niedziela, 28 kwietnia 2013

Pokaż cycki! Czyli Twój Facet jedzie na kawalerski.

W niedalekiej przyszłości szykuje mi się ślub i weselicho znajomych. A co za tym idzie, również wieczór panieński. Zrzutka na alkohol, nocleg i upominki w postaci pejczy, futrzastych kajdanek, słomek w kształcie penisków oraz innych erotycznych gadżetów. Ja na mój panieński dostałam strój policjantki. A właściwie to bieliznę służbistki. Ważne, że miałam czapkę. Pistoletu używałam na moim byłym Mężu.  Teraz żałuję, że futrzastych kajdanek nie zastosowałam w innych okolicznościach, niż łóżkowe. 

My na panieńskim będziemy dobrze się bawić. Pić dużo wódki, jeździć bryczką w strojach góralskich i kręcić koralami. I oczywiście, bez facetów, bo to babski wieczór. Poza tym, facet przebrany za góralkę średnio Nas kręci. Prędzej z ciupagą, ale to już byłaby ostra jazda. Jednak w naszym towarzystwie klimat striptizerów i ocierania się kolesia w stringach o ścianę jest zdecydowanie słaby. Lepiej się uchlać. W tym czasie Pan Młody będzie bawił się na kawalerskim. 

No właśnie. Wieczór kawalerski. Grupa kolegów, którzy cały rok czekają na sygnał „żenię się!”. I niczym spuszczeni ze smyczy, dostają wzwodu na samą myśl o czekających ich uciechach. Dupy, picie, dupy, picie i tak w kółko. Nie chodzi Im o Pana Młodego. Tak naprawdę to jest idealny pretekst na chlanie do rana bez tłumaczenia się. Wieczór kawalerski to impreza dla kolegów Ślubnego. Obmyślają niecny plan zagospodarowania ostatniego dnia wolności Pana Młodego. Dokładnie tak. Ostatni wieczór wolności. A potem to już kaput. Koniec. Finito. The end. To jest zasadnicza różnica pomiędzy emocjami towarzyszącymi wieczorowi panieńskiemu i kawalerskiemu. Kobiety piszczące na samą myśl o białej sukience Panny Młodej i Faceci, którzy klepią po ramieniu Pana Młodego i mówią – Współczujemy Ci Stary…  

Zawsze najbardziej jest mi żal Pana Młodego. Ten biedny Facet, który sika po nogach na samą myśl o tym co Go czeka. Z jednej strony zajebista impreza, a z drugiej myśl – Co ja zrobię, Boże co ja zrobię, jak Ona się dowie… Nie dowie. What happens in Vegas, stays in Vegas. Koledzy nie puszczą pary z ust. Chociażby Ich podpalali, katowali, nic nie powiedzą. Za to wrócą do domu i w każdym z nich będzie miała miejsce następująca scenka:

- I jak tam Kochanie? Jak było? – pyta Kobieta.
- Aaa… wiesz… no fajnie. Generalnie kultura. Coś tam wypiliśmy, ale bez przesady – odpowiada Mężczyzna.
- Potańczyliście coś? – dopytuje Kobieta.
- Aaa… wiesz… trochę tam. Ale ja nie tańczyłem za bardzo. Gadaliśmy głównie – dopowiada Mężczyzna, modląc się, aby ogień pytań ustał.
- No, a jakieś dziewczynki były? Ogarnęliście coś? – pyta zaciekawiona Kobieta.
- Aaaa… wiesz… coś tam Chłopaki ogarnęli. Ale ja to nie siedziałem wtedy z Nimi. Ja to tam przy barze. Generalnie kultura, coś tam poruszała się i poszła. Takie tam wiesz, bez szału – zakończył Mężczyzna, całując Kobietę w usta i dopowiadając – Wiesz, że Ciebie kocham i żadne laski z Go-Go nie dorastają Ci do pięt.

Hmm… to kto w takim razie brał udział w imprezie? ;-)

Kiedyś przypadkiem byłam się świadkiem rozmowy telefonicznej dwóch Facetów po wieczorze kawalerskim.

- Stary! Ku*wa jaka biba! Wóda się lała cały bity wieczór! Nie mam pojęcia, jak dotarliśmy do hotelu. No! Pewnie, że były! Młody się wahał cholernie! No! Spięty był biedak, oczy odwracał. Dwie były, oczywiście wiesz, bez macania, no nie. Nadupieni już byliśmy jak bele! Tylko Chudy krzyczał:
 - POKAŻ CYCKI!

