wtorek, 26 lutego 2013

Spieprzacz nr 2, czyli historia o Bobie Budowniczym.

Witam witam!
Dziś chciałabym Wam serdecznie podziękować za zainteresowanie i pozytywne opinie, które do mnie spływają. Wszystko to sprawia, że jeszcze bardziej chce mi się pisać. I zrobiło się tu naprawdę międzynarodowo! Dziękuję :-)

Tyle słowem wstępu. Dziś pod lupę biorę kolejnego Spieprzacza z kategorii "zapomniał Ci powiedzieć, że Cię nie kocha i... spieprza". Nazwałam go Bob Budowniczy.

Otóż Bob Budowniczy jest uznawany, przez wszystkich ludzi, którzy Go znają, za najbardziej rozsądnego, prawego, sympatycznego i w ogóle naj naj naj, mężczyznę na świecie. Trudno się nie zgodzić, też tak uważałam. BB jest osobą, która żyje zgodnie ze swoimi zasadami. Zawsze powtarzał, że nie wyobraża sobie skrzywdzić świadomie drugiej osoby. Tym między innymi mi zaimponował. No i był taki ogarnięty, zaradny... i nieprawdopodobnie męski! O życie!

BB był moim Księciuniem. Dla niego byłam w stanie zrobić wszystko. Kochałam Go tak, jak każdej Kobiecie się marzy. Z pasją, zaangażowaniem, uśmiechem i łzami szczęścia. Biegałam z nim po kinie udając kowboi, chowałam się za ladami w Almie i piłam Merlota z plastikowych kubków. Bob sprawił, że uwierzyłam w bezinteresowną miłość. Taką i żyli długo, i szczęśliwie...

Mój Księciunio pokonywał kilometry, by być blisko mnie chociaż przez kilka godzin. Snuł cudne opowieści, roztaczał przede mną piękne wizje naszej przyszłości. Zarezerwował wspólne wakacje, pytał, jakie chciałabym mieć okna w sypialni i pokazywał, który model roweru kupimy za parę lat żeby jeździć po wzgórzach Toskanii. Brzmi to wszystko tandetnie i tak typowo, prawda? Takie pitu pitu, byleby zaliczyć.

Ale miesiące mijały, nasza bajka miała coraz więcej zapisanych stron, a więc opcję zwykłego przyjeżdżania na bzykanie, musiałam odrzucić. No po prostu Księciunio!

Jednak, tak jak w przypadku każdej Kobiety, której rzuca się na mózg, moje radary przestały odbierać niepokojące sygnały. Wymienię kilka z tych, którym warto się przyjrzeć:

1. W środku lata Spieprzacz pyta Cię, czy zostawił u Ciebie longsleeve, ponieważ robi porządki u siebie w szafie i brakuje mu rzeczy. I mówi, że Cię kocha.
2. Rezerwujesz sobie dla niego czas, a On w ostatniej chwili odwołuje przyjazd, głupio się tłumacząc i mówiąc, że Cię kocha.
3. Proponuje Ci wyjazd na weekend ze znajomymi, podczas którego unika Cię jak ognia, a wieczorem uprawiacie namiętny seks i mówi, że Cię kocha.

I jak tu nie zgłupieć? Gdyby robił tak od początku, to rozumiem, ale nagle?! - Daj mu luz... chłopak mówił, że ma poważne problemy w pracy. Nie mamy własnej firmy, więc nie wiemy, jak to jest. - mówiła wtedy Nuta. - No dobra. Może ma rację. - pomyślałam i wrzuciłam na luz. Pozwoliłam mu na ucieczkę do jego Nothing Box, bo przecież nie jestem laską, która za nim polezie i będzie pytać: "Honeyyy... what you are thinking about?".

I nadszedł pamiętny dzień. Bob przyjechał wieczorem z winem. Od progu buzi, uśmiech i przytulenie. Pani Sympatia upichciła kuraka i kalafior, przy których przyrządzaniu się pocięła i przypaliła, kur.. do teraz mam blizny. Klimat był jak zawsze przedni. Dużo śmiechu i pełna romantyka.

