sobota, 30 marca 2013

Jakich kobiet pragną mężczyźni, czyli o Babce Doskonałej i relacji z Panem Z.

Według badań, 80% Mężczyzn twierdzi, że Kobieta Idealna nie wyjeżdża sama na wakacje. 60% Mężczyzn uważa, że Kobieta Idealna nie płaci za siebie w restauracji. 80% Mężczyzn jest przekonanych, że Kobieta Idealna nie powinna głosić tekstów feministycznych. Mężczyźni twierdzą, że w Kobiecie podświadomie szukają cech swoich Matek. Uważają, że przy pierwszym podejściu, po pierwsze liczy się:

1. Wygląd
2. Rozmowa
Jeśli te dwa aspekty są na plus i łączy je tak zwana, chemia, będzie randka nr 2.

Obejrzałam DDTVN i wyszło na to, że według tych kryteriów, jestem Kobietą NieIdealną. Lena powiedziała, że powinnam odwiedzić psychologa, który "rozszerzy moje horyzonty i pokaże, jak wyglądają prawidłowe relacje międzyludzkie". 

Wspomniano również o budowaniu związków, które przetrwały kilkadziesiąt lat. To był naprawdę przyjemny wywiad. Ze wzruszeniem patrzyłam na małżeństwo z 16 letnim stażem, które z uśmiechem opowiadało o swoim związku, przytaczając anegdoty z życia wzięte:

Kiedy pomagam mojej Żonie założyć płaszcz, a ona ma włosy spięte w kok albo ogon, unoszę go lekko do góry i czekam. Tak długo, aż zrobi "Ihaaa!".




 Co jest sekretem udanego związku? Lubienie się. I żeby nie było nudy. I żeby Mężczyzna po kilkunastu latach powiedział -O! Takiej Cię nie znałem!
Udany związek jest wtedy, kiedy Mężczyzna w sposób jawny i otwarty wielbi swoją Partnerkę. 
  
Wzruszają mnie takie opowieści. Lena pewnie powie, że to takie pitu pitu, Nuta, że rzyga tęczą. A Ja Wam powiem, że w głębi duszy każda z Nas o tym marzy. Wczoraj wieczorem rozmawiałam z Lodą. Opowiedziałam jej o relacji z Panem Z. 

Z. jest naprawdę świetnym Facetem. Z. poszerza moje horyzonty. Filmowe i muzyczne. Potrafi mnie przytemperować, kiedy trzeba. Relaksuje szczerym uśmiechem. Kiedy się intensywnie nad czymś zastanawia, wydaje z siebie charakterystyczny dźwięk mruczenia, co niesamowicie mnie irytuje, a jednocześnie uważam, że to urocze. Kawę podaje mi w filiżance na spodeczku. Patrzy na mnie przerażonym wzorkiem, gdy orzeszki z drożdżówki zjadam osobno. Oddaje mi wtedy swoją, abym spróbowała poczuć smak jabłka i orzechów naraz. Rozbawia mnie do łez. Każdy film chce zobaczyć wspólnie. Sprowadza mnie na ziemię. Nie przeszkadza Mu, że lecę z Leną i Nutą na Maltę za parę dni. Uważa, że należy mi się odpoczynek pierwszy raz od dwóch lat. Zawiesza konto na Sympatii.  A kiedy dopadają mnie Te Dni i czuję się tragicznie, oznajmia, że przyjeżdża po mnie do pracy i bez dyskusji zawozi do domu. Nie klasyfikuję Go, nie chcę Go wrzucać ani do wora ze Stajennymi, ani do pałacu z Księciuniami. Pozwalam Mu być sobą.

Moja wewnętrzna walka przed zaangażowaniem została zażegnana. Poddałam się. Skończyłam z Panią Feministką, Panią Sama Za Siebie Zapłacę, Panią Wypierd*laj. Ze względu na Z. zawiesiłam konto na Sympatii.
Nadal pozostałam jednak Panią 0-1. Lena nie znosi tego we mnie. Kiedy Z. wyjechał do Stolycy na kilka dni i nagle zmienił swój stosunek do naszej relacji, zaczęłam świrować. On nie pisze na dobranoc, to ja też nie. On nie napisze buzi, ja też nie. On nagle pisze do mnie jak do kumpeli, ja też. Tak w ogóle, Z. ma więcej kumpel niż Ja.

I zaczynam się zastanawiać, co się stało. Czy po prostu jednego dnia mu przeszło? Czy jeden tekst wystarczył, że uświadomił sobie, że to nie to? Czy może przesadzam, a Facet po prostu lekko przystopował? Lena uważa, że tak. Że moje horyzonty są zdecydowanie za wąskie. Że nie dopuszczam, że Facet potrzebuje swojej przestrzeni, że może nie mieć ochoty codziennie pisać, że może próbuje za mną zatęsknić. Może ma rację. Ale moja intuicja podpowiada co innego. Czy tak się zachowuje po półtorej miesiąca Mężczyzna Zaangażowany? Jeśli tak, proszę wyprowadźcie mnie z błędu. Chyba wolę moje wąskie horyzonty i tak, chyba wolę być zero jedynkowa. Kocha, nie kocha. Bzyka, nie bzyka. Zależy, nie zależy. Czy nie mam prawa oczekiwać, że zakochanie ma być jak grzmot? Byłam zakochana i widziałam zakochanych Mężczyzn. Wiem co potrafi robić zakochany człowiek. Nie liczą się odległości. Nie liczą się godziny. Nie liczy się niewyspanie. Nie ma nic innego. Nic innego się nie liczy.

Moja intuicja podpowiada mi, że Z. po prostu próbował, ale nie wyszło. Nie chce wyjść na Ciula. Zanim się ze mną spotka, próbuje mnie przygotować. Poprosił mnie, abym zarezerwowała dla niego 2-3 godziny na wtorek, dzień przed wylotem na urlop. Nuta stwierdziła, że jakby chciał mi podziękować, to nie umawiałby się na trzy godziny. Zaśmiałam się. Przecież może chcieć najpierw zrobić dobre wejście, kolacja albo teatr, a na końcu mi podziękować, ale za to, w jakim stylu ;-) 

Jednego jestem pewna. Ludzie w dzisiejszych czasach są przyzwyczajeni do tymczasowości. Telefony, komputery, relacje. Gwarancja dwa lata. Potem producent nie odpowiada. Łatwiej zmienić, niż naprawić. Po co się docierać i godzić na kompromisy, skoro po fazie zakochania, możemy poszukać nowej Pani Sympatii? 

Obserwowałam ostatnio dziewczynę, na oko dwudziestolatkę, siedzącą w kawiarni w całkowitej separacji od otoczenia, a jednocześnie pochłoniętą łączeniem się ze światem i ludźmi. W uszach miała słuchawki iPhone’a, przed oczami – lśniący ekran komputera; ręce nieustannie biegające po klawiaturze. Stopy, w kolorowych butach sportowych, nieruchome. Leżał przy nich malutki, finezyjnie ostrzyżony pies, który nie niepokoił ani właścicielki, ani sąsiadów. Raz na jakiś czas przerzucała się z klawiatury na ekran dotykowy telefonu, otwierała i zamykała okna przeglądarki, uśmiechała się do komputera – do wibrującego w nim życia. W tym samym czasie na wiele sposobów współistniała z innymi, stykała się i rozłączała, bez ceremonialnych powitań i pożegnań. Była z nikim, ale z wieloma. Wychodziła z kawiarni z pogodną miną, nie przypominając kogoś, kto spędził trzy godziny w odosobnieniu.A jednak – była sama, wśród wielu rozmawiających ludzi, wykonujących gesty czułości i bliskości, odwzajemniających uśmiechy. Wśród osób, które wybrały, że przez jakiś czas będą tu z kimś – naprawdę, na wyłączność, zakłócaną jedynie szybkim: „Słuchaj, jestem na spotkaniu. Później oddzwonię, dobra?”.
(Paulina Wilk, Ludzie bez wtyczki)

Miłego lepienia zająców Moi Drodzy :-)

PS

poniedziałek, 25 marca 2013

Życie, ku*wa życie, czyli jeden wielki burdel!

Dziś będzie mix wszystkiego. Ostatnie dni są dla mnie istnym TADAM! No to zaczynamy...

TEMAT NR 1, CZYLI ZŁOŚLIWOŚĆ RZECZY MARTWYCH

Czwartek 
Umywalka i pralka wypowiadają mi wojnę. Przyjmuję wyzwanie. Termin wyznaczam na 07:15 dnia następnego.

Piątek
07:15 
Nadchodzą posiłki.
-Co Pani zepsuła?
Noż ku*wa... Bo baba tak? Czy jakbym była facetem, to też by byli tacy mądrzy?!
Dwóch hydraulików walczy za mnie, a ja przypatruję się metodom.
Czas: 1,5h. Ogień pytań: 
- Czy wiedziała Pani, że zatyczkę od umywalki się odkręca, skoro nie da się jej zdjąć?
- ...
Nie wiedziałam. No co. Jak nie chciała po dobroci, to nie męczę, tylko sypię kreta.

- Czy wiedziała Pani, że do takiego rodzaju syfonu nie wolno wsypywać kreta?
- ...
Teraz wiem. I sypać nie będę. Za to umiem już odkręcać zatyczkę, a więc ogarnę czyszczenie filtra. 