PS

czwartek, 25 kwietnia 2013

Motor nie odpala, czyli Nothing Box Mężczyzny.

Relacja Kobiety:
Umówiliśmy się na obiad. Myślałam, że będzie romantycznie, a dyskusja prowadzona na wysokim poziomie. Na moje pytania odpowiadał półsłówkami. Nie zauważył, że podcięłam końcówki! Zamiast na mnie, patrzył w swój talerz. Wróciliśmy do domu. Próbowałam się przytulić, kiedy usiedliśmy na kanapie przed telewizorem. Zamiast odwzajemnić mój dotyk, On tylko bezwiednie przełączał kanały. Pilot farciarz. Na moje pytania, czy wszystko w porządku, potakiwał twierdząco. - Na bank mnie zdradza - pomyślałam. W końcu obrażona położylam się do łóżka. Całą noc nie spałam. Co ja teraz zrobię? Ciekawe co to za pizda! Co z kredytem? Czy dam radę sama utrzymać dzieci?

Relacja Mężczyzny:
Motor nie odpala.

No właśnie. Taka mała parafraza, którą każdy z Nas zna. Dziś postanowiłam przyjrzeć się z grubsza kobiecej nadinterpretacji. Pomimo, że każda Kobieta wie, że czasami/często przesadza, dokonuje ciągłej analizy męskiego zachowania. Panowie, to jest silniejsze od Nas. To jest wpisane w Naszą naturę. Nie pocałował mnie na dobranoc. Zdradza mnie. Nie powiedział, że mnie kocha. Zdradza mnie. Odwołał kolację. Zdradza mnie i w dodatku ją karmi.

Oczywiście nie ma mocniejszej broni niż kobiecy szósty zmysł. Wyczaimy wszystko! A jeśli myślicie Panowie, że nie wiemy, to informuję, KOBIETA WIE WSZYSTKO. Czasem tylko udaje, że nie ma pojęcia, albo sama się oszukuje. Podświadomość mamy rozbudowaną jak drogi na Śląsku.

Ale nie w tym rzecz. Kiedy Facet ma słabszy dzień, ucieka. Zamiast rozmów wybiera pokój zwany Pudełkiem Nicości. I drogie Panie. Tam nic nie ma. Niestety, nie ma tam miejsca dla Nas, Naszej Mamusi, wstrętnego szefa i szczekającego psa sąsiada. Jest cisza. No brain. Brak oznak życia. Kiedy w Naszych mózgach odbywa się istny Sylwester, u Nich panuje ciszaaa. Objawiać się to może niekontrolowanym zmienianiem kanałów w tv, czytaniem gazety, czy kręceniem się tam i z powrotem z kosiarką po ogrodzie. Byleby bez koszulki, żebyśmy miały na co popatrzeć.

Oczywiście większość z Nas tego nie rozumie. Powody mogą być różne. Po pierwsze, brak Nothing Box, no bo nie da się myśleć o niczym! Po drugie, strach przed stałym odrzuceniem. Mężczyzna jest mój i żadna flądra nie będzie Mu zajmować myśli, które z założenia są przeznaczone dla mnie. Takie tam podejście Kobiety dziedziczone wraz z DNA.

Dlatego w czasie, kiedy Mężczyzna zamyka się w Pudełku Nicości, nie idźmy za Nim (chyba, że siedzi tam zdecydowanie za długo). Dajmy mu chwilę luzu. Ale pamiętajcie Panowie. Nothing Box nie zwalnia z uczestniczenia w zwykłych, normalnych rozmowach dwojga partnerów! Nie ma, że jestem introwertyk i wszystko trzymam w sobie. Kumulacja problemów do wewnątrz, a potem czekać, aż pierd*lnie. 

Tak więc umowa. My szanujemy Waszą chwilę dla siebie, a Wy nie trzymacie Nas w niepewności zbyt długo. A potem kask na łeb i możecie wracać do Nothing Box.

PS

czwartek, 18 kwietnia 2013

Czy istnieje przyjaźń damsko-męska? Czyli historia Pana Z.


