj poniżej. Oprócz pojedynczych maili, chcę widzieć zapchaną skrzynkę! Pisz na pani.sympatia@gmail.com, a może następnym razem przestawię Twoją historię?

Pozdrawiam cieplutko ;-)
 PS

poniedziałek, 27 maja 2013

Słabe ogniwo, czyli Kobieto radź sobie sama.

Kobieta obudziła się w poniedziałkowy poranek, wzięła kilka łyków kawy i wybiegła z mieszkania, by nie spóźnić się do pracy. W windzie spotkała Sąsiada, który przytrzymał drzwi przy wysiadaniu, gdyż obie ręce miała zajęte. W autobusie uprzejmy młody Chłopak pomógł innej kobiecie wnieść wózek. Ku zdziwieniu Kobiety, wszyscy Mężczyźni tego dnia byli szarmanccy i uczynni. W pracy Koledzy nie pozwalali, aby przenosiła ciężkie pudła, a w ich zachowaniu można było dostrzec prawdziwą szczerość. W pewnym momencie do biura wszedł Szef, niosąc w ręce kubek z aromatyczną kawą. Podszedł do Kobiety i kiedy już miał Jej go wręczyć... obudziła się. Cóż to był za piękny sen. Dziś krótko i na temat o tym, że niektórzy Mężczyźni to słabe ogniwa.

1. Praca
Jeden kolega na wiecznym L4, drugi po operacji usuwania pieprzyka, trzeci ma dyskopatię, a czwarty pewnie dyskotekę. Przyjeżdża kurier i wystawia zamówienie przed firmę. Nie ma komu nosić. - A ile to waży? - pyta jeden. - Bardzo to jest ciężkie? - dodaje drugi. Tak więc radź sobie Kobieto. Tu nie chodzi o to, że uważam, że sama sobie dam radę. Sęk w tym, że nawet jeśli bym chciała pozwolić Facetowi być Facetem, to On sam mi na to nie pozwala. A wystarczyłaby mi tylko świadomość, że dam sobie radę. Fakt, że ostatecznie wszystko same robimy, wynika z tego, że albo musimy prosić o pomoc, albo już nie odzywamy się, po kilkukrotnym usłyszeniu wykrętów. Potem Mężczyzna poznaje Kobietę, która ogarnia cały wszechświat i mylnie stwierdza - Feministka...

2. Dom
Pranie, gotowanie, skręcanie mebli i zabawy w podgrupach z mopem i kosiarką. Kobieto nie jesteś przemęczona! Poświęcaj się w imię wspólnego dobra! Nie zdejmuj szpilek i garsonki! Tik tak! Czas to pieniądz, a Ty nie masz go na tyle, by się przebierać! Potem tylko nie zapomnij wziąć odświeżającego prysznica, ale jedną ręką robiąc Mężczyźnie kanapkę. Wskocz w seksowną koronkową bieliznę i zamień się w dziwkę. Przesada? Jeśli tak, to Panowie, tam jest garaż, a tam śrubokręt. To jest dystans, a tak się montuje go do ściany. Chwilami wolałabym, aby jedyny dystans, jaki powinnam znać, to ten pomiędzy łóżkiem, a winem w lodówce.

Wsiadam do autobusu, Panowie siedzą, Panie stoją. Nieważne, czy są w ciąży, czy też nie. Kto pierwszy, ten lepszy! Walka o miejsce, jak na weselnej zabawie. Mam dość tego, że Faceci zachowują się jak dupy wołowe. Mam po kokardy Ich bezczelności i braku kultury osobistej. Chciałabym zobaczyć Mężczyzn, którzy otwierają Kobietom drzwi od samochodu. Takich, którzy nigdy nie pozwolą, aby Dama nosiła zakupy i walizkę. Pragnę słyszeć na każdym kroku - Mój Partner jest dobrze wychowany. Życzę też sobie, aby Kobiety, kiedy już poznają Mężczyznę zaradnego i pomocnego, nie unosiły się honorem i nie karały Go za Jego słabszych kolegów. On jest Bogu ducha winien.