W końcu udałam się pod prysznic, zostawiając mojego uśmiechniętego Księciunia na kanapie. Kiedy wróciłam, na kanapie siedział jakiś Stajenny, przysięgam, pierwszy raz chłopa na oczy widziałam. Jakiś taki smutas, nieobecny, no nie mój. I pytam, co zrobił z Bobem Budowniczym? Cisza. No to zaczęłam po babsku drążyć. W końcu zadałam pytanie, czy chodzi o Nas? Kiwnął głową. Powiedział, że musimy porozmawiać. Uuu... powiało grozą. Zaczęło się. Maślane i załzawione oczy. Smutny głos. Poważny ton i start monologu. Że mnie kocha, ale że czegoś mu brakuje. Ale nie wie czego. Prosi o jeden, góra dwa dni do namysłu. Bo nasza relacja nie jest mu obojętna i nie mógłby jakiejkolwiek decyzji podjąć tu i teraz, podczas pierwszej rozmowy.

No, powiem Wam, poleciał po bandzie. Oczy miałam tak szeroko otwarte ze zdziwienia, że aż mnie zabolały. Po pięciu godzinach rozmów, wstał, zabrał swoje rzeczy, podszedł do drzwi i powiedział, że wszystko będzie dobrze, że On to wszystko ułoży i się odezwie. Zapytałam, czy łaskawie mogę liczyć na telefon, czy potraktuje mnie smsem? Oburzył się! - Jak możesz mieć tak niskie mniemanie o mnie? - zapytał. - Nigdy w życiu bym niczego, tak ważnego, nie załatwił przez telefon!- krzyknął.

Na koniec przytulił mnie mocno, pocałował, delikatnie się uśmiechnął i wyszedł. A ja stałam tak dobre pięć minut, jak taka sierota, w koszulince nocnej, mokrych włosach i bosych stopach. Totalny szok. Brak słów. Jeden sms do Nuty: "Zostawił mnie." Bo bez względu na wszystko co powiedział BB, ja czułam, że to jest koniec. Szkoda tylko, że uświadomiłam to sobie w momencie, gdy zamknęłam za nim drzwi. Irracjonalność zakochanej Kobiety mnie dobija.

I tak skończyła się moja bajka z Bobem Budowniczym, który wyszedł po "fajki" i już nie wrócił. Nie zadzwonił. Nie napisał. Za to następnego dnia wykasował mnie z listy uczestników wyjazdu wakacyjnego. Czy walczyłam? Nie. Ponieważ walczy się wtedy, gdy dzieje się coś złego, a nie, kiedy to coś nie istnieje. Także miejmy jaja i nauczmy się zrywać z honorem. Zarówno Mężczyźni, jak i Kobiety. Nie można nikogo zmusić do miłości i to można wybaczyć. Ale bycia zakłamanym ciulem z wyboru, już nie.

To jest historia o Spieprzaczu, który żył zgodnie ze swoimi zasadami.


piątek, 22 lutego 2013

Kobieta. Mężczyzna. Teściowa. Czyli trójkąt niepożądany.

Za rozpad związku odpowiedzialne są trzy osoby: Kobieta, Mężczyzna i Teściowa.

Jeśli Twój Mężczyzna proponował Ci kiedyś trójkąt, zastanów się, czy aby przypadkiem nie miał na myśli Mamusi. Nieważne, czy się zgodziłaś, czy nie, Mamusię zawsze dostajesz w pakiecie. Na dokumentach w USC powinna być gwiazdka i podpis "I póki Was Mamusia nie rozdzieli". Dziś trochę o najbardziej popieprzonej relacji na świecie.

Ostatnio miałam nieprzyjemność uczestniczyć w randce z Panem Zajmuję Się Uzdatnianiem Wody Dla Przemysłu, czyli tłumacząc na polski, filtrami. Nazwijmy go Panem Wodzianką. Otóż Pan Wodzianka był bardzo miły, uprzejmy i naprawdę dobrze ubrany. Choć chwilami się zastanawiam, czy ogarnęłabym taki klimat, że mój facet spędza w łazience więcej czasu niż ja. Ale nieważne. Zmierzam do tego, że wieczór zapowiadał się dobrze. Jedliśmy penne z krewetkami i wtedy zadzwonił telefon. Emergency Call from MAMA!

Pan Wodzianka niewzruszony, wyciszył głos w telefonie, zerknął na mnie i powiedział - Moja Mama czuje się bardzo samotna. I wrócił do jedzenia. A ja nie mogłam wyjść z szoku. Wcześniej zadzwoniła do mnie Nuta i chciała porozmawiać, jednakże kultura wymaga, że jeżeli jesteś na spotkaniu, to nie odbierasz telefonu żeby sobie pogadać o dupie Maryny. Po prostu. 

Kiedy Pan Wodzianka skonsumował swój posiłek, wstał od stołu zabierając telefon, a mnie zostawił z jeszcze połową krewetek na talerzu. Oczywiście! Mama nie może poczekać! To z pewnością było coś baaardzo ważnego. Wrócił po kilku minutach i oznajmił, że Mama często do niego dzwoni żeby zapytać co słychać. Wtedy pomyślałam, że nie mogę być taką niewzruszoną na relacje matka-syn pizdą i uśmiechnęłam się pytając - To musicie rzadko się widywać?. - Nie. Właściwie to mieszkamy razem. To znaczy, mieszkam trochę u siebie i trochę u niej, no właśnie żeby nie była taka samotna - odpowiedział.
Ok. Już wolę być pizdą. I jesteśmy "in touch'!

Moja przyjaciółka Prawniczka zwykła mawiać, że świat nie zna bardziej popieprzonej i zboczonej relacji, jaką jest ta, łącząca Mamusię i Synusia. Gdyby Synek do 40 miał być prawiczkiem, to Mamusia gotowa by się była podłożyć, byleby tylko ulżyć Syneczkowi! A nie oddawać go w szpony czyhających na jej ukochanego, wrednych bab! BTW. Prawniczka sama jest Matką Syneczka i nadal się podpisuje pod swoją teorią. Boże pobłogosław ją, że przynajmniej jest tego świadoma.

Jeżeli kiedykolwiek usłyszycie, jak któraś Kobieta mówi, że ma wspaniałą Teściową, to wiedzcie, że ta biedna dziewczyna jeszcze po prostu nie miała okazji poznać prawdziwego Ja Mamusi. Otóż ja kiedyś tak mówiłam. I teraz wiem, jak ślepa byłam. Dałam się omamić! I rękę bym sobie dała wtedy uciąć, że moja Teściowa jest najlepsza na świecie! I wiecie co? Teraz bym ręki nie miała. 

A więc strzeżcie się mężczyzn, którzy nie potrafią zrozumieć z kim tworzą Dream Team, ważne dla Waszej rodziny decyzje podejmują razem z Mamusią, a Was stawiają przed faktem dokonanym. I tu nie chodzi o to, by kazać mu wybierać Ja albo Ona, ale ustalić jasne reguły gry w ten nieunikniony trójkąt. Bo jeśli Mamusia już wie, ile razy dziennie się bzykacie, jak często robisz kupę i współdecyduje, gdzie będziecie mieszkać, to znaczy, że zasady zostały mocno nagięte. 

Pozdrawiam wszystkie Kobiety, którym udało się ustalić jasne zasady gry i zachęcam do dzielenia się metodami :-)

A dla tych, którzy nie mieli okazji być na wczorajszym koncercie naszej Rodaczki Olivii Anna Livki, gorąco polecam:


Miłego weekendu!
PS


niedziela, 17 lutego 2013

Za Bohaterki długich nocy, które przyjechały w piątek, a wyjechały w niedzielę. Babski wieczór się dzieje.

Myślę, że gdyby ktoś umieścił kamerę w mieszkaniu, w którym odbywa się Babski Wieczór, wyszedłby z tego niezły reality show. Milion wejść gwarantowany. Dziś krótki weekendowy poradnik dla Panów.

 Mężczyźni, jeśli myślicie, że Wasze wieczory są mega, to odpowiadam, Babskie Wieczory biją Wasze na łeb. Jeśli myślicie Panowie, że potraficie pić wódkę, odpowiadam, nie potraficie. To, co My Kobiety potrafimy robić w weekend, nie zmieściłoby się w Waszych głowach. Dlatego nie analizujcie, nie zabraniajcie, nie myślcie - bo od tego rozboli Was głowa. Za to...

1. Po pierwsze. Kiedy Twoja Kobieta oznajmia, że szykuje się Babski Wieczór, zapominasz o swoim prehistorycznym samczym przodku, zaciskasz zęby i nie robisz scen.

2. Po drugie. Jeśli Babski Wieczór oznacza, że Twoja Ukochana idzie tupnąć nóżką w klubie i pindrzy się od 18:00, to wcale nie znaczy, że będzie pozwalała kupować sobie drinki całemu stadu ciuli ze ślinotokiem. Po prostu chce dobrze się czuć. Tak, tak... My Kobiety, w przeciwieństwie do Mężczyzn, potrafimy chodzić na imprezy żeby tylko TAŃCZYĆ. W towarzystwie swoich przyjaciółek. Wówczas mówisz jej, że pięknie wygląda, robisz jej i przyjaciółce "before" drinka, zaciskasz zęby i nie robisz scen.

3. Po trzecie. Jeśli Babski Wieczór oznacza, że Twoja Ukochana idzie na noc do przyjaciółki albo organizuje nockę u siebie, to znaczy, że nie odbierze od Ciebie telefonu. Nie dlatego, że Cię nie kocha i coś złego się dzieje, tylko dlatego, że prawdopodobnie rzyga nad kiblem albo trzyma włosy rzygającej przyjaciółki. W obu przypadkach, nie odbierze. Jak wstanie rano, napisze. Wówczas nie snujesz najgorszej wersji wydarzeń, tylko włączasz pornosa, korzystając z okazji, że spędzasz wieczór sam. Aha, zaciskasz zęby i pamiętasz, aby rano (w południe) jak wróci, nie robić scen.

4. Po czwarte. Najważniejsze. Kiedy już Twoja Ukochana wraca (widzisz? wróciła!), pamiętasz, że nie wolno Ci robić scen. Skoro już nie robiłeś akcji w sytuacji 1 i 2, bądź człowiekiem... ONA MA KACA. Połóż ją, albo wskaż (ale delikatnie, może być drażliwa) łóżko. I Broń Cię Panie Boże, nie organizuj obiadu rodzinnego u swojej Mamusi (to samo dotyczy Mamusi na obiedzie u Was), a będzie Ci wynagrodzone.

Powyższa instrukcja gwarantuje powodzenie. Nie gwarantuje natomiast powodzenia w przypadku Męskiego Wieczoru. Wówczas należy przejść do negocjacji. Każde wyjście jest rozpatrywane w trybie indywidualnym.

Miłego tygodnia :-)




czwartek, 14 lutego 2013

14 luty Waledrinki

Dziś będzie krótko i na temat. Dziś Szenko zburzył mój światopogląd. Powiedział, że po przeczytaniu moich postów wie gdzie tkwi problem. X Ty źle szukasz! - oznajmił z pełną  powagą. Przysięgam, On nigdy nie był tak poważny. Szenko dokładnie przemyślał to, co chciał przekazać.

Otóż stwierdził, że problem tkwi właśnie w tym, że szukam Księciunia. Dlatego trafiam na ciuli. Że powinnam szukać Stajennego! WTF?! Stajennego?! Przecież Stajenni to falsyfikaty - pomyślałam. Ale Szenko kontynuował. Księciunio nie jest wcale dobrym kandydatem na faceta. Przecież on, jako Księciunio, wszystko już ma. Na niczym mu nie zależy. Myśli, że jest po prostu zajebisty. Księciunio wszystko dostaje na tacy, jak na dziedzica przystało. A Stajenny? On musi się wykazać, starać. Stajenny buduje fundamenty od podstaw. Jest człowiekiem pracy, który niczego nie dostał, tak o.

Muszę przyznać, Szenko chyba ma rację... Przecież ja nie jestem pieprzoną Księżniczką, którą trzeba wybawiać z paszczy smoka. Potrzebuję kogoś, kto będzie dla mnie Partnerem, a nie zadufanym w sobie arystokratą.

Czy sam fakt, że chciałam odciąć się od Stajennych, a skupić na szukaniu Księciunia, że taką terminologię stosowałam, sprawia, że trafiam właśnie na Ciuli Arystokratów? Przecież szukam Normalnego faceta, a nie Gwiazdora. Ale jednak, dało mi do myślenia. Szenko, dziękuję :-)

A wszystkim Wam, życzę dziś...









wtorek, 12 lutego 2013

Po pięciu dniach odpoczywania przez pączki oraz 13 godzinach spędzonych dziś w pracy, mam jeszcze siłę popastwić się nad chłopami.

Dziś po włos biorę jednego ze Spieprzaczy. Nazywa się Tajemniczy Wielbiciel. Nie żebym sama go tak ochrzciła, sam się skromnie mianował. Otóż TW jest postacią rzeczywistą (niestety...). Dziś przyszedł moment, kiedy dosięgnie go Sąd Ostateczny Pani Sympatii.

TW pojawił się w moim życiu, kiedy kończyłam LO i rozpoczynałam studia. Zjawił się nagle, taki normalny, przyjazny, intrygujący. Urzekł swoim optymizmem. Zaraził poczuciem humoru. Omamił swoim maślanym wzrokiem. Zaimponował dojrzałością. Grał ze mną w karty na kocu na polanie. Jeździł na rowerze po lokalnych pagórkach. Całował w deszczu pod kościołem. O Matko, ta lokalizacja sprawiła, że rzuciło mi się na mózg. Wieczorem już sobie wyobrażałam, jak mówi TAK, a ja mu odpowiadam, że ja także i forever.

Po kilku miesiącach pięknego początku "i żyli długo i szczęśliwie" okazało się, że TW ma narzeczoną, o której zapomniał mi wspomnieć. Ba! Ma narzeczoną, z którą za miesiąc się żeni. Kocham Cię!- krzyczał. Tak długo krzyczał, że aż pewnego dnia oznajmił... akcja ślub odwołana. Cóż za szczęście ogarnęło moje niedoświadczone serce. Jak on musi mnie kochać! - myślałam. A Mama mówiła, skoro potrafił rzucić narzeczoną, to ma predyspozycje. Teraz nazywamy to predyspozycjami do bycia ciulem.

Tajemniczy Ciul Wielbiciel niedługo dał mi się cieszyć swoim wolnym stanem. Po prostu przestał się odzywać. Nagle. Także mamy tu do czynienia z łączonym przypadkiem "zapomniał wspomnieć, że się żeni i... spieprzył" oraz "nie wiedział co się dzieje i... spieprzył". Ale nie nie, w końcu się odezwał! Pojawił się tak nagle, jak i zniknął. Oznajmił, że na mnie nie zasługuje. Że musi sobie wszystko ułożyć w głowie. Że musi walczyć z rodzinną nagonką i goniącą go przyszłą niedoszłą żoną. Wtedy się rozpłakałam. Teraz powiedziałabym:
-Mam coś na Twoje problemy.
-Co?
-Wyjeb...

TW pojawił się znowu, po dwóch miesiącach. Tym razem oznajmił mi wesołą nowinę. Nie ożeniłem się! Cóż za radość ogarnęła moje głupie studenckie serce! Kocha mnie! Taaa yhm... szeptał rozum. Zamknij się! Krzyczało serce. Gdybym go tylko wtedy posłuchała. Ale nie... krzyczałam do niego razem z sercem... Puknij się w zwoje! I pozwoliłam, aby rzuciło mi się na mózg po raz enty. Słuchałam koncertów Alicii Keys na żywo, popijając, najlepszą na Kazimierzu, truskawkową margaritę. Spacerowałam z Nim po Plantach, taka szczęśliwa i czułam się WYJĄTKOWA. Na urodziny dostałam przez posłańca, nieromantycznie zwanego kurierem, kosz pięknych, czerwonych róż z bilecikiem podpisanym Twój Wielbiciel.

Aż pewnego dnia "pynkło"! SMS od koleżanki: "X, jak to możliwe, że skoro między Tobą, a TW jest znowu wszystko w porządku, On w tę sobotę się żeni?!". Grubo prawda? Chyba nie muszę opisywać, jak bardzo kwiatki latały po moim pokoju...