Tak jak wspomniałam jakiś czas temu, Pan Z. ma więcej kumpel ode mnie. Kiedyś może bym mu dorównała, ale wrzuciłam w ubiegłym roku na szalę kilka Wenusjanek i parę z Nich wypadło z obiegu. Tak więc, Pan Z. jest świetnym materiałem na kumpla. Wystarczy zerknąć na jego profil na fejsie. Lajkują same koleżanki, przyjaciółki albo siostry z wyboru. Ja mam Siostrę nie z wyboru i jedna mi wystarczy. Może to domena jedynaków? Ja po prostu nie wierzę w przyjaźń damsko-męską bez podtekstów przynajmniej jednej ze stron. Koniec. Kropka. 

Każdorazowo, kiedy Z. używał w swoich wypowiedziach słowa KUMPELA, śmiałam się. Raz na głos, a czasem w myślach. Zawsze miałam ubaw po pachy. Wczoraj Z. powiedział, że nie jest typowym facetem, ponieważ nie ma Nothing Box. Ja mam. Pewnie staliśmy w tej samej kolejce podczas przydziału i istnieje duże prawdopodobieństwo, że się wryłam przed Niego. Pan Z. ma za to damski pierwiastek. Stąd pewnie to zamiłowanie do przyjaźni z kobietami. 

Z. nie chciał niczego między nami przyspieszać. Z. generalnie nie lubi nagłych zmian w swoim życiu. Od 10 lat myśli nad zmianą pracy. Twierdzi, że może kiedyś, coś przewartościuje jego życie i się zmieni. Coś. Uwielbiam to słówko. A może to COŚ jest tym, czego brakowało Bobowi Budowniczemu? Ten to nie wiem, w której kolejce stał. Jemu wiecznie czegoś brakuje. 

Tak więc spotykaliśmy się dwa miesiące. Niezbyt często i leniwie. Za to zawsze sympatycznie i z uśmiechem. Po miesiącu przeskoczyliśmy na Buzi Level. Dla mnie, tajemnicą skutecznego przejścia tego Poziomu na jeden wyżej, jest stosowanie się do wskazówek Serca i nie korzystanie z podpowiedzi. Czasem wskazówki daje Rozum.  Chwilami warto Go posłuchać. Pan Z. na szczęście nie chciał iść na skróty, ale z pewnością korzystał z podpowiedzi. Pewnie któraś z Sióstr maczała w tym swoje palce. 

Sex Level nie został osiągnięty. Pan Z. myślał, że to jego zasługa. Na szczęście wyprowadziłam Go z błędu. To Kobieta ostatecznie decyduje, czy do czegoś dochodzi. W jednym się zgodziliśmy. Sex wszystko komplikuje. Ale najwyraźniej jego brak, także. 

Pan Z. był zaskoczony, kiedy zebrałam się w sobie i przekazałam mu nowinę, iż nie widzę siebie w relacji, która funkcjonuje tak, jak komunikacja miejska na Malcie. Chcę to przyjadę, nie chcę, to się nie tłumaczę. Nie wieszam nigdzie informacji o zmianach w rozkładzie jazdy. Innymi słowy, jeżdżę bez zobowiązań. Nie zależało mi na tym, aby stawiać Pana Z. pod murem i kazać wybierać, albo małżeństwo i natychmiast zaczynamy Misję Dziecko, albo spierd*laj. Przedstawiłam Mu swój punkt widzenia. Uważam, że to po prostu się czuje. Tu nie ma miejsca na może. Jest tak, że kiedy czujesz, że nagle możesz stracić kontakt z drugą osobą, to robisz wszystko, by do tego nie dopuścić. Nawet jeśli jeszcze długa droga od słów „Bardzo Cię lubię”  do „Zakochałam się”. Nie ma, że zjem ciastko i mam ciastko. Jak mam ciastko, to je po prostu wpierd*lam. 

Pan Z. chciał dalej się spotykać. Bez definiowania. Ponieważ uwielbia mnie słuchać, uważa, że nadajemy na tych samych falach. Łapiemy przekaz. I nie spaliśmy ze sobą. Właśnie. Dla Pana Z. granicą, po której przekroczeniu, przyjaźń damsko-męska staje się niemożliwa, jest sex. Potem pojawiają się wyrzuty sumienia i zastanawianie, dlaczego właściwie się z nią spotykam. Kiedy nie ma sexu, a mężczyzna nadal chce spędzać czas z kobietą, jego obraz nie jest przekłamany. Zgadzam się z Nim w 100%. 

Kiedy według Ciebie utrzymywanie kontaktu jest już niemożliwe, to nie jesteś w stanie siedzieć z drugą osobą i jakby nigdy nic, po prostu pić razem piwo. Gdyby nasza relacja od początku była czystko kumpelska, pewnie by dalej trwała. Ale podkreślam, kumpelska. Widzimy się raz na ruski rok i pijemy piwo na koncercie. 

Pan Z. powiedział, że pewne uczucia może pojawiają się z czasem. Że na chwilę obecną nie wie, czy chce Poważnego Związku i CZEGOŚ chyba mu brakuje. Tak, tak, gdzieś już to kiedyś słyszałam. Gdyby nie chciał się spotykać, to nie byłoby już nawet drugiego, a co dopiero dziesiątego spotkania. Podkreślił po raz kolejny, że nie chce przestać się widywać i: - Ale jak to. Że co. Ty po prostu tak znikniesz z mojego życia? I nic? To bez sensu. 

Tak właśnie Panie Z. To jest bez sensu. Ale nie martw się. Przecież nie odczujesz braku mojej osoby. Do dupy jest kończyć relację, w której chciałabym nadal funkcjonować, ale najważniejsze to nie oszukiwać się i trzymać własnych przekonań. Mieć odwagę i powiedzieć sorry, tak daleko nie zajedziemy. Dlatego wysiadam z autobusu, który jeździ według własnego rozkładu jazdy, zupełnie nie pasującego do mojego planu życia.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Weekend w Krakowie, czyli Chłopak z ulicy i Pan Żonaty na imprezie.

Postanowiłam nieco przeciągnąć klimat urlopu i wybrałam się w odwiedziny do mojej kumpeli, która okupuje Kraków. Saga jest fanką mieszkania w centrum Królewskiego Miasta i wysysa z niego ile wlezie. Za każdy razem, kiedy przyjeżdżam, każe mi wychodzić na miasto o 24:00, a normalnie o tej porze, to przerzucam się na drugi bok. 

Idąc Karmelicką w kierunku Rynku, w pewnym momencie zaczepił Nas jakiś miły chłopiec. Tak, wyglądał na chłopca, do mężczyzny trochę mu brakowało. Jakiś dwóch włosków na brodzie i trzech zmarszczek mimicznych. Po prostu zatrzymał się na środku chodnika, odwrócił i powiedział, że ciekawe z Nas dziewczyny. Że jesteśmy po prostu pogodne, uśmiechnięte i w ogóle. Saga wzruszyła ramionami i się uśmiechnęła. Ja nie mogłam tego puścić mimo uszu. Fakt faktem, byłam po butelce wina i jakiegoś ruskiego specyfiku przypominającego włoską grappę. W sumie nie wiemy, co to było, bo etykieta nie była napisana po polsku. Nieważne. Zapytałam, o co mu chodzi. Chłopak zdębiał. Odpowiedział, że o nic. Po prostu uznał, że ludzie w dzisiejszych czasach są zbyt zakłamani i nie mówią tego, o czym myślą, a więc postanowił wyrazić to, co poczuł patrząc na Nas. Niby ok, ale jednak to takie odbiegające od rzeczywistości, prawda? Obcy Facet zaczepia dwie kobiety na ulicy i mówi im, że są interesujące, twierdząc, że niczego od nich nie chce. Nie umiałam tego ogarnąć. Prawdopodobnie przez moje wąskie horyzonty, jak mawia Lena. Drążyłam dalej. W 15 minut drogi do Baroque, dokonaliśmy streszczenia relacji damsko-męskich, niczym licealista zapoznający się z treścią "Pana Tadeusza" na dzień przed klasówką. Do teraz nie wiem, co autor miał na myśli, chyba miałam za mało czasu.