- Co Pani pierze?
- No jak to co... swetry wełniane, pościel... no ubrania! 
W ogóle co to za pytanie? Następnym razem odpowiem zgodnie z sugestią Leny:
- No widelce, łyżeczki... A to nie wolnooo? Ja myślałam, że to zmywarka...

Wszystko działa. Efekt zadowalający, mogę iść do pracy.

Sobota
10:00 
Pranie próbne. 
10:20
Powódź. Pralka może i przegrała bitwę, ale zdecydowanie chce wygrać wojnę. Wal się. W poniedziałek o 07:15 moi Hydraulicy cię dojadą.
17:30
 Ding Dong. Policja. 
- Szukamy Pana X... Podobno tu mieszka.
Nie no. Dajcie sobie wszyscy na luz. Nie ma Pana X. Nie było. Nie będzie. Jestem Ja. Od roku. Dobranoc.

Niedziela
Sorry, we are closed. 

Poniedziałek znaczy Dziś
7:15
Dwóch Hydraulików, Szefuncio i Tołdi wypili herbatę i nic nie znaleźli. Pralka się cieszy, ja mniej. Kosz na pranie w przedpokoju zaczyna się szczerzyć.
18:45 (czyli 18:00 wg Fachowca)
- Paaani... dobre jest! Wszytko działa jak ta lala! Tu się cosik wygięło, ale ogarnięte! Może Pani prać, ile wlezie!
 No to piorę. Zobaczymy, czy wody nie będzie tyle co w filmie Niemożliwe. Złośliwość rzeczy martwych (chyba) ogarnięta.

TEMAT NR 2, CZYLI TAKSÓWKARZ

Myślisz, że nic już nie jest w stanie Cię dziś zaskoczyć. I wtedy do biura wchodzi Taksówkarz. Ja na Nutę, Nuta na mnie. Hę? Oznajmia, że znalazł dokumenty i faktury, na których widnieją dane naszej firmy, jako klienta. Postanowił zrobić PRZYSŁUGĘ i je dostarczyć, aby osoba, które je zgubiła, nie miała problemów. Myślisz, że jeszcze są na świecie uczciwi ludzie. I wtedy Taksówkarz robi TADAM!
- ... i włączyłem taksometr, także ktoś teraz musi zapłacić za kurs.
Nuta wybuchła. Ja eksplodowałam.
- I Pan to nazywa przysługą? Że zarabia Pan na tym, że przywiózł coś, co ktoś nieumyślnie zgubił?! - wyrwała Nuta.
- A co Pani myśli, że auto to jeździ na wodę? - odburknął zdziwiony Taksówkarz.
- Czyli to nie jest przysługa proszę Pana. Czy wie Pan, że gdyby nie powiedział o opłacie i tak by ktoś Panu za ten kurs oddał? Po prostu. W ramach podziękowania. Ja po prostu jestem w szoku. Nie wierzę w to co słyszę. - dodała. - Proszę zostawić na siebie namiary, ktoś z tej firmy się z Panem skontaktuje. Proszę mi tylko powiedzieć, ile wyniósł Pana kurs z ulicy X do nas?
- Nooo... będzie jakieś 30 zł z postojem... - odparł.
- Z postojem?? Czyli taksometr ma Pan nadal włączony, podczas kiedy tu sobie rozmawiamy? - zdziwiłam się.
- A co Panie sobie myślą. Ja muszę ZUS zapłacić!
- To wobec tego już Pana nie zatrzymujemy, skoro Pana czas jest tak cenny. - odpowiedziałam.
- Ja jestem w tak permanentnym szoku, że nawet już nie mam ochoty z Panem rozmawiać. Poza tym, nie chcę naliczać dodatkowych opłat temu, kto za to zapłaci. I tak pewnie będzie musiał kredyt zaciągnąć... - dodała Nuta.

TEMAT NR 3, CZYLI TAJEMNICZY WIELBICIEL ZARĘCZYŁ SIĘ

I kiedy już myślałam, że mój limit zaskoczeń został wyczerpany, Facebook postanowił o sobie przypomnieć. Hello? Jestem tu! Patrz, kto się zaręczył! Tajemniczy Wielbiciel. Tak, ten sam. Zaręczył się ze swoją kochanką, z którą dość długo zdradzał swoją żonę. Ten sam,który rozwiódł się rok temu. Ten sam, który latał za mną wzrokiem po knajpie, mimo obecnośni swojej kochanki. Ups, przepraszam, narzeczonej. Wprowadził ją do domu, w którym niegdyś w sypialni, spoczywała jego była już, żona. Ta sama, która czekała, aż Ten Wierny wróci z nocnych podbojów. No i historia się powtarza... 

W przypadku TW, powiedzenie Kobiety nie da się zmienić, można zmienić kobietę, ale to i tak, nic nie zmienia, nabiera nowego sensu.

Dobranoc się z Państwem

PS


piątek, 22 marca 2013

Ty, On i karta kredytowa Mamusi, czyli o domowym budżecie.

Wspólne mieszkanie. Gaz 120 złotych. Prąd 70 złotych. Telefon 150 złotych razy dwa. Telewizja 50 złotych. Internet 50 złotych. Pieczywo, parówki i jajka. Dentysta i ginekolog. Fryzjer i mechanik. Konto bankowe. Jeden, czy dwa rachunki? No właśnie. Dziś o budżecie domowym. 

Jak to jest z tymi opłatami i dzieleniem się kosztami? Kto płaci za co? Dzielimy się po równo? W moim przypadku sprawa jest jasna. Jeśli ja ogarniam opłaty, Ty polujesz na promocje w Lidlu. Ty zasuwasz, żeby zbudować Nam dom i posadzić drzewo, a potem utrzymać Syna, którego spłodzisz. Ja zasuwam, bo jestem niezależna i nie będę Cię prosić o pieniądze na kremik, waciki i cudowny dziecięcy komplecik z H&M za jedyne 119 złotych. Poza tym, odkładam na Porsche.

Sratatata... Jeśli tak będzie, to będę naprawdę szczęśliwa. Kiedy mieszkałam z moim przyszłym byłym Mężem, udawało się dzielić kosztami naprawdę sprawiedliwie (niestety po równo). Jeśli ktoś mówi, że ślub nic nie zmienia, to ma rację. Po co nam wspólne konto do wspólnych wydatków? To dewiza mojego byłego Męża. Co Twoje to moje, a co moje, nie rusz, jak mawiała moja Prababcia. Małżeństwo to szara rzeczywistość, jak mawiał mój Ex. To ja dziękuję, postoję, mam w dupie taką rzeczywistość.

Żona - Kochanie, idę do ginekologa, masz 100 złotych? 
Mąż - Tak, POŻYCZĘ Ci, ale MUSISZ mi oddać.

Żona - Kochanie, umówiłam nam wizytę u dentysty.
Mąż - Ok, ale wypłać sobie pieniądze, bo ja Ci nie będę FUNDOWAŁ wizyty.

Mąż - Usiądź, musimy policzyć wszystkie koszty.
Żona - Ok. No to jak stoimy z kasą?
Mąż - Ja wczoraj płaciłem za zakupy dzienne, a więc teraz Ty MUSISZ kupić olej do auta.

I może jeszcze laseczkę do tego Kochany Mężu? Może spłacę w naturze? Co to za klimat w ogóle?! Żeby była jasność, nie chodzi o to, że się migam od wyłożenia kasy na stół, kiedy trzeba. Po prostu liczy się sposób, w jaki załatwiamy kwestie wspólnych i indywidualnych wydatków, a nie kwota. Nuta zawsze powtarza, wszystko można załatwić i dogadać, jak się chce.

Jeszcze jednego klimatu nie czaję. Kiedy Facet wprowadza się do swojej Kobiety, Ta wymaga, aby uczestniczył w domowych obowiązkach, ale kiedy przychodzi co do czego, mówi:
- Sympatia wiesz, Chlebek ogarnął MI naprawę piecyka. Kupił MI do mieszkania sokowirówkę. 
- Loda, jeśli chcesz, aby poczuwał się do swoich domowych obowiązków, nie możesz na każdym kroku podkreślać, że mieszka u Ciebie... 
To jest podświadomość, ale jednak, wyczuwalne dla drugiej strony.

I moja ulubiona historia. Pewnego dnia postanowiliśmy z moim Ex odwiedzić moich Przyjaciół w Wiedniu. Wybraliśmy się z nimi na zakupy. Ja kupiłam płaszcz, a mój Mąż postanowił zakupić garnitur. Weszliśmy do sklepu. Przymierzał, wybrzydzał, aż w końcu zdecydował. Garnitur, dwie koszule i krawat. Razem 450 €. Nie komentowałam. - Jak ma pieniądze, niech kupuje, przecież potrzebuje. - pomyślałam. Podchodzimy do kasy. I nagle On podaje mi ukradkiem kartę kredytową i mówi:
- Zapłać Ty, tu masz PIN.
- WTF? Czemu nie możesz zapłacić Ty?
Cisza. Patrzę na kartę, a na niej widnieją dane Kochanej Mamusi Syneczka. Czułam, że płonę ze wstydu. 

Co Twoje to moje. A co moje i mojej Mamusi, nie rusz. 

PS

środa, 20 marca 2013

Co z tym Chłopem? Czyli o tym, czy w Facecie szukamy cech naszych Ojców.

Po 11 latach wylądowałam w jednym pokoju z moją młodszą Siostrą. DeeDee postanowiła spróbować sił zawodowych na Śląsku i tymczasowo pomieszkuje w mojej ogromnej 29m kawalerce, tym samym fundując mi 100% antykoncepcję. Cztery dni i jeszcze żyjemy. Nadrabiamy zaległości filmowe i gotujemy. Tzn. ja gotuję dla niej. Nie wiem, co mi odwaliło, ale obudziły się we mnie instynkty macierzyńskie. -Załóż czapkę. - Zjedz śniadanie. - Umyj zęby. - Przykryć Cię kocem? - Trafisz na tramwaj? Puk puk Pani Sympatio.

Nieunikniony kontakt sprawił, że dużo rozmawiamy. DeeDee jest specyficzną młodszą Siostrą. Otóż uczy mnie, jak żyć i postępować z facetami, ponieważ od pięciu lat jest w stałym związku. DeeDee nie ma prawa jazdy, ale i tak uważa, że jeździ lepiej niż ja. Kocham moją młodszą Siostrę. 

Jednym z naszych topowych tematów są relacje damsko-męskie. Dziś po powrocie z pracy zaczęłyśmy rozmawiać o naszym Ojcu. Jaki mamy z nim kontakt. Albo raczej, jakiego nie mamy i czy odbija się to na naszych związkach z Facetami. DeeDee stwierdziła, że Stachu jest totalnym przeciwieństwem naszego Taty. Uznała, że cechy, których brakuje Jej u Ojca, Stachu posiada. Uparcie trzyma się swojej teorii, że relacja z Tatą nie ma wpływu na to, z kim się związała. Według mnie, ma. Bo nawet, jeśli Stachu jest całkowicie inny, to właśnie dlatego, że DeeDee chciała kogoś zupełnie innego niż Tata. Kogoś, kto nie będzie przypominał Jej relacji z Ojcem.

Czas, kiedy oddychałam po nieudanym związku z Bobem Budowniczym, dał mi możliwość przeanalizowania moich poprzednich relacji z Mężczyznami. Zawsze wiedziałam, które cechy podziwiam w moim Tacie i dlatego chcialam, aby mój Partner też je posiadał. Był ogarnięty, ambitny i życiowy. I miało być tak pięknie, a wychodziło, jak zawsze. Teraz widzę to bardzo wyraźnie. Mężczyźni, których wybierałam, byli dla mnie przede wszystkim niedostępni. A ja, za wszelką cenę, starałam się zwrócić Ich uwagę. Niedostępność objawiała się w różny sposób. Kluczowe było jednak to, że tkwiłam w takim układzie, ponieważ podświadomie byłam do tego przyzwyczajona. Do dystansu, braku okazywania uczuć, braku relacji i ogarniania wszystkiego na własną rękę.

Teraz wiem, że wykonałam na sobie darmową psychologiczną analizę, ha! Pani Sympatia wytłumaczyła Pani Sympatii, w czym tkwił problem i mam nadzieję, że nauczyłam się oddzielać relacje z Facetami, od relacji z Tatą. Z DeeDee nigdy nie byłyśmy małymi Księżniczkami i pewnie dlatego wyrosły z nas takie Twarde Baby :-) A więc, nie szukajmy podświadomie niepożądanych cech naszych Ojców w Ukochanych... Partnerach! I nie dajmy się też zwariować, jeśli byłyśmy Księżniczkami Tatusiów, całe życie poszukując kopii Króla.

PS

piątek, 15 marca 2013

Co wolno wojewodzie, czyli o wolności w związku.

No i weekend! W końcu... Połowa miesiąca za pasem. I zastanawiam się, dlaczego do końca pieniędzy zostaje tak dużo miesiąca? Myślę, że każdy, kto świętuje Matki Boskiej Pieniężnej 1go, wie o czym mowa ;-) Ale nie o pieniądzach dziś. O wolności moi drodzy. A dokładnie, o wolności w związku.

Tak sobie myślę, czy My Kobiety, mierzymy wolność tą samą miarą w stosunku do siebie, co do naszych Mężczyzn? Nie. Mówcie co chcecie, ale prawda jest taka, że uważamy, iż Nam wolno więcej. Wielu Panów zastanawia się pewnie dlaczego? Nie potrafi zrozumieć, co sprawia, że My jesteśmy przysłowiowym Wojewodą, a Oni Smrodem (przepraszam... cytuję przysłowie). Otóż, odpowiedź jest niezwykle prosta. Nasz mózg znajduje się zawsze w tym samym miejscu. W głowie. Nasz mózg nie poddaje się prawom grawitacji, drodzy Panowie.

Może przytoczę małą scenkę sytuacyjną. W klubie przy barze stoi kilku Mężczyzn. Co robią? Lansiarze piją whiskey, Studenci piwo, Kierowcy Lecha Free. I obczajają. Bum! Wchodzą. Kobiety. W tym momencie należy zauważyć, że mamy do czynienia z dwoma typami Kobiet. 

1.   Typ Dziunia - wymalowana, wypindrzona, usta w dziubek/karpia/zrobię Ci laskę
2. Typ Jestem Z Przyjaciółkami - wymalowana, dobrze ubrana, przyszła POTAŃCZYĆ Z PRZYJACIÓŁKAMI (można traktować jako całość)

I tu zaczynają się schody. Panowie, kiedy widzą grupkę Kobiet wchodzących do klubu, wkręcają sobie misję. Od razu tłumaczę. To, że Wy Mężczyźni nie przychodzicie do knajpy po to, aby potańczyć w kółeczku, nie oznacza, że My tego nie robimy. Nie każda Kobieta, która przychodzi na imprezę bez partnera, ma ochotę na bycie poderwaną. A więc, kiedy mówimy NIE, to naprawdę znaczy NIE. I nie doszukujcie się tam "tak, ale się droczę". Zastanawiające, że nagle 90% Kobiet typu JZP okazuje się lesbijkami. Ale czasem nic innego już nie działa. Ustalone. Chcecie podrywać, szukajcie w tłumie Dziuni.

A teraz pojawia się zasadnicza kwestia. Dlaczego My Kobiety typu JZP nie widzimy problemu w wyjściu na imprezę bez Faceta, a robimy "sceny", kiedy Facet chce wyjść z kumplami? Właśnie z powodu typu Dziunia i wędrującego mózgu. I nie, zaufanie nie ma tu nic do rzeczy. Sorry, ale jeśli mam uwierzyć, że Facet idzie do klubu z kolegami, aby tańczyć w kółku, to musiałoby mnie nieźle powalić. My Kobiety jesteśmy w stanie odpowiadać za swoje zachowanie, dlatego, że nie idziemy wyrywać, a co za tym idzie, nie dopuścimy do siebie żadnego Faceta ze ślinotokiem. Ale kiedy Nasz Facet wychodzi do klubu z kolegami, prędzej, czy później, zostaje zaatakowany przez Dziunię. To zawsze Kobieta decyduje, czy do czegoś dochodzi. To Kobieta poluje wzrokiem na swoją Ofiarę. No niestety, prawda w oczy kole. 

Także moi drodzy Panowie. O nas martwić się nie musicie. Spokojna Wasza poczesana głowa. Ale nie powodujcie, aby Wasze Kobiety musiały martwić się o Was :-) Od zmartwień robią się zmarszczki.

Pozdrawiam Wszystkich serdecznie!
PS


środa, 13 marca 2013

O harmonii w związku według Pani Sympatii.

Dziś o tym, co nas kręci, a co nas wkurza. Czyli o tym, jak ja widzę harmonię w związku.

Dawniej myślałam, że Mężczyzna powinien biegać za mną, jak opętany. Być na każde skinienie. Podać puder. Kupić kwiaty. Prawić komplementy. I byli tacy. Biegali. Maratony normalnie. I co? I tak sobie śmigali za mną. Nie powiem, na początku bardzo mi się to podobało... do czasu. No bo ile można? Szczerze? Znudziło mi się... takie to było poddańcze, jak dla mnie. Nie byłam w stanie ogarniać wszystkiego. Pracy, domu, Faceta, kuchni, wakacji i jego srania.

Uznałam, że może bardziej potrzebuję Jaskiniowca. Tupnie nogą. Zapyta co na obiad. Wyjdzie na wódkę z kumplami. A ja będą mu kumpelą, kochanką, krawcową... nie, nie, nie. To jednak też nie dla mnie. Mam zbyt silną osobowość i mocny charakter, aby dać sobą sterować. Też chciałam mieć coś do powiedzenia, a nie tylko się uśmiechać na (Jego) zawołanie.

W końcu, po kilku próbach zrozumiałam. Potrzebuję harmonii. Władzy w pracy, spokoju w domu. Mężczyzny, który rozkręci kran, a w tym wszystkim mnie, która ogarnie urlop. Jego, który poniesie cholernie ciężkie zakupy, a mnie, która upichci coś zajebistego. Jego, który przytemperuje charakterek Pani Sympatii, a mnie, która wprowadzi spokój do związku. 

Każdy jest w czymś dobry. I nie mam tu na myśli stereotypowego podziału obowiązków. W rozpoczynaniu gry wstępnej może ktoś być dobry. W odkurzaniu. W skręcaniu mebli. Na przykład Rodzice Nuty mają genialny podział obowiązków w domu. Mama Nuta kładzie panele i wie, jaką taśmą okleić nogi deski do prasowania, żeby się nie ślizgała. Tata Nuta gotuje tak, że Wachowicz i Gessler mogą się schować. Czy dlatego, że Mama jest feministką i w pierwszym dniu małżeństwa wskazała Tacie kuchnię? Nie. Otóż dlatego, że każdy z nich robi to, w czym jest dobry. I właśnie to sprawia, że panuje tam harmonia.

Pani Sympatia marzy o takiej harmonii. Nie o zakochaniu, dla zakochania. Seksie, dla seksu. Marzę żeby Mój Mężczyzna dbał o mnie, wiedział, że mam humory i dni, kiedy nie wiem, czego chcę, ale muszę to mieć natychmiast. Marzę, aby wracał do domu, w którym Ja będę kochanką, On hydraulikiem (no, no), Ja elektrykiem, a On kucharzem. Albo odwrotnie. Doesn't matter! Najważniejsze, by była harmonia :-)

A więc zobaczymy, czy Mężczyzna, który pojawił się w życiu Pani Sympatii, złapie ten przekaz? W następnym poście będzie o wolności w związku... ;-)

PS


piątek, 8 marca 2013

Goździka, czy goździkiem? Czyli Dzień Kobiet.

No właśnie. Jak to jest z tym Dniem Kobiet? Obchodzimy, czy jednak bojkotujemy? Ja, jedno i drugie jednocześnie.

Obchodzę, bo jestem Kobietą i nic tego nie zmieni. Siłą rzeczy, jestem atakowana smsami, mailami i wpisami na facebooku -  btw. 90% dzisiejszych postów dotyczy Dnia Kobiet. Jeżeli już Mężczyźni składają mi życzenia, to ich nie wyzywam od ciuli, którzy sobie łaskawie przypomnieli, że jestem Kobietą. Takich, którzy pamiętają tylko o tym fakcie 8 marca, proponuję zdzielić goździkiem. Takim panom, już dziękujemy.

W sumie, to chyba lubię to Święto. I nie dlatego, że cały rok czekam na kwiatka od faceta, tylko dlatego, że dziś zbierają się Ekipy Bab Pod Wezwaniem i atakują miasto. Uwielbiam to, że dziś gliniarze patrzą na nas łaskawszym okiem, kierowcy przepuszczają w korku i przez chwilę możemy poczuć się takimi Kobietkami. A na co dzień? W torebce nosimy buteleczkę izopropanolu, nożyk i raklę. To jest siła Kobiet!

A dlaczego bojkotuję? Ponieważ szlag mnie trafia, kiedy widzę tych wszystkich chłopów, którzy lecą do kwiaciarni przy Kauflandzie i mówią:
- Pani da takiego jednego kwiatka, bo MUSZĘ dla żony.
- To może bukiecik? - odpowiada kwiaciarka.
- Nieee... bez przesady, jeden wystarczy.

Muszę? Gówno musisz! Takiego co musi, to bym regularnie biła kwiatkiem. A najlepiej wazonem. Dzisiaj jechałam z moją Przyjaciółką Lodą samochodem i utknęłyśmy w korku. Idealny moment, żeby poobserwować tych wszystkich ludzi. Zarówno ja, jak i Loda, nie znosimy pozerstwa, tego udawanego świętowania. Idzie taki Samiec, krokiem, jakby niósł pod pachami dwie cegłówki, a za nim potulnie tupta jego Dziunia. Z kwiatkiem. W celofanie. No cholera jasna. On myśli, że kupił kwiatka i już. Odbębnione. A Ona? No cieszy się pewnie, że Misiu kupił.

Nienawidzę kwiatów w celofanie. I nic tak mnie nie irytuje w bukietach, jak ta pieprzona zielenina, te ozdóbki, paprotki i inne gówna. Po co to komu? Cztery lata mówiłam mojemu Mężowi, że nie znoszę czerwonych róż ze zdobieniem i celofanem. I za każdym razem dostawałam taki bukiet. Nawet po rozstaniu... Ale bukietowi czerwonych, nieprzyciętych róż, przewiązanym sznurkiem, mówię zdecydowane TAK!

Także moje Drogie Panie, świętujmy dziś! Porzućmy domowe pielesze, dresy i Mężczyzn. Ubierzmy najlepszą bluzkę, załóżmy szpilki, pomalujmy usta i chodźmy na miasto! Niech zadrży ziemia! Niech Chłopy się boją! It's Ladies Night!

Pozdrawiam Kobiety Bez Serca :-)

PS

piątek, 1 marca 2013

Mr. Right, czyli portret Mężczyzny według Pani Niezależnej.


Kiedy poznajesz nowego faceta, na co zwracasz uwagę? Na tyłek? Włosy? Pełne uzębienie? Ok. W pierwszej kolejności, jak najbardziej. I dłonie. Musi mieć zadbane dłonie. Ale nabłyszczacz do paznokci, odpada. Bez jaj. Facet ma mnie pociągać, a nie odstraszać. Wara od mojego bezbarwnego lakieru!

Załóżmy, że wizualnie Ci odpowiada. Tak, tak, wygląd ma znaczenie. Dość pieprzenia, że liczy się tylko wnętrze. Każdy mierzy według swojej skali. Jak będę 70 letnią singielką, to może uznam, że wygląd się wytnie. Póki co, musi mnie pociągać. A więc ustalone. Podoba mi się. I co teraz?

Głos. Musi być intrygujący. Przepraszam, ale jeśli mam kogoś słuchać do końca życia przy śniadaniu i nie przerywać orgazmu w momencie, kiedy wykrzykuje moje imię, to Jego głos ma mi odpowiadać.

A więc, ma zęby, włosy, fajne ciało i ciekawą barwę. Skoro ma głos, to wypada też żeby się odezwał. Z sensem. Jak ma gadać bez sensu, to równie dobrze może malować paznokcie. Musi mieć poczucie humoru. Łapać przekaz. Nie obrażać się na moje sarkastyczne teksty i rozumieć, że foch jest często udawany.

A zachowanie? Wynosi się z domu. Abstrahując od mojej niezależności, Mężczyzna MUSI być gentlemanem. Miło jest, kiedy otwiera Ci drzwi od samochodu i ubiera płaszcz, prawda? Kiedy Mężczyzna odwiedza Cię w Twoim mieszkaniu, powinien wiedzieć, że wypada coś ze sobą przynieść. I nie mam tu na myśli papci. Pan Sympatia, kiedy miał mnie odwiedzić po raz pierwszy, nie przyniósł ze sobą nic. Pomimo, że poprosiłam Go, aby kupił wino. - Ale ja nie będę pił. - odpowiedział. Jasne, pies ogrodnika. Sam się nie napije, to i mi nie wolno. Spadówa.

A skoro już mowa o odwiedzinach, czy Mężczyzna powinien mieszkać sam? Dopuszczamy opcję "mieszkam z Mamą"? Tak z ręką na sercu? NIE! Słyszałam już różne wymówki... Mieszkam z rodzicami, bo:
- oszczędzam pieniądze na moje własne mieszkanie... czytaj, tak mi wygodniej
- nie chcę zostawić Ich samych... czytaj, tak mi wygodniej
- mam bliżej do pracy... czytaj, tak mi wygodniej
- nie myślę na razie o mieszkaniu, odkładam na wakacje... czytaj, tak mi wygodniej

Jeżeli szukasz Chłopca, be my guest.  Ja szukam Mężczyzny. I wcale nie uważam, że musi mieć mieszkanie własnościowe. Facet ma ogarniać! Sorry, ale za duże jesteśmy, żeby uprawiać seks z rodzicami za ścianą. Poprzez podejście do życia, obowiązków, mieszkania, spędzania wolnego czasu, odkrywamy PREDYSPOZYCJE do zachowań w przyszłości. Żeby później się nie okazało, że chciałaś trenować taniec towarzyski, a Mężczyzna zafundował Ci taniec z mopem.

Po przeanalizowaniu moich poprzednich relacji z Mężczyznami doszłam do wniosku, że źle interpretowałam definicję niezależności. Uważałam, że wszystko jestem w stanie zrobić sama. Płacić za wspólne zakupy, nosić je na czwarte piętro, kupować szafki w Ikei i sama je skręcać. Dlaczego? Żeby nie pomyśleli, że jestem słaba. Gówno prawda! Chcesz być niezależna? Bądź. Mi niezależność daje praca. Tam robię wszystko tak, jak chcę. Rządzę. A Facet? Ma być Facetem. Chce być Głową Rodziny? Ok. Jeśli to jest Wasza wspólna decyzja. Chce zostać z dzieckiem w domu? Ok. Jeśli to jest Wasza wspólna decyzja. Wystarczy świadomość, że nie ważne co, dasz sobie sama radę. Ale jeśli jesteś już w związku, to komu chcesz coś udowodnić? Bo gdzie jest walka o władzę, tam nie ma miejsca na miłość. A gdzie jest miłość, tam nie ma walki o władzę.

Jeżeli Mężczyzna chce zapłacić za kolację, czy zabrać Cię w daleką podróż, pozwól Mu. W końcu na co ma wydawać te pieniądze, jeśli nie na Was? Tobie wystarczy świadomość, że jeśli tylko zapragniesz, kupisz sobie, za swoje pieniądze, upragnione Porsche ;-)

PS