sobota, 28 grudnia 2013

Kłamstwo, Mama lub o cztery lata za długo, czyli o rozstaniu bądź pozostaniu.

Witajcie po przerwie!
Dość długo zajęło mi zebranie materiału na nowy tekst. Dziś jednak usiadłam na kanapie z popołudniową kawą i uświadomiłam sobie - mam to! Zapaliłam papierosa i oto jestem, byście poczytali o niektórych powodach, dla których jedni się rozstają, a inni trwają w swoich związkach. Do lektury!

Kiedy wiążesz się z kimś, Twoja głowa pełna jest pytań o to, czy Wam się uda, czy podjęliście słuszną decyzję itd. Mija jakiś czas, a wątpliwości stopniowo znikają niczym poświąteczne przejedzenie. Bywa jednak tak, że ono nie mija i brzuch boli coraz bardziej. Czasem okazuje się, że to nie tymczasowe gazy, tylko poważne wrzody na żołądku. Zaczynasz leczyć objawy. A może należy pomyśleć o przyczynie? Warto zadać sobie pytanie, czy zależy Ci na całkowitym wyleczeniu i dobrym samopoczuciu, czy tylko na chwilowych, bezbolesnych porywach.

Nie dogadujecie się. Czujesz się tak, jakbyś mówił do ściany. Walka o związek przypomina trening z workiem. Totalny brak interakcji. Żyje w swoim świecie i odzywa się tylko po to, by:
a. poprosić (ba! nakazać!) o coś do jedzenia
b. zwrócić Ci uwagę na burdel w mieszkaniu
c.  ponarzekać
d. odwrócić kota ogonem
Zastanawiasz się, o co chodzi. Ma kogoś? Prawdopodobnie nie. Z obserwacji śmiem stwierdzić, że kiedy ktoś zdradza to:
a. zaciera ślady i przymila się jak nigdy
b. odchodzi
c. nie ma opcji "c"
Powiem wprost i dość brutalnie. Minęło kilka lat, a partner nie kocha Cię i nie ma jaj, by Ci o tym powiedzieć wprost. Zamiast tego pragnie, byś się nim znudził, by zbrzydł Ci do tego stopnia, że nie możesz patrzeć na jego ulubiony kubek. Jest to idealny moment dla Ciebie, byś dokonał prawdziwego rachunku sumienia. Hmm... czyżby okazało się, że... ZALATUJESZ DESPERACJĄ?! Obiadki, prezenciki, wyjazdy, kina, kręgle, kwiatki, koszule, biżuteria i co. Za dobry byłeś i tyle. Wróć. Źle. Nie za dobry - nie byłeś wystarczająco wymagający. Wszystko podałeś na tacy i teraz tą tacą dostałeś w łeb. Dałeś wszystko i swym zachowaniem prosiłeś o miłość. O to nie prosimy - nigdy! Teraz otrzeźwiej i wyrzuć z domu tego niewdzięcznego obiboka. Zasługujesz na prawdziwą miłość i gwarantuję Ci, że kiedy zrozumiesz swoje błędy, będziesz gotowy na nowy, piękny związek, gdzie obie strony o siebie zabiegają. Wówczas zwiążecie się z właściwych powodów i pełną świadomością, że oboje jeszcze kilka razy w życiu się zmienicie, ale nie zaważy to na Waszej relacji. Nie zakochacie się przecież w czerwonej sukience, czy też grze na gitarze w blasku księżyca.

A jeśli nakryjesz partnera na kłamstwie? Co wówczas? Zostaniesz, czy odejdziesz z honorem? Wszystko zależy od tego, czy jest o co walczyć. Jeśli ktoś popełnił głupi błąd i szczerze tego żałuje, zasługuje przynajmniej na możliwość obrony. Ale wcale nie oznacza to, że będzie mu wybaczone (- Piłeś? - Nie piłem. - Czuję!). Gorzej, gdy Wasz związek chyli się ku upadkowi i oszustwo staje się tylko gwoździem do trumny. Wtedy już tylko dziękuję i krzyż na drogę. Nie można oszukiwać kogoś, kogo się kocha. Perfidne kłamstwo jest przecież zaprzeczeniem idei miłości.