I nadszedł ten dzień. Padało. Wracałam na weekend do domu. Przejeżdżałam koło Jego domu i dostrzegłam te wszystkie pierdoły, baloniki, sraty taty i inne białe gówna na płocie. I Jego... Pana Młodego... wsiadającego, do równie przystrojonego, ślubnego mobila. Wtedy uratowało mnie jedno zdanie mojej Mamy: Dobrze, że pada. W deszczu suknie ślubne szybko się brudzą ;-)

Minęło kilka dobrych lat. TW spłodził potomstwo,  ruchał wszystko co się rusza i wracał do domu jako Ten Wierny. W między czasie kilkakrotnie mnie śledził, wysłał pudełko drożdżówek, doładował konto na telefonie, a podczas przypadkowego ujrzenia mnie w knajpie, nie krył się z perfidnym gapieniem, mimo obecności swojej kochanki. W końcu rzuciła Go żona. Dla Niego nie ma już ratunku. Dla Nas jest :-)


czwartek, 7 lutego 2013

Mój ulubiony dzień w roku... Tłusty czwartek. Możesz ładować tłuszcz dożylnie i nikt nie śmie Ci zwrócić uwagę, że się obżerasz. A wręcz każdy prześciga się w konkurencji, kto zeżarł najwięcej pączków. O 9 rano, Nuta miała na swoim koncie już trzy. Ja zamknęłam moje konto na czterech sztukach. Czekam na Księciunia, więc muszę uważać. Nuta może zjeść nawet 15, bo i tak je spali wnosząc kanapę na czwarte piętro swojego nowego mieszkanka. Ja na dziesiąte jeżdżę windą. Usłyszałam w radiu, że statystyczna Polka jest Ślązaczką i zjadła dziś 5000 pączków, a więc luz, nam do tego daleko.

Pączkowy dzień nastroił mnie do napisania o Panach z kategorii "wyszedł po fajki i nie wrócił". Na pewno każda Kobieta spotkała kiedyś na swojej drodze takiego typa, albo zna kogoś, kto zna kogoś, kto spotkał. A więc wychodzi na to samo. Otóż taki typ, nazwijmy go Spieprzacz, nie od razu pokazuje swoje prawdziwe Ja. Jest szarmancki, tajemniczy, niesamowicie intrygujący, grzeczny itp. itd. Stajenny w przebraniu Księciunia. Sprawia, że nawet jak nie znosisz wstawać przed pianiem koguta, to dla niego wstaniesz, by podać mu kubek kawy przed pracą. Ba! Nawet tłuszczyk z szynki mu będziesz obierać, bo lubi chudziutką. No paranoja, tak wiem, ale umówmy się, zakochanym kobietom, naprawdę rzuca się na mózg. Mi się rzuciło.

Spieprzacz potrafi tak pięknie wizualizować Waszą przyszłość, że Ty już zaplanowałaś przyszłoroczne zakupy w Ikei i zorientowałaś się, po ile można kupić na Allegro wózki spacerowe. Paranoja nr 2. No ale przecież, jak mówi, że kocha, no to mam mu nie uwierzyć? Następnym razem poproszę na piśmie razem z datą.

Spieprzacz lubi robić to samo co Ty. Słucha podobnej muzyki. Kocha taką kuchnię jak Ty - czasem Ciebie w kuchni też. Generalnie, jest IDEALNYM kandydatem. Wiążecie się z tzw. właściwych powodów - tzn. według Twoich kryteriów.

No, ale żeby było bardziej życiowo, musisz go kiedyś wysłać do sklepu. Spieprzacz ma wtedy chwilę do namysłu. W tym czasie orientuje się, że...
1. zapomniał Ci wspomnieć, że się żeni i... spieprza
2. zapomniał Ci powiedzieć, że Cię nie kocha i... spieprza
3. nie wie właściwie co się dzieje i... spieprza

Takich podpunktów można wymieniać w nieskończoność, prawda?

Mój Księciunio kiedy wyjdzie do sklepu, wróci. Otworzy drzwi i powie zgodnie z Przewodnikiem Hormonalnym: Proszę Kochanie, napij się wina... A wtedy niech mi się rzuca na mózg ile wlezie :-)

wtorek, 5 lutego 2013

"Miał być Książę na rumaku, jest Stajenny na prosiaku". Hasło, którym powalił mnie mój Sympatyczny znajomy, kiedy uznał, że tekst "Każda kobieta marzy o księciu na białym koniu. Niestety zazwyczaj kończy się na romansie ze stajennym" po prostu się nie rymuje. Dzisiejszy wpis dedykuję właśnie Jemu.  Ochrzciłam go Master Sex. 

Mój pierwszy dzień na Sympatii upłynął pod znakiem najbardziej popieprzonych maili, jakie kiedykolwiek w życiu dostałam. Jakieś wirtualne flirty, "poklikamy?" (btw. kto tak pisze?!) i inne niestworzone wyznania. Ale wszystko takie bez wyrazu, kopiuj wklej i wyślij do wielu. A tu nagle pojawia się wiadomość od Master Sex. Propozycja niezobowiązującego seksu. Bez ogródek. Bez kręcenia. Bez podrywu. Jestem zajebisty, mam mieszkanie, auto chwilowo w naprawie, nie szukam Mrs. Right, po prostu chcę się ruchać. Musiałam dolać sobie wina. Na trzeźwo nie ogarnę, pomyślałam. Odpisałam, że ja nie z tych, że takie akcje to nie dla mnie i życzę powodzenia w dalszym szukaniu chętnych. Trochę byłam oburzona, bo jak można obcej kobiecie tak o, zaproponować seks? Master grzecznie poinformował, że jakby mi się coś zmieniło i zachciało, to śmiało, bo on bardzo chętnie, choć niezobowiązująco.

Pewnego dnia, po dłuższym czasie w mojej skrzynce odbiorczej pojawiła się znowu wiadomość od Niego. Kontrolnie postanowił zapytać, czy znalazłam już Księciunia i że Jego propozycja jest nadal aktualna. Że w czasie, kiedy ja będę szukać miłości mojego życia, On może zaspokajać moją chcicę. No i zaczęło się... Ale inaczej, niż by tego sobie życzył w swoich wizjach. Bo zamiast się ruchać, zaczęliśmy pisać. Codzienne, długie jak Brooklyn Bridge, wiadomości. Rozmowy o wszystkim i o niczym. O seksie, o związkach, o tym co nas kręci i co nas podnieca. O podniesieniu wieku emerytalnego i o tym, czy warto spadać do Anglii. On antyzwiązkowo, antyrodzicielsko, anty anty anty... ja za to bardzo pro.

Master napisał mi niesamowicie interesującą rzecz, która pokazała, że my kobiety, naprawdę jesteśmy zdrowo popieprzone. Otóż wiele z potencjalnych partnerek odmawiało mu uciech, ponieważ jak dla nich zbyt dosadnie podkreślał, że chce jedynie seksu. Mówiły, że wolą mieć chociaż minimum poczucia, że to z miłości. Nawet jeśli jest to totalna ściema. Ja chwilami się nie dziwię, że faceci nas nie ogarniają. My same się nie ogarniamy. Facet wprost deklaruje na swoim profilu, że nie szuka związku, nawet niestałego. Podkreśla, że nie chce mieć dzieci, nie interesuje go nic, poza dobrą zabawą. Na tym koniec. Ale nieee... my kobiety uwielbiamy misje. "On się zmieni... Ja go zmienię... Jak mnie pokocha to będzie chciał mieć ze mną dzieci". NIE NIE NIE! My same prosimy się o ciuli! W końcu pojawia się facet, który nie chce oszukiwać, nie chce dawać złudnych nadziei, ale my wolimy, kiedy mężczyźni wodzą nas za nos i mówią, jakie to my jesteśmy "wyjątkowe". Master podsumował to tak: "Skoro kobiety chcą ciula, to ja im go dostarczę". Tylko mi potem nie płakać! Że to zwykły ciul był...

I choć ja i Master Sex mamy inną definicję "gniazdka miłości", to mam dla niego, jako pierwszego z listy Sympatycznych Panów, szacun. Za szczerość i za nie bycie ciulem.

niedziela, 3 lutego 2013

Kiedy po opublikowaniu pierwszego posta usłyszałam miłe komentarze i pytania "Kiedy kolejny?!", nie umiałam odpowiedzieć. Przecież to nie jest pamiętnik online, w którym będę pisać o tym co robię na co dzień. Wiedziałam natomiast, że kiedy wyczuję moment, to siądę przed laptopem i zacznę. Myślałam, że będzie to pewnie po jakiejś randce, bo przecież o sympatycznych panów tu chodzi. A jednak nie o Panu Sympatia nr X chcę dziś napisać.

Żeby iść do przodu, czasem trzeba wykonać krok w tył, stanąć obok i przyjrzeć się temu, co wydarzyło się w przeszłości. Wydawało mi się, że temat małżeństwa mam już dawno za sobą. Że rozprawiłam się sama ze sobą, dokonałam rachunku sumienia i wyciągnęłam wnioski. Że dałam sobie czas na detoks, który uwolni mnie od wszystkich emocji. A jednak nie. Czy to oznacza, że nagle coś się zmieniło i żałuję, że tak się to wszystko potoczyło? Że taką podjęłam decyzję? Nie, nie żałuję. Ale wczoraj coś we mnie pękło. Zdjęcie. On, Ona i Dziecko. Szczęśliwi i uśmiechnięci stojący na tle choinki. Czy poczułam zazdrość? Nie. Poczułam ogromny smutek. Nie dlatego, że ja jestem sama, a On nie. Dlatego, że to ja miałam tam stać. Tak miało być. Taki był plan. Bo przecież, kiedy wychodzisz za mąż, nie planujesz, że powiesz "wychodzę za mąż, zaraz wracam!". Wcale nie miałam wracać! Byłam pewna! Miałam tam stać, przy Jego boku, każdej zimy, rok w rok i póki śmierć nas nie rozłączy. Wyszło inaczej, wyszłam za mąż i wróciłam. Kiedy okazuje się, że jednak dwoje ludzi po prostu do siebie nie pasuje, choć myśleli, że jest inaczej. Kiedy mimo starań, nie potrafią się porozumieć i okazuje się, że to COŚ nie istnieje. To magiczne COŚ, co sprawia, że nie oddychasz, kiedy nie ma tej drugiej osoby obok Ciebie, a kiedy się pojawia, chcesz ją chłonąć każdą cząstką swojego ciała. Że kochasz pomimo, a nie za. Że tworzycie Dream Team.

I przychodzi taki moment, kiedy czujesz, że już tak dłużej nie możesz. Że Wasze bajki są zupełnie innych autorów. Że bohaterowie tych bajek chcą innego Happily Ever After. Wówczas musisz zmierzyć się z całym światem, który krzyczy "Ale jak to?! Tak nagle?! Przecież byli tacy szczęśliwi!".  Nikogo nie interesuje, ile czasu tak naprawdę walczyłaś. Musisz udowodnić wszystkim wokół, że nie jesteś wielbłądem. Że wcale nie wstałaś rano i niczym kapryśna księżniczka, uznałaś, że zabierasz swoje łopatki i zmieniasz piaskownicę. Ci, którym naprawdę na Tobie zależy, będą stali u Twojego boku. Opieprzą Cię z góry na dół kiedy coś schrzanisz, ale będą Cię podnosić, kiedy poczujesz, że nie potrafisz udźwignąć tego wszystkiego co się dzieje wokół Ciebie. Innym powiedzą "Zamknijcie się, to nie wasza sprawa!". Nie wezmą niczyjej strony. Bo prawda jest taka, że tylko Ty i On wiecie, jak było naprawdę. Nikt poza Wami. Ale nigdy nie będziesz chodzić i publicznie obrażać swojego byłego Męża. Bo to byłoby poniżej Twojej godności. Bo przecież Go kochałaś. Zamiast tego, uśmiechniesz się i powiesz:

I ŻYŁ Z DRUGĄ I SZCZĘŚLIWIE.