Wielu Panów z pewnością się oburzy i powie - Ja taki nie jestem! I chwała Wam wówczas za to! Znam Mężczyzn, którzy są prawdziwymi dżentelmenami. Jednak zastanówmy się, jaka jest reakcja Kobiet, gdy takowych poznają? Pieją z zachwytu! Dlaczego? Ponieważ jest to gatunek wymarły. 

Drodzy Panowie, proszę abyście nie wykręcali się tekstami w stylu - Same tego chciałyście! Walczyłyście o równouprawnienie? To teraz noście. Gdyby natura chciała, abym nosiła ciężkie przedmioty, wyposażyłaby mnie w inną budowę ciała. Jeżeli jej wolą byłoby, aby Mężczyźni rodzili dzieci, dostaliby w gratisie jajniki. Nie wyposażyła, nie dyskutujemy. Pamiętajmy, równouprawnienie nie ma nic wspólnego z dobrym wychowaniem, Szanowni Mężczyźni.

Pozdrawiam
PS

środa, 22 maja 2013

Mój Ci On, czyli o tym, czy wolno tykać ex naszych przyjaciół.

Nigdy, przenigdy, nie związałabym się z Twoim ex. Nie patrzę na Niego jak na potencjalnego faceta. Znamy to, prawda? Temat dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Powiem szczerze, jest to naprawdę ciężki dylemat. Zarówno dla strony potencjalnej, jak i tej z przeszłości. Dziś spróbuję zgłębić sprawę wiązania się z ex naszych przyjaciół.

Do którego momentu wypada zainteresować się wolnym strzelcem, jeśli wiemy, że należał do kręgu zainteresowań naszego przyjaciela? Moja Siostra powiedziała, że ze swoją przyjaciółką Małą, mają tzw. "listę facetów nie do tknięcia". Nie zaliczają się do niej tylko mężczyźni, z którymi były w związku. Jeśli któraś wie, że druga jest zainteresowana przedstawicielem płci przeciwnej, nie bierze go po prostu pod uwagę. Automatycznie staje się dla niej aseksualny, mimo, że wcześniej się jej podobał. 

Być może jest to kwestia wieku, a nie przyjaźni? Kiedyś dawno temu, zainteresowałam się byłym chłopakiem mojej przyjaciółki Star. Miałyśmy po 16 lat, a Carl był interesującym 18 latkiem. Przyjaźniłyśmy się wtedy już prawie cztery lata i byłyśmy naprawdę blisko. Mimo wszystko zaczęliśmy się spotykać. W tajemnicy. Oczywiście każde kłamstwo ma krótkie nogi, a że Jej nogi są o wiele dłuższe od moich, dowiedziała się o tym prawie natychmiast. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy, który miała, gdy wypowiadała słowa - Rób co chcesz. Znaczyło to dokładnie tyle, co - Nie pokazuj mi się więcej na oczy, jeśli wybierzesz faceta ponad przyjaźń. Carl był tak odważny, że uciekł, gdy tylko Ją zobaczył. Pochodzi z tej samej miejscowości co Bob Budowniczy, a więc może to u nich cecha lokalna. Ważne jest to, że związek Sympatii i Star, mimo licznych perturbacji i obecnej odległości międzypaństwowej, istnieje nadal. Star, jeśli to czytasz, nasze lampy zawsze będą mieć ten sam kolor :-)

A jeżeli już czujemy, że czyjaś lub czyiś ex jest miłością naszego życia? Co wtedy? Czy mamy prawo oczekiwać, że nasz przyjaciel to zrozumie? Może zależy to od faktu, czy rzucił, czy został porzucony? Wówczas przyjaźń zostaje postawiona na szali. W mojej rodzinie miała miejsce sytuacja, kiedy to moja ukochana Ciotka, zanim rozpoczęła randkowanie z Wujkiem, zapytała się swojej przyjaciółki, a jego ex, czy miałaby coś przeciwko ich spotykaniu się. Od rozstania minęły dobre dwa lata, a Ciotka od razu zaznaczyła, że nie postawi jakiegoś tam gościa ponad przyjaźń. Przyjaciółka zgodziła się. Jednakże po jakimś czasie rozmyśliła się i zażądała zaprzestania spotkań. Teraz nie są już przyjaciółkami, ale za to Ciotka i Wujek są wspaniałym małżeństwem. 

Bob Budowniczy też zarzekał się, że nigdy przenigdy nie zwiąże się z byłą kobietą swojego kolegi. A jednak związał się. I to jeszcze z byłą żoną.

Tak więc ciężko jest osądzać nam postępowania innych ludzi, dopóki tak naprawdę sami nie znajdziemy się w opisywanej sytuacji. I trudno jest jednoznacznie stwierdzić, czy prawdziwa przyjaźń nie dopuszcza możliwości stworzenia związku z czyimś ex. A może to wówczas nie jest prawdziwa przyjaźń? Czyż przyjaciel nie powinien być nam podporą i współweselić się, nawet jeśli sam troszkę cierpi? A może prawdziwą przyjaźnią jest to, że nigdy, nawet kosztem własnego szczęścia, nie zerkniemy ukradkiem na (byłą) miłość naszego bliskiego? Jak to w końcu jest...?

Pozdrawiam Was ciepło :-)

PS

środa, 15 maja 2013

Możesz mi zaufać, czyli kiedy do łóżka?

Seks, uprawianie miłości, bzykanie, oj ile słów znamy, które określają czynność znaną ludziom od zarania dziejów. Dla jednych romantyczny sposób na ulewne dni, dla innych opcja tylko na weekend. Każdorazowo jednak chodzi o zbliżenie dwóch ciał. Dzisiaj chciałabym poświęcić chwilę uwagi pytaniu, które nurtuje wszystkich. Kiedy dać zielone światło? 

No właśnie. Czy istnieje jakiś sprawdzony scenariusz? Wątpię. Po pierwsze, wszystko zależy od efektu, który chcemy uzyskać. Jeśli zależy nam tylko i wyłącznie na dobrym, niezobowiązującym seksie, możemy puścić mimo uszu teksty w stylu: Nie bój się, Jestem inny niż wszyscy, Możesz mi zaufać i mój ulubiony, Jesteś wyjątkowa. Oczywiście nie twierdzę, że mężczyźni używają ich tylko w niecnych celach jednorazowego zaciągnięcia kobiety do łóżka, ale jednak są to już teksty oklepane. 

Kiedy jednak pragniemy czegoś więcej, niż bycia dla kogoś wyłącznie Seksem Na Telefon, trzymamy wodze na pomarańczowym. Nie ulegamy presji otoczenia i tekstom - Jak to? Spotykacie się tydzień i nadal nic? Oczywiście, że kocham seks, ale ten wszystko komplikuje, przynajmniej może to zrobić na początku. Potrafi zamazać obraz i realną sytuację. Wiadomą rzeczą jest, że nikt o zdrowych zmysłach, kiedy patrzy na atrakcyjną osobę, nie myśli - Oj! Chcę mu urodzić piątkę dzieci. Planowanie na dzień dobry związku jest przejawem desperacji i chęci usidlenia faceta, a wówczas gwarancją niepowtarzalnego seksu (czytaj, więcej tego nie zrobicie).

Nie chodzi mi o stosowanie gierek. Manipulacją się brzydzę. Mam tu na myśli zdrowe podejście i szacunek do siebie. Sęk w tym, żeby nie podawać się na tacy. O wiele bardziej smakuje nam ciastko, na które musimy sobie zapracować, niż to, które otrzymamy bez wysiłku, prawda? Poza tym, cóż atrakcyjnego jest w kobiecie, którą można mieć po dwóch kolacjach i paczce popcornu? Czy to czyni ją wyjątkową? Nie. To czyni ją typową kobietą, która ślepo wierzy, że seks na trzeciej randce zagwarantuje jej związek i sprawi, że on się zakocha. Facet ma mieć ochotę zabrać Cię na kolację po raz piąty, bo tego chce, a nie dlatego, że czuje, że meta tuż tuż i jakoś przeboleje 180 zł, wiedząc, że później nie wyda już ani grosza więcej. Jeśli ma się zauroczyć Twoją osobą, to stanie się to mimowolnie. Ale seks wcale tego nie przyspieszy, a wręcz może odwrócić karty. Miało być fajnie, ale jednak okazała się taka jak każda inna. Uwierzcie mi, nie tylko kobiety mają nadzieję, że facet, z którym się spotykają, różni się od standardowych ciuli. Gdybym była mężczyzną, chciałabym  móc się starać o kobietę, jeśli widziałabym, że ona okazuje mi zainteresowanie. Chciałabym wiedzieć, że spotyka się ze mną, bo tego chce, ponieważ tak jest nam dobrze, a nie dlatego, że ma parcie.

Jeśli mężczyzna widzi, że kobieta nadal wykazuje chęci utrzymywania z nim kontaktu (i nie traktuje go jak kumpla - Ej Stary, jakiego widziałam dzisiaj przystojnego faceta!), to jeśli jest NIĄ szczerze zainteresowany, wytrzyma. Naprawdę Drogie Panie. Facet jest łowcą. 

Jednakże pamiętajmy o bardzo ważnej zasadzie. Tak jak sygnalizacja świetlna działa w kolejności: czerwone, pomarańczowe, zielone, tak samo zbliżanie się do siebie. Czy nie wku*wia Cię najbardziej na świecie, kiedy po pomarańczowym, zamiast spodziewanego zielonego, znowu jakimś cudem zapala się czerwone? Otóż to. Bądź Kobieto poważna. Kiedy pozwalasz już mu w końcu rozpiąć stanik, nie zgrywaj nagle niewiniątka rzucającego tekstami w stylu - Wiesz co, chyba nie jestem jeszcze gotowa. Wówczas zapomnij nawet o niepowtarzalnym seksie.

Pozdrawiam ;-)

PS




poniedziałek, 13 maja 2013

W oczekiwaniu na Księcia, czyli o tym jak bajki mieszają kobietom w głowach.

Za siedmioma górami, za siedmioma lasami i za siedmioma rzekami, żyła sobie piękna królewna. Jej oczy były niczym ocean o świcie, a włosy błyszczące jak księżyc w pełni. Siedziała w wieży i latami czekała na swojego księcia, który pewnego dnia przybędzie na swym rumaku i pojmie ją za żonę.  Bla bla bla. Siedziała i czekała. No właśnie. 

Scenariusz zwykle jest taki sam. Uciemiężone dziewczę, kobieta wróg i książę. Plus masa przeciwieństw serwowanych przez los, wrzeciono, zatrute jabłko lub tylko jedna para butów. Nieważne, czy główna bohaterka miała pieniędzy jak lodu, czy szorowała podłogi w domu macochy, każdego wieczoru kładła się spać z jedną myślą – Kiedy On nadjedzie i mnie wybawi? W końcu książę się pojawia i zabija smoka, albo daje buzi na przebudzenie. Potem standardowo królewski ślub i żyli długo, i szczęśliwie. Koniec kasety. Dziewczynka wyłącza bajkę i kładzie się spać z uśmiechem na twarzy, kreując w swojej małej główce wizję pięknej przyszłości u boku wybawiciela. 

Weźmy na przykład Pocahontas. Była w stanie zrobić wszystko dla Johna Smitha, sprzeciwiła się własnej rodzinie w imię miłości. Później stanęła przed ciężkim wyborem i musiała zdecydować, którą ścieżką chce podążać. Kierunek Europa, czy wioska. I jaki był efekt końcowy? Postanowiła zostać, a angielski amant zabrał ubranka z powrotem na statek i wrócił na stary kontynent. Tyle o nim słyszała (aż do drugiej części, ale to już inna bajka). Myślała, że pojawił się ktoś, kto ją wybawi. Na szczęście była na tyle dojrzała i ogarnięta, że postawiła na swoje życie. Facet odszedł, a więc po sprawie, nie było czego żałować. Śpiąca Królewna i Kopciuszek powinny się od niej uczyć.

Od dziecka Walt Disney karmił nas opowiastkami, że rolą kobiety jest czekanie na wybawienie, a kiedy książę nadjedzie, to pójdzie już z górki. On wszystko ogarnie, pocałuje, utuli i będzie cacy. Dlaczego Walt nie pokazywał nigdy tego co dzieje się po królewskim ślubie? A no właśnie. Ponieważ wybawienie nie jest rozwiązaniem długofalowym. Jeśli mężczyzna ma się Tobą opiekować i Cię ogarnąć, w dosłownym tego słowa znaczeniu, będzie się czuł, jakby miał uprawiać seks z własną siostrą. I nagle tytuł "Sierotka Marysia" nabiera nowego sensu.


Kobieto! Żaden wybawiciel nie przybędzie! To Ty sama jesteś i będziesz swoją wybawicielką. Nie wolno Ci siedzieć w swojej wieży i czekać, aż On się odezwie i zadzwoni. Nie możesz podporządkowywać swojego życia wiecznemu oczekiwaniu. Zajmij się sobą. Ogarnij się. Nawet jeśli Twój Księciunio w końcu się pojawi, a Ciebie aktualnie nie będzie w wieży, spokojnie, wróci. A jeśli nie wróci, to w czym problem? Przecież nie chcemy tych, którzy traktują Nas jak plan B.

Nieważne czy pracujesz jako dyrektor ds. marketingu, czy jako ekspedientka w Tesco, zawsze miej swoje życie. Bądź atrakcyjna sama dla siebie. Nie musisz zarabiać milionów. Zapisz się na kurs językowy lub zumbę. Hoduj zioła. Wyjdź na rolki albo zostań wolontariuszką w schronisku dla zwierząt. Po prostu bądź sobą. Zawsze. Szanuj siebie i dopiero wówczas wymagaj szacunku od innych. Nie nagradzaj złego zachowania, jeśli ktoś traktuje Cię nie tak, jak sobie tego życzysz. Nie musisz przecież tego tolerować, ponieważ nie boisz się zostać sama. Chcesz otaczać się ludźmi, którzy naprawdę chcą być w Twoim życiu, a nie je kontrolować.

Chciałabym, abyś zauważyła, że mówiąc o tym wszystkim nie mam na myśli, żebyś była wredną feministką, „kobietą orkiestrą”. Wszystko sama zrobię i nie potrzebuję faceta. Nie Zosiu Samosiu. Jeśli pokażesz, że wszystko zrobisz, to zaufaj mi, wówczas zawsze będziesz odpowiedzialna za całość, nawet będąc w związku. Chcę, abyś zrozumiała, że szacunek partnera wzbudzisz, gdy nigdy nie zrezygnujesz z siebie i będziesz w stanie trzymać się swoich przekonań. Chyba, że mężczyzna pragnie być w związku ze służącą. Ale takim panom już dziękujemy, prawda? :-)

Dlatego moje Drogie porzućmy wizję książąt wybawicieli. Skupmy się na panowaniu nad własnym życiem. Bądźmy szczęśliwe, czerpmy radość z siebie, ludzi, którymi się otaczamy oraz zajęć, w których uczestniczymy. A kiedy pojawi się Mr. Right dostrzeże nie desperatkę, ale SUPER BABKĘ!

Pozdrawiam ciepło :-)
PS