A zdrada? Romans? Buzi w obce usta? - Ona wepchnęła mi język w gardło! - krzyknął biedny mężczyzna. Może mamusia będzie współczuć, ale na pewno nie partnerka. Mówcie mi zasadnicza, ale zdrada jest N I E W Y B A C Z A L N A. Jeśli ktoś ma ochotę maczać język w cudzej paszczy, jego brocha. Jeśli szuka odrobiny adrenaliny, proponuję pojeździć maluchem po rondzie. Pod prąd. Bez świateł. W zawiązanych oczach. Wiecie czego nie rozumiem i nie znoszę? Obwiniania wyłącznie kochanków. Wszystkie noże mi się otwierają, gdy słyszę epitety pod adresem tej dziw*i, kur*y, piz*y, która śmiała odbić męża. Winni są oboje. Kochanka i partner oraz kochanek i partnerka. Brzydzę się ludźmi, którzy potrafią całować pod klatką jednego, by na piętrze bzykać się z partnerem. To nie Ceneo, by porównywać różne opcje. Tak jak nie toleruję zdrady, tak też nie rozumiem osób, które takie oszustwo wybaczają. Być może moje horyzonty są za wąskie, ale nie przypominam sobie w przysiędze małżeńskiej gwiazdki przy słowie "wierność". Zdrada to wybór. Spaść z roweru to jest przypadek. Sypiać z kimś na boku, to już nie jest przypadek.

Czasem Mamusie lubią pomieszać nieco w związkach swoich dzieci. Słyszeliście kiedyś hasła w stylu: - To nie jest odpowiednia osoba dla Ciebie. - Zasługujesz na kogoś lepszego! - Zastanów się. Dwa razy w życiu usłyszałam podobne zdanie od moich rodziców, gdy mój chłopak z podstawówki gwizdał na mnie pod domem. Dziś waży prawie 100 kg i jest drwalem. O drugim razie wspominać nie będę przez wzgląd na mojego byłego męża. 
Jednak sprawa potrafi być poważniejsza. Zazwyczaj wtedy, gdy partner okazuje się pierdołą. Zabolało? I słusznie. Tak Panowie, ten fragment dedykowany jest Wam. Nie można mieć ciastka i zjeść ciastka. Zawsze możecie zostać starymi kawalerami mieszkającymi z Mamusiami i ich kotami. Znacie takie słowo jak "szacunek"? A czy wiecie, w jaki sposób Wasza Matka powinna go okazywać Waszej partnerce? Mam idealne rozwiązanie. Nie wpieprzać się. Zwracać się do siebie jak przystało w rodzinie. Traktować kobietę jako największe szczęście, jakie mogło spotkać syna. Pozwolić Wam normalnie funkcjonować. Zająć się swoim życiem i uwolnić syna od wszelkich zobowiązań i obowiązków. Jeśli są tu matki dorosłych synów to również komunikat dla Was - kochacie swoje dzieci? Nie wzbudzajcie w nich wyrzutów sumienia, nie każcie podświadomie wybierać, puśćcie je wolno, by mogły cieszyć się swoim nowym życiem u boku wybranki serca. Nie bądźcie zazdrosne - chciwi tracą więcej.

Partnerzy! Jeśli szczerze kochacie swoich mężów, żony, narzeczone, czy chłopaków - walczcie. Każdego dnia. Nie tylko wtedy, gdy Wasza relacja staje pod znakiem zapytania. Okazujcie sobie miłość każdego poranka i co wieczór. Nigdy nie odpuszczajcie. Nieważne, czy jesteście ze sobą od miesiąca, roku czy dwudziestu lat, połóżcie się dziś do łóżka i zadajcie sobie jedno pytanie: - Czy gdyby On się teraz do mnie odwrócił i się oświadczył, zgodziłabym się? I róbcie tak, by bez względu na to co się dzieje każdego dnia, wieczorem móc odpowiedzieć "Tak".

Pozdrawiam Was ciepło i poświątecznie :-)
PS




niedziela, 17 listopada 2013

Wspólna lodówka, kołdra i święta, czyli Instrukcja udanego mieszkania.

Ostatnio Kebab zarzuciła mi, że moje posty są poniekąd powiązane z Notarem. Zgadza się. Niektóre tak, inne nie. Kiedy byłam singielką, walczyłam z Ciulami. Teraz jestem w związku i nadal piszę o tym, o czym chcę. A, że Ciuli wokół mnie ostatnio jest mniej, to tylko się cieszyć. Jako, że Notar bezapelacyjnie jest facetem, podsuwa mi inspiracje do pisania nowych tekstów. 

Tak jak ostatnio wspomniałam, zamieszkaliśmy razem. Bardzo lubię mieszkać z Notarem. Myje naczynia, nie krzyczy, że moje włosy walają się po podłodze. Dużo mnie przytula i znosi moje humory. Czasami wyprowadza Pylona na spacer - to jest bardzo miłe. Poza tym, że doprawia moją zupę magą, czego nienawidzę, świetnie się dogadujemy. Ma też Mamusię. Tworzymy klasyczną parę. W związku z powyższym, dzisiejszy tekst winien być instrukcją dla wszystkich związków, które obecnie wskoczyły na wyższy level w postaci wspólnego zamieszkania.