W klubie od razu uderzyłyśmy na parkiet. W pewnym momencie odwróciłam się, a moim oczom ukazał się przystojny brunet okularnik. Oczy Sagi również Go dojrzały. Wymieniłyśmy spojrzenie z cyklu "No no...". Stojąc przy barze, Saga zaczęła dziwnie się zachowywać. Strzelała uśmieszkami w przestrzeń i delikatnie unosiła lewe ramię do góry, udając zawstydzoną. Uwaga. Saga się nie wstydzi. Saga dokładnie wie, co robi. 100% przeanalizowanej taktyki "dziś jesteś mój kochanie". 
- Saga co Ty kur*a robisz?? - rzuciłam.
- Jak to co, podrywam - odpowiedziała prychając. - Zasłoń mnie, muszę poprawić usta - dodała.
Parę chwil później siedziała w Jego towarzystwie, podpalając cienkiego papierosa i unosząc raz lewe, raz prawe ramię. Była tak zauroczona, że zapomniała z kim przyszła. Dobrze, że w końcu sobie o mnie przypomniała.
- Stara, On ma obrączkę! - rzuciła, kiedy odszedł na chwilę do baru po kolejnego drinka.
- Widzisz! Oni wszyscy są kur*a tacy sami! - odpowiedziałam. - A potem się dziwić, że żony nie puszczają swoich mężów samych na imprezy! Zaraz mu zrobimy nawrotkę na właściwe, małżeńskie tory. Odechce mu się łazić za kobietami, gdy te tylko na niego zerkną - dodałam sarkastycznie. Bądź co bądź, ale tego nie tolerujemy.
Kiedy wrócił i zasiadł pewny siebie w Naszej loży, usiadłam obok Niego.
- To mówisz, że jesteś żonaty? - zadałam pytanie retoryczne.
- Teraz poczułem się niekomfortowo. Czuję się osaczony. Chyba to właściwy moment, żeby powiedzieć Wam dobranoc. Zacząłem odczuwać wyrzuty sumienia - odpowiedział po chwili namysłu Pan Żonaty.
- No popatrz Saga, kolega poczuł wyrzuty sumienia. To po co właściwie wychodzisz na imprezy sam? - zagaiłam.
- Eee... nooo... posłuchać muzyki - szybko odpowiedział, starając się zachować powagę na tyle, by przekonać Nas do swojego tłumaczenia.
- Posłuchać muzyki? A to koncerty Ci nie wystarczają? MP3 nie masz? Radio sobie włącz, jak chcesz się ukulturalnić... - zaśmiałam się.
W życiu nie słyszałyśmy równie głupiego tłumaczenia. Pan Żonaty przyszedł do klubu, ponieważ robi MBA w Krakowie weekendowo i wieczorami chce posłuchać muzyki. Żona w tym czasie przewija ich dwuletnie dziecko pod Jasną Górą. I pewnie modli się o jego wierność.

Na szczęście Saga zna umiar. Jedno jest pewne, gdyby tylko chciała, Pan Żonaty zająłby moje miejsce na kanapie w Jej mieszkaniu. Po tej sytuacji stwierdziła, że zawsze będzie przygotowana. Zamiast wizytówek, wyciągnie karteczkę z numerem telefonu i tekstem "Zadzwoń, kiedy już się z tego uwolnisz". Saga nie uznaje istoty małżeństwa, ale nie tyka się facetów z gpsem na palcu.

Saga jest kobietą, która spędza sen z powiek wszystkich żon, których mężówie wyszli samotnie na imprezę. Jest niesamowitą kokietką. Pewną siebie kobietką. Gdybym była mężczyzną, z pewnością bym Jej uległa. Poza tym Saga robi wyśmienite śniadania. Wczoraj zapytałam, czy wyjdzie za mnie za mąż. Pewnie by wyszła, ale jak wspomniałam, nie interesuje Ją małżeństwo.

Pan Żonaty teoretycznie nie zrobił nic złego. Przecież tylko rozmawiał. Ale jednak nie chciałabym być na miejscu Jego żony. Mimo wszystko. Zresztą sam w końcu przyznał mi rację, że kiedy kobieta wychodzi na imprezę z koleżankami, to faktycznie tańczy w kółeczku. Ostatecznie rozwiał wszelkie moje wątpliwości. Uwaga! Przyznał, że panowie nie tańczą w kółeczku z kolegami! Toż to niespodzianka!

Tak jak my Kobiety raz na czas mamy "te dni", tak Mężczyźni mają "dni wędrującego mózgu". Ups, przepraszam, u nich to permanenty okres.

PS :-)




poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Pakowanie do podręcznego, czyli Święta Trójca leci na ulrop.

Obiecałam sobie, że nie będę żarła przez Święta. Że na tydzień przed wyjazdem zaprzyjaźnię się z Ewą Chodakowską. Miało być pięknie i szczupło, a wyszło jak zawsze. Normalnie jaja w biały dzień. Objadłam się jak małe prosiątko. Dostałam smsa od Nuty:
- Jesteś gruba?
- Spierd*laj!
- Szukam pocieszenia!

Hahahaha...

Ale powiedzcie, czy to nie jest przyjemne w trakcie Świąt, kiedy o każdej porze dnia i nocy, możemy tup tup do kuchni, a tam sałateczka, jajeczko, mazurek... W normalnych okolicznościach przyrody, po 20:00 Mama Sympatia przegania mnie i DeeDee sprzed lodówki. To jest w sumie zastanawiające. Dwa razy do roku pyta o 22:00, czy jesteśmy głodne, a w pozostałe dni, zabrania jeść "na noc". Niezbadane są wyroki Mamy Sympatii. Tyle, słowem wstępu.

Jeszcze tylko jeden dzień i Święta Trójca leci podbijać Maltę. Nuta i Lena ogarnęły urlop. A właściwie, to Lena go ogarnęła. Wpadła do naszego biura i oznajmiła Nucie, że jest opcja i tyle. Po godzinie wróciłam do firmy, nękana ich telefonami. Weszłam do pokoju, a te dwie po prostu się telepały. - Lecimy na Maltę! - krzyknęła Lena. - Hmm... No to lećcie. - odpowiedziałam. Gdyby ich wzrok mógł zabijać, na bank by mnie tu nie było. Musiałam się zgodzić. Beze mnie i tak by poleciały, aż tak bardzo mnie nie kochają. Ale nie mogłam dać im tej satysfakcji i codziennie odbierać wkurzające mmsy z cyklu "mamy wino, mamy urlop, żałuj szmato, że Cię nie ma!". 

W pierwszej chwili byłam przerażona. Jak ja wytrzymam z tymi wariatkami cały tydzień? Ale każda z nas tak bardzo różni się od siebie (na szczęście!), że nie ma opcji, żebyśmy się pozabijały. Sekret naszej Trójcy polega na tym, że żadna z Nas nie liże sobie dupy. Wręcz przeciwnie. Kiedy typowa "przyjaciółka" powie "aaaaaaa! Jak pięknie Ci w tej sukience", widząc, że Twoje boczki żyją własnym życiem, Lena powie: - Sympatia kur*a... co Ty masz na sobie?! 

Kiedy leciałam w podróż poślubną, Teściowa postanowiła zrobić mi hennę. W ramach przypomnienia, wtedy myślałam, że jesteśmy best friends. Na drugi dzień przyszłam do pracy. Wyszłyśmy zapalić. Nuta i Lena spojrzały na mnie i powiedziały: - Czy Ty masz kur*a fioletowe brwi?! Miałam fioletowe brwi. W dzień wylotu na urlop. Moja Teściowa potraktowała mnie przysługą z cyklu "ups... przepraszam, henna była po terminie... ". Nie ogarniam. 

A więc wracając do tematu naszego wspólnego wyjazdu. Wyglądamy zupełnie inaczej. Ubieramy się zupełnie inaczej. Jedna napieprza się z drugiej. A więc według mnie i Leny, Nuta będzie zasuwać w jezuskach i sweterkach emerytkach. Zdaniem moim i Nuty, Lenę trzeba będzie siłą zmuszać do peelingu całego ciała. Zgodnie z wizją Nuty i Leny, ja zapakuję do bagażu podręcznego same kiecki i oczywiście parę szpilek z Guessa. Tak! Mam zamiar popierd*lać w szpilach z Guessa. Choćby na kolację! Mam w dupie odciski i trudne do pokonania trasy. Mam w dupie kozaki. Nasza relacja jest wspaniała. Lena mówi, że mnie uwielbia. Czasem ma ochotę mi przypierd*lić, ale i tak, wówczas uwielbia mnie równie mocno. 

Tak poza tym, to się dogadujemy. Będziemy świrować pawiana bite 8 dni. Ja się nawalę jeszcze na lotnisku, Lena będzie mnie stresować, że się rozbijemy, a Nuta, niczym Mama Kaczka, pilnować, czy nie zapomniałyśmy bagażu w poczekalni terminalu. A więc postanowione. Lecimy na zasłużony urlop. Kichamy na zajączki ze śniegu, kozaki początkiem kwietnia i -20'C. Z pewnością wiele sytuacji zainspiruje mnie to stworzenia nowych postów ;-)

Pozdrawiam gorąco! Malta here I come!
PS