poniedziałek, 24 czerwca 2013

Motyle w brzuchu, czyli o zakochaniu.

Trochę ostatnio się opuściłam. Tak, wiem, przepraszam. Ale obowiązki służbowe nie były zbyt wyrozumiałe dla mojego życia tutaj ;-) Za to poprzednie dwa tygodnie sprawiły, że zainteresowałam się kilkoma nowymi tematami. Dziś poruszę pierwszy z nich. Na tapecie zakochanie.

Delikatny ścisk w klatce piersiowej, przyklejony uśmiech 24h i dziwne ruchy w żołądku, które z pewnością nie są efektem zespołu leniwych jelit. Znacie to uczucie? Oczywiście, że tak. Każdemu robi się ciepło na samą myśl o momencie zakochania. No właśnie, czy powyższe symptomy są oznaką zauroczenia? A może to kwestia temperatury na zewnątrz? Jest gorąco, serce bije szybciej... a to po prostu upał? Ciężko rozróżnić, kiedy nie jesteśmy na 100% pewni, co się z nami dzieje.

Jeśli zaczyna padać deszcz, temperatura znowu spada do typowej, charakterystycznej dla polskiego lata, 18'C, a symptomy nadal się utrzymują, możemy pokusić się o stwierdzenie, że to... uwaga... zakochanie! I co teraz? No cóż. Jeśli się nie spodziewaliście i nie planowaliście, no to już nic nie zrobicie. Pozamiatane. Cały misterny plan poszedł się... no... wiadomo. 

Sęk w tym, żeby zachować resztki racjonalnego myślenia. Rozum jedno, serce drugie. Rozum mówi - Broń Boże mu nie gotuj, zaserwuj mu maczanki (frankfurterki maczane w ketchupie i majonezie)! Serce podpowiada - Pokaż mu, jaka jesteś kochana... STOP! Na początku? Jakie gotowanie? Zakochanie zakochaniem, ale moje drogie Panie... raz pokażecie, jakie z Was kuchareczki, to gwarantuję, że kuchnia będzie miejscem mocnego pchnięcia... ale tylko noża w kurczaka. Nie dajmy się zwariować. Moja Siostra jest mistrzynią kuchni. Gotuje raz na pół roku. Ale każde danie, które wyjdzie spod Jej ręki, jest mistrzostwem w oczach Jej faceta. Ja kiedyś gotowałam Bobowi Budowniczemu. I co? I teraz mam dwie piękne blizny na ręce. To się nazywa nadgorliwość. Czy gotujesz, czy nie, jak ma pierdo*nąć, to i tak pierdo*nie.

Lubię stan początkowego zakochania. To jest wspaniałe uczucie. Ale jest to również czas, który decyduje o dalszym sensie spotykania się. Wiele osób za szybko chce zbyt wiele na raz. Na tu i teraz. Na dzień dobry odkrywają wszystkie swoje karty, nie pozostawiając delikatnej zasłony tajemniczości. Mówię o tym, ponieważ cierpiałam na tę dolegliwość. W końcu uświadomiłam sobie, że nigdy nie dowiem się, czy drugiej stronie zależy na mnie naprawdę, jeśli wszystko pójdzie za szybko. Nie mówię, że mamy zgrywać kogoś, kim nie jesteśmy, czy stosować poradnikowe gierki. Ściema zawsze wyjdzie w praniu, prędzej, czy później prawdziwe ja wyjdzie na wierzch. Mam tu na myśli, że im dłużej będziemy utrzymywać się w tym stanie zauroczenia i delikatnej niepewności, tym dłużej będziemy czuć ścisk w żołądku. A jeśli się utrzyma, będziemy pewni, że to motyle w brzuchu, a nie zwykłe larwy.

Pozdr! ;-)
PS

4 komentarze:

  1. czytam, czytam, więc może coś i ja napiszę, nie myśl jednak, że to będzie tak interesujące i wciągające jak post ale ... hmmmmmm, sprawdźmy ;)

    delikatny ścisk w klatce piersiowej, przyklejony uśmiech 24 h i dziwne ruchy w żołądku ... motyle ... uczucie, którego pragnie poczuć tak wiele osób a jednak dla tak wielu osób to takie odległe i niedostępne, uczucie ... zakochanie a może zauroczenie ...

    czy ważne jak to się nazywa, czy ważniejsze jak się przy tym czujesz ... uczucie, które dla większości jest wspaniałe na początku ...
    ale dlaczego tylko na początku ... właśnie teraz czytając ten tekst, czytając każdy kolejny wyraz, mając różne myśli w głowie możesz sobie zacząć uświadamiać, że może być inaczej, że "początek" może trwać cały czas, pewnie pamiętasz to uczucie gdy ostatni raz niespodziewanie pojawiło się w brzuchu to uczucie, jak temperatura ciała zaczęła się zmieniać, ten ścisk w klatce piersiowej i ...
    i gdyby to mogło trwać tak długo jak tego pragniesz ... ?

    Parafrazując znanego pisarza - traktując każde spotkanie jako pierwsze i ostatnie, poświęcamy uwagę tylko "Tu i Teraz" oddając się w pełni temu uczuciu, tej osobie, można wtedy doświadczyć czegoś więcej, nie tylko to jeszcze intensywniej poczujesz lecz zobaczysz jak bardzo przyjemne jest to dla Ciebie i posłuchasz wewnętrznego głosu, który tak wiele będzie miał Ci do powiedzenia ...

    Możesz myśleć, że to nie możliwe ... i możesz mieć rację ... nie możliwe dla Ciebie ... też tak myślałem ale oddając się temu uczuciu i tej osobie, w pełni i bezwarunkowo można zacząć doświadczać tego uczucia na jeszcze wyższym poziomie ... i jest to niesamowite ... i można wtedy gotować nawet każdego dnia ... bo wiesz, że druga osoba za każdym razem jeszcze bardziej to doceni ...

    a w tym wszystkim piękne jest to, że każdego dnia odkrywasz drugą osobę na nowo, codziennie w nowym zakresie a nutka intrygującej tajemniczości zawsze Wam towarzyszy ... jeśli potrafisz być sobą ... Potrafisz ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Joe Black, sama nazwa jest owiana zasłoną tajemniczości. Kto oglądał, ten wie :-) Do sedna. Życzę każdemu z Nas z osobna, aby początek trwał cały czas. Kto tego nie pragnie? Chcemy codziennie czuć właśnie ten ścisk w żołądku i cieszyć się z obecności ukochanej osoby. Doświadczanie na wyższym poziomie? Szczerze gratuluję :-) Tajemniczość przy codziennym gotowaniu? Czyli 365 różnych potraw rocznie - niespodzianek ;-)A troszkę poważniej. To od ludzi zależy, czy chcą utrzymywać się w ciągłym stanie zakochania, przy pozostaniu prostu sobą. Gdy trafia się w końcu na drugiego człowieka, który jest zaintrygowany naszą osobowością, wszystko staje się piękne. Czy potrafię być sobą? Teraz potrafię, bez względu na wszystko. Ponieważ wierzę, że Mr Right, kiedy wejdzie kiedyś na tego bloga, powie - Młoda, pisz dalej.

    I niech motylki fruwają :-)

    PS

    OdpowiedzUsuń
  3. Dorzucę i ja swoje 3 grosze.

    Czy gotujesz, czy nie, jak ma pier... - so true :)
    Jako facet powiem (niestety nie mogę mówić za wszystkich), że nie dbam o to czy kobieta lubi/potrafi gotować. Jeśli lubi/kocha mnie, to będzie gotowała razem ze mną. Bo będzie chciała być blisko mnie, spędzać ze mną czas i samo tak jakoś wyjdzie. A czasami nawet wolę gotować sam, coby mi się baba między nogami nie plątała.

    Kręcę się wokół tematu kuchni, ale tak naprawdę gotowanie można zastąpić wszystkim innym. Jeśli jest między dwojgiem ludzi to coś, to pragną ze sobą być i spędzać razem każdą wolną chwilę. Pragną się poznawać, dzielić swoje smutki i radości. Zawsze na początku tak jest.

    I chcemy żeby tak było zawsze, chcemy tego ciągłego podniecenia nowym, tym co się kryje za zasłoną tajemniczości dugiego człowieka. Chcemy być pozytywnie zaskakiwani i wciąż kochani.
    Jednak nadejście rutyny samo z siebie jest nieuniknione. I gdy widzimy pierwsze jej symptomy, musimy reagować. Wtedy zaczyna się walka o związek. Nagle obydwie strony muszą zacząć się starać, bo wszystkie mocne karty dawno już w grze uczuć padły a ognisko tli się już tylko ledwo ledwo, niewielkim płomyczkiem.
    Wtedy wiele związków się rozpada. Bo ludziom brakuje sił żeby się starać. No bo jak to? Było tak fajnie a się zjeb...
    Ano, się zjeba... a raczej dojrzało i dalej musimy ten wóz ciągnąć sami :)
    Jak powiedział jeden z poetów współczesnych:
    "...że upadamy wtedy gdy, nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem..."
    http://www.youtube.com/watch?v=pquzuInUVRw

    Niech nasze życie będzie codziennym zdumieniem i odkrywajmy świat, miłość i drugiego człowieka ciągle i ciągle :)

    PS, pisz dalej, bądź sobą, Mr Right gdzieś tam jest!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zakochanie jest chyba najbardziej emocjonującym momentem w związku - motyle w brzuchu i te sprawy... ale wydaje mi się, że możemy sprawić, że nawet po 10, czy 20 latach wspólnego życia są chwile, kiedy czujemy motyle w brzuchu. Nie tak dawno widziałam parę staruszków na spacerze, szli trzymając się za ręce - coś pięknego :)

    Zgadzam się z przedmówcą - Mr Right na pewno się ujawni!

    OdpowiedzUsuń