1. Sprzątanie/pranie/prasowanie/zmywanie/mycie okien itp. itd.
 Na samym początku warto usiąść i ustalić pewne zasady dotyczące obowiązków domowych. O równouprawnieniu nawet nie wspominam, ponieważ to chyba logiczne, prawda? Kwestią decydującą jest powiedzenie sobie wprost, których czynności nie znosimy wykonywać. Jeżeli ja nie lubię myć naczyń, ale nie mam problemu z prasowaniem i vice versa - możemy się dogadać. Większość konfliktów spowodowana jest skumulowanymi pretensjami - zazwyczaj dotyczącymi całkiem prozaicznych czynności.

2. Budżet
Tu zaczynają się schody. Pieniądze od zawsze są i będą powodem nieporozumień. W wielu związkach kwestia domowego budżetu spędza partnerom sen z powiek. Po pierwsze dlatego, że nikt nie chce zostać odebranym jako egoista, pilnujący wyłącznie swojego konta. Po drugie, co osoba to inne potrzeby. Dobrym rozwiązaniem jest przeznaczenie ustalonej we dwójkę kwoty na tzw. domowe wydatki. Wszystko co wydajemy ponad, jest naszą indywidualną sprawą. Należy jednak pamiętać o tym, że musi być to ustalenie takiej sumy, która nie zrujnuje jednej bądź drugiej strony. Mówię tu o sytuacji, gdzie jeden z partnerów zarabia zdecydowanie więcej i tyle samo konsumuje. Sprawiedliwie oznacza, że każdy daje tyle, ile może. Ważne jest to, by wkład w budżet domowy był wspólny. Pamiętajmy, że nigdy nie warto kłócić się o pieniądze. Jedno jest pewne, nie tolerujemy skąpstwa i egoizmu - nimi się brzydzimy.

3. Moje mieszkanie
Nie zawsze udaje się od razu kupić, czy wynająć wspólne lokum. Czasami jedna ze stron posiada swoje mieszkanie, do którego druga się wprowadza. Bardzo ważne jest, aby nigdy nie dać odczuć partnerowi, że nie jest "u siebie". Jeśli dochodzi do takich sytuacji, to całe to wspólne mieszkanie o dupę rozbić. Należy zagwarantować ukochanej osobie spokój i poczucie, że tworzymy coś razem - lokum jest kwestią wtórną. Hasła w stylu: "u mnie w kuchni", "moje łóżko", "w moim domu" są po prostu nie do przyjęcia.

4. Święta/wyjazdy
I oto dobrnęliśmy do tematu na czasie. Jakie macie plany na Święta? Jedziecie odwiedzić rodziców? Tak? Super. Sami? Ooo... a partner to co? Teraz to już nie wspólnie? Jaka wobec tego jest różnica między byciem razem, a wspólnym mieszkaniem? Tylko wspólna lodówka i kołdra? Jak tak, to proponuję poszukać współlokatora, a nie proponować komuś wspólne życie. No właśnie. Pragnę zakomunikować wszystkim tym, którzy dopiero wdrażają się w związek na poważnie, że odkąd mieszkacie razem, pewnych rzeczy nie robicie już osobno. Dlatego ludzie decydują się wspólne mieszkanie, bo chcą być blisko ukochanej osoby. A jeśli nie w Święta, to kiedy? Wybaczcie, ale etap mieszkania chłopaka i dziewczyny na studiach, mamy już dawno za sobą. Weekend i każdy do rodziców.

5. Do kogo na Święta?
No właśnie. Skoro już wiemy, że spędzamy je wspólnie, pojawia się zasadnicze pytanie - Do kogo się wybrać? Najsprawiedliwiej jest odwiedzić obie rodziny, wówczas żadna nie poczuje się pominięta. Natomiast jeśli odległości nam to uniemożliwiają, warto rozważyć opcję odwiedzin jednej ze stron w innym terminie. Oczywiście, że wspólnie. A jak inaczej? Przecież jesteście parą cały czas, a nie tylko w wybranych momentach.

6. Spędzanie czasu
Czy fakt, że mamy dostęp do pocałunków, o każdej porze dnia i nocy zwalnia nas z zabiegania o ukochaną osobę? Oczywiście, że nie. Związek nie pielęgnuje się sam z siebie. Oprócz okazywania sobie uczuć na co dzień, musimy pamiętać, że istnieje wiele innych możliwości, dzięki którym pokażemy partnerowi, że wiele dla nas znaczy. On i wspólnie spędzany czas. Mam tu na myśli poświęcenie komuś 100% uwagi, gdyż przebywanie w jednym pokoju nie jest równoznaczne ze spędzaniem razem czasu. Wyjdźcie na spacer z psem. Idźcie do kina, czy teatru lub na kabaret. Pobiegajcie. Skoczcie na rolki. Ugotujcie razem kolację. Złóżcie szafę. Wyjdźcie sami na drinka lub imprezę. Chodźcie na wystawy.

7. Niespodzianki
Każdy lubi niespodzianki i prezenty. Dlaczego? Ponieważ otrzymanie od kogoś kogo kochamy, jakiegokolwiek upominku sprawia, że czujemy się wyjątkowi i docenieni. Zwał, jak zwał. Jest to po prostu miłe. Dla wielu osób świetną zabawą jest samo wręczanie i obserwacja uśmiechu na twarzy obdarowanego. Nic tak nie cieszy, jak świadomość, że ktoś poświęca kilka minut, żeby zastanowić się nad tym, co sprawia nam przyjemność. I pamiętajcie, nie musi być ku temu okazji, by sprawić komuś radość.

8. Kochajmy się.
Po prostu i aż tyle.

Spokojnego niedzielnego wieczoru Wam życzę. Utulcie się i do łóżek!
PS

sobota, 2 listopada 2013

Pędzle, piwa i reklamówka na drzwiach, czyli o kobiecej irracjonalności.

Witajcie po przerwie. Kto chce, może mi spuścić wirtualny łomot za pół miesiąca ciszy. Dziś w końcu zakończyłam moją przeprowadzkę. Zamieniłam komnatę w centrum na trzy komnaty na przedmieściach. Zamieszkałam z Notariuszem (rejentem jeszcze nie jest, ale pracuje nad tym - nazywam go tak, bo mi pasuje do tekstu). Pylon dostał swój pokój, więc jestem zadowolona. Moje kubki ze Starbucksa mają swoją półkę. Zajęłam większość mieszkania - jak wróci po weekendzie, gdzieś Go upchnę ;-)

Ale dziś nie o wspólnym mieszkaniu chcę napisać, choć pewnie nadejdzie taki moment, że skomentuję parę rzeczy. Kiedy się wprowadziłam, zaobserwowałam bardzo ciekawą zależność. Wszystkie mieszkające w bloku kobiety w wieku rozrodczym zaczęły  trafiać we mnie laserowym wzrokiem. Ja "dzień dobry", one laser. Ja "dobry wieczór", one laser. Nie poddaję się. Teraz, gdy dorzucam do tego uśmiech, je dodatkowo trafia szlag. Żeby była jasność, nie odpowiadają mi. Pewnie odbiera im mowę z zazdrości o moją nową torebkę, którą dostałam na urodziny od Prawniczki.

Niektóre kobiety są irracjonalne. Gdy tylko na horyzoncie pojawia się przedstawicielka płci pięknej, ich mózg zaczyna wysyłać sygnał alarmowy - Broń swojego terytorium! Alert! Tylko Ty się tu liczysz! Nie ma znaczenia, czy sprawa dotyczy pracy, towarzystwa, czy jednej klatki schodowej. Zaczyna się otwarta wojna o wpływy. Nieważne, czy są stanu wolnego, czy zamężne. Chcą być w centrum zainteresowania wszystkich mężczyzn, tych wolnych i tych zajętych. Najgorsze jednak są samotne matki, Boże te to mają wieczną misję poszukiwania tatusia. Dlatego, kiedy do ostatniego kawalera w bloku wprowadziłam się ja, rozpoczęła się gra zalotów i innych śmiesznych zachowań. Osiem miesięcy temu Notar pomógł sąsiadce z naprzeciwka (właśnie samotnej matce), którą nazywam Blondyną, w jakiś drobnych pracach remontowych. Minęło tyle czasu, że praktycznie zdążył już zapomnieć o całym przedsięwzięciu. Ale Blondyna pamiętała. Po prostu czekała na właściwy moment. Pewnego dnia wróciłam z pracy i na klamce drzwi frontowych zastałam reklamówkę, wewnątrz której znajdowały się dwie puszki piwa oraz pędzle funkiel nówki. Dla nas oszczędność, zawsze to 30 złotych luzu w domowym budżecie. Uśmiechnęłam się i zostawiłam prezent na zastanym miejscu. Pewnie obserwowała mnie przez judasza. Biedna zapewne nagotowała  50 litrów kisielu spodziewając się walki, a ja głupia nie podjęłam wyzwania - wolałam wyjść z psem.

Nie rozumiem o co chodzi. Może inaczej, doskonale wiem, jaki jest zamysł działań takich kobiet, ale szczerze nie potrafię przeskoczyć na ten wyższy poziom abstrakcji. Ale naprawdę polecam poobserwowanie podobnych zachowań. Panie, które prześcigają się w zawodach z cyklu "na którą zwróci pierwsze uwagę", pindrzą się, zarzucają trwałą, prawie łamią sobie nogi w szpilkach, byleby tylko spłynął na nie wzrok faceta. Błagam... litości. Nie mam szacunku do takich kobiet. Zawsze będę zasiadać w loży szyderców w towarzystwie innych Super Babek. 

Pozdrawiam Was serdecznie,

PS


czwartek, 17 października 2013

Gdyby tylko... czyli o Ciulu Wizjonerze w kolejnej odsłonie.

Ostatnio usłyszałam, że stępił mi się język. Przepraszam i obiecuję poprawę. Ku*wa jest tak cudownie, że ja pier*olę! Po prostu o pewnych sprawach piszę w nieco delikatniejszy sposób. Na szczęście w moim otoczeniu pojawił się dla odmiany Ciul Wizjoner, więc mogę się trochę naostrzyć. Każda kobieta miała z takowym do czynienia. Nie? Ta przestroga jest dla Ciebie. No to start.

Wiemy już, że Ciul Wizjoner jest tajemniczy, niewiele mówi o sobie i swojej przeszłości. Zadaje za to dużo pytań, jest dociekliwy, choć subtelny. Postępuje zawsze według wyuczonego schematu - mógłby zrobić doktorat z przewidywalności kobiecych zachowań. Jest w stanie uwieźć każdą. Ciebie nie, odpowiesz? Owszem. Ciebie również.

Im bardziej jesteś niedostępna i nieosiągalna dla Niego, tym łatwiejszym celem się stajesz. Ciul Wizjoner nie chce tego, co może mieć na wyciągnięcie ręki. W jego żyłach płynie adrenalina. Musi mieć to, czego mieć nie może. 

Zawsze zaczyna niewinnie - jest kolegą, który lubi się z Tobą droczyć. W ten sposób testuje Ciebie, Twoje słabe punkty oraz mocne strony. Kiedy odkryje, jaka naprawdę jesteś (uwierz, jest w stanie), dostosuje taktykę do sytuacji, w której obecnie się znajduje. Lubisz latino? Po nocy będzie się doszkalał w tym zakresie, aby następnego dnia zaimponować Ci znajomością zaawansowanych kroków samby. Zawodowo jeździsz na rowerze? Poprosi Cię o pomoc w wyborze odpowiedniej ramy. Wie, że masz słabą relację z rodzicami? Będzie mówił, że Jego tata Go nie rozumie. Ostatecznie doprowadzi do jednego - pomyślisz, że nadajecie na tych samych falach. Złapałaś haczyk moja Droga, mimo, że On nadal jest "tylko" kolegą. Jaki jest następny krok?

Spędzacie wieczory rozmawiając na facebooku, gg, chatonie lub innym komunikatorze. Będzie zasypywać Cię muzyką z youtube. Niech zgadnę... "We found love in a hopeless place" Rihanny? A może Whitney Houston, która śpiewa "I won't hold it back again, this passion inside..."? Oczywiście bez podtekstu. Tylko playlista dobrana specjalnie pod Ciebie - wszystko, czego On nie powie wprost.

Kiedy już wiesz wszystko, czego On nie powiedział wprost, dowiadujesz się, że ma*:
1. dziewczynę
2. narzeczoną
3. żonę
* zaznacz właściwe
O! Zaskoczona? Co teraz? Oszukał Cię? Ale jak to? Tak to. Przecież niczego Ci nie obiecywał. Kilka razy odwiózł do domu, był miły, uczynny i troszkę poflirtował. Troszkę trzy miesiące. Do tego dorzucił, że jesteś wyjątkowa, wyrozumiała i w ogóle naj. 

Ciul Wizjoner ma jeszcze jedną cechę. Nie ucieka, gdy Ty dowiadujesz się, że nie jest wolnym strzelcem. Chyba, że zdążyłaś przeczytać tego posta lub jesteś już wyczulona. W innym przypadku przeskakujecie na trzeci level. Oto co następuje. 

Nadal podkreśla, że jesteś wspaniała - oczywiście dobiera odpowiednich dla Twojego przypadku słów - brawo, jesteś wyjątkowa. Niekoniecznie będzie deklarował, że porzuci dla Ciebie swoją partnerkę. Raczej będzie uciekał się do ogólników w stylu:
1. "Jestem na etapie wyjaśniania pewnej sytuacji, o której teraz nie mogę mówić. Ale gdy wszystko się wyjaśni, będę mógł o tym opowiedzieć..." 
2. "To nie jest prawdziwy związek. Od dawna się mijamy, praktycznie ze sobą nie rozmawiamy."
I tak dalej...

Oprócz tych wyżej wspomnianych cech, Ciul Wizjoner jest ukrytym erotomanem, który niejednokrotnie używa podtekstów w rozmowach, które prowadzi. Między słowami zaznacza, że jest wyjątkowo sprawny, a tak naprawdę to zakompleksiony facet z problemami, albo umysłowymi, albo seksualnymi. Zazwyczaj dwoma naraz.

Ostatecznie Ciul Wizjoner ożeni się lub pozostanie w związku małżeńskim. Czy zaprzestanie kontaktu? Nie, skąd. Przecież nikt nie rozumie Go tak jak Ty. Gdyby tylko nie ta skomplikowana sytuacja. Gdyby tylko nie ta niesprawiedliwość losu. Gdyby tylko... to bylibyście razem.

Pozdrawiam i budzę!
PS

poniedziałek, 7 października 2013

O Przyjaciółkach i Ciulu Manipulancie.

Dziś przedstawię Wam historię, która mocno mną wzburzyła. Otrzymałam zgodę na jej opublikowanie, ponieważ bohaterki pragną, aby ujrzała światło dzienne – ku przestrodze dla innych kobiet i jako ostrzeżenie dla niektórych facetów. Ostrzegam wszystkich Ciuli – nie jesteście bezkarni. Władza nie daje wam żadnych praw do krzywdzenia kobiet.

Iga jest prawniczką, która pracuje w korporacji, zajmującej się obsługą gigantów z branży deweloperskiej. Bardzo długo szukała swojego miejsca, rozważając pracę jako adwokat. Ostatecznie została radcą prawnym. Kiedy pojawiła się w firmie, od razu znalazła wspólny język z Marzeną – innym radcą. Początkowo ich relacja ograniczała się jedynie do wspólnie pitej kawy w przerwie, jednak z czasem zaczęły widywać się także po pracy.

Szef dziewczyn, Wiktor - wysoki przystojny szatyn o magnetyzującym spojrzeniu i tajemniczej osobowości, od początku wzbudził zaufanie Igi. Wielokrotnie pokazywał, że może na niego liczyć. Dla nowej osoby w branży, było to bardzo istotne.

Pewnego dnia, w drodze na spotkanie z klientem, Wiktor powiedział – Iga. Czy mogę zadać Ci pytanie natury osobistej? – Tak, proszę – zdziwiła się. – Jak bliska jest Ci relacja z Marzeną? – zapytał. Ta ciekawość zaskoczyła dziewczynę. – Bardzo bliska. Myślę, że się przyjaźnimy – odparła. Wiktor zasmucił się. – Iga muszę Cię zmartwić. Nie mogę dłużej patrzeć na to, jak Marzena z Ciebie kpi. Jest mi przykro, ponieważ wiem, że myślałaś o Was jak o przyjaciółkach. Prawda jest taka, że ona ma Cię za zero. Nigdy tak naprawdę jej na Tobie zależało. Pamiętaj, ona ma już przyjaciółki. Ciebie po prostu wykorzystuje – powiedział. Nagle cały światopogląd Igi stanął pod znakiem zapytania. Rozpłakała się. – Nie wierzę. To jest niemożliwe. Nie mogłaby być tak wyrachowana i bezwzględna! – A jednak. Niejednokrotnie byłem świadkiem sytuacji, kiedy w towarzystwie Cię wyśmiewała. A Ty tak bardzo jej pomagasz w pracy i poza nią – dodał. Iga nie wiedziała co myśleć. Była w totalnym dołku. Dopiero co rozstała się z mężczyzną, którego uważała za miłość swojego życia, a tu kolejny zawód. Wiedziała, że teraz już nic nie będzie takie samo.

Tego samego dnia Wiktor napisał do niej sms-a z pytaniem o samopoczucie. Wymienili kilka wiadomości i poszła spać. – To wspaniały człowiek, jak dobrze, że mnie ostrzegł przed Marzeną – pomyślała przed zaśnięciem.

Następnego dnia w pracy czuła się fatalnie. Nie mogła się na niczym skupić i znieść towarzystwa swojej koleżanki, która siedziała biurko obok. Jedyną osobą, z którą miała ochotę rozmawiać, był Wiktor. Po tej sytuacji bardzo się do siebie zbliżyli. Zaczęli dużo dyskutować. Początkowo służbowo, jednak po czasie ich rozmowy również zaczęły dotykać spraw prywatnych. Usłyszała, że jest bardzo wyjątkowa i zdolna. Powtarzał, że jeszcze przed nikim się tak nie otworzył, jak przed nią. Sprawił, że mogła mu zaufać. A za to, odpłacała mu się ogromną lojalnością. Od tego momentu był najważniejszy. Była w stanie poświęcać swoje życie prywatne, byleby zadowolić szefa.

Wiktor opowiadał jej wiele o sprawach dotyczących firmy czasami rzucając smaczki, których „nikomu więcej nie opowiadał”. W pracy poddawał ją wielu testom, które doskonale przechodziła – dzięki temu pewnego dnia oznajmił, że może jej ufać. Imponował mu jej mocny charakter, innowacyjny sposób myślenia i wrażliwość.

Kiedy załatwił jej premię, skromnie powiedział, że to najwyższa stawka, jaką kiedykolwiek wywalczył w tej firmie. Znowu zyskał w oczach Igi. Czuła, że musi pracować jeszcze ciężej i więcej – tylko tak mogła okazać swą wdzięczność.
Każdorazowo, gdy relacja z Marzeną poprawiała się, lojalna Iga dzieliła się tą informacją z Wiktorem. Niestety nie był zachwycony. – Iga, uważaj na nią – mówił. – Czy zwróciłaś uwagę na to, że ona w ogóle nie chce dopuścić Cię do prowadzonych przez siebie tematów? Znowu zaczęła się zastanawiać. Przecież mogłaby jej pomóc, co zresztą wielokrotnie deklarowała. – Poczekajmy… Marzena jest tak zaborcza i zachłanna, że woli pracować po 13 godzin dziennie, zamiast poprosić Cię o wsparcie. Widzisz? Ciekawe jak długo tak pociągnie – dodawał. – Jeszcze trochę i pojawi się gruby temat dla Ciebie. Zasługujesz na to – podsumowywał.

Iga czuła się wybrańcem i ulubienicą szefa. Całą sytuację zaczęła dostrzegać Marzena, która z niepokojem reagowała na uśmiechy skierowane w kierunku Igi, czy ich dziwne rozmowy prowadzone szyfrem. Wiktor tłumaczył to zwykłą zazdrością i chęcią zwrócenia na siebie uwagi.
Mimo wszystko z czasem relacja Igi i Marzeny wróciła na właściwe tory, choć w tyle jej głowy wciąż tkwiły słowa szefa. Nigdy nie potrafiła tak naprawdę spokojnie usiąść przy lampce wina z koleżanką i bez cienia wątpliwości jej się zwierzyć. Coś jednak podświadomie je do siebie ciągnęło.

Minął rok. Pewnego dnia koleżanki jak zwykle piły poranną kawę i nagle Iga oznajmiła, że szuka innej pracy. Dostała propozycję pracy w biurze prawnym więzienia. Powiedziała Marzenie o obietnicy złożonej Wiktorowi, że lojalnie poinformuje go, kiedy postanowi odejść. Kobieta zdziwiła się i zapytała, czy uważa wobec tego, że Wiktor jest równie lojalny w stosunku do niej. Iga zastanowiła się i odpowiedziała, że nie wie. Wymieniły kilka zdań i nagle Iga powiedziała – Chciałam być fair w stosunku do niego, bo przecież on mi zaufał. Po chwili zacytowała jego słowa „nigdy z nikim nie rozmawiałem tak jak z Tobą”. Twarz Marzeny zbladła, po czym spokojnie powiedziała – To były jego słowa, prawda? – Tak – odpowiedziała Iga. – Ja pier*olę! – krzyknęły na raz.
– Czy powiedział Ci też, że nigdy przed nikim się nie otworzył tak jak przed Tobą? – zapytała Marzena.
– Tak… - odpowiedziała Iga.
- Jezu. Nie wierzę. Zwierzył Ci się z wypadku?
- Owszem. Podkreślił, że to bardzo smutna historia, o której z nikim dotychczas nie rozmawiał. Dodał, że jestem pierwsza.
- I premii pewnie też nikomu wcześniej nie załatwił?
- Marzena, to jest jakaś fikcja. To jest chory człowiek! On nastawił mnie przeciwko Tobie! Mówił mi tak straszne rzeczy o tym, co o mnie myślisz.
- Ja? To mi kazał na Ciebie uważać! Ostrzegał, że polujesz na mojego klienta! Przez to przekraczałam moje fizyczne możliwości! Dlatego wylądowałam w szpitalu! Byłam na skraju wyczerpania…
- Mi przedstawiał Twoją osobę, jako żądną władzy karierowiczkę, egoistkę.
- Nie jestem w stanie tego pojąć. Mówił, że jesteś interesowna. Że nigdy nie pomogłaś mi z potrzeby serca, że czekasz na moje potknięcie. Niejednokrotnie podkreślał, że denerwujesz go swoją naiwnością.
- Marzena! On mówił, że jesteś egoistką, która wszystko chce dla siebie! On czekał na Twoje potknięcie.
- Dla siebie? Kiedy czułam, że nie jestem w stanie ogarnąć wszystkiego sama, zapytał, czy na pewno chcę Ci powierzyć część swoich tematów! Powiedział, że przecież Ty jesteś w stanie „położyć” każdą umowę!
- Pytanie po co? Jaki był jego cel?
- Iga… on chciał mieć nad nami pełną kontrolę. Manipulował nami, naszymi emocjami, życiem i zdrowiem. To jest zły człowiek.
- Każde jego słowo, każda pochwała – to wszystko było kłamstwem.
- Iga! Tak bardzo Cię przepraszam! Nie wiem jak mogłam uwierzyć w to, że mi źle życzysz!
- Wiesz dlaczego? Ponieważ nigdy, przenigdy, nie byłybyśmy w stanie pomyśleć, że nasz szef może okazać się naszym największym wrogiem. Szukał wyrobników, którzy poświęcą wszystko w imię pracy. Tego się nie wybacza.
- Pożałuje każdego słowa. Nie darujemy mu tego. Nigdy.

Rozmowa Igi i Marzeny trwała ponad 8 godzin. Przypominały sobie różne sytuacje, prawie płakały. Jeden człowiek zniszczył je doszczętnie. Pozwolił żyć w kłamstwie przeszło rok czasu. Postawił pod wątpliwość 12 miesięcy ich życia. Przyjaciel okazał się ich największym wrogiem. Patrzył na łzy Igi, kiedy dowiedziała się, że Marzena ją oszukała. Doprowadził do choroby Marzeny, wciąż ją podpuszczając.

Szczerze kibicuję tym dwóm odważnym kobietom, które nie spoczną, póki nie dosięgnie go sprawiedliwość.
To jest historia Ciula Manipulanta, który zniszczył relację, a zbudował przyjaźń.

PS

poniedziałek, 30 września 2013

O przyjaciółkach.


Kto pocieszał i poił wódką, gdy facet Cię rzucił? Z kim biegasz po galeriach handlowych w poszukiwaniu kremu nawilżająco-matującego do cery wrażliwej, naczynkowej z niedoskonałościami? Kto wie, ile rzeczywiście ważysz? Do kogo możesz zadzwonić o 2 w nocy płacząc do słuchawki? Kto bez słowa jest przy Tobie, gdy naprawdę tego potrzebujesz? Dziś składam zasłużony hołd przyjaciółkom.

Uważam, że prawdziwa przyjaciółka jest połączeniem matki, siostry i faceta w jednym ciele. Jest osobą, przed którą nie boisz się, jak wypadniesz. Nie obawiasz się oceniania. Pochwałę i solidny opieprz dostajesz z nią w pakiecie. Nuta powiedziała, że przyjaciół poznajesz nie tylko w biedzie, ale także wtedy, gdy zaczyna Ci się powodzić. 

Nie istnieje taka kategoria jak „była przyjaciółka”. Jeżeli mianujemy już kogoś swoim przyjacielem, to na zawsze. To nie były mąż. Przyjaźń miewa wzloty i upadki, miesiące ciszy, ale nigdy nie przechodzi do czasu przeszłego. Także, gdy ona zadzwoni nagle w środku nocy po trzech tygodniach, wiedz, że ta franca ciągle jest w Twoim życiu :-)

Bardzo trudno jest mi opisać przyjaźń. Wyszczególnię jednak w punktach sytuacje, które w moim odczuciu ją charakteryzują.

Przyjaciółka... 

1.      mówi bez zbędnych ceregieli, że pieprzysz głupoty, gdy zachowujesz się niedorzecznie.
2.      odwołuje randkę, gdy bardzo jej potrzebujesz. 
3.      zjawia się nieproszona, gdy wyczuwa, że musi być przy Tobie. 
4.      może puszczać przy Tobie bąki.  
5.      pomaga Ci się przeprowadzić.  
6.      opiekuje się Twoim psem lub kotem.  
7.      kocha Twoje dziecko, nawet gdy ono ciągnie ją za włosy.
8.      wspiera Cię zarówno w karierze, jak i niepowodzeniach zawodowych.
9.      nie pozwala, by nieporozumienia zaważyły na Waszej relacji.
10.  nie zataja przed Tobą ważnych spraw.
11.  tarza się ze śmiechu, gdy blond okazuje się być rudym jajkiem, by potem biec do drogerii po nową farbę.
12.  organizuje najlepszy panieński pod słońcem.
13.  zabrania po pijaku pisać sms-y do byłego.
14.  idzie z Tobą w piżamie do Biedronki.
15.  może mówić do Ciebie – Ty szmato - i nie dostać za to po pysku.
16.  jako jedyna ma prawo krytykować postępowanie Twojego faceta i nie dostać za to po pysku.
17.  nie romansuje z Twoim partnerem.
18.  ma prawo skrytykować Twój wygląd i napomknąć, gdy boczki żyją własnym życiem.
19.  nigdy Cię nie obgaduje.
20.  zawsze staje w Twojej obronie, nawet gdy Ciebie nie ma obok.

W moim przypadku czas i doświadczenia ukazały światło tym, które zasługują na miano przyjaciółek i zaćmiły złe promieniowanie tych z kategorii pseudo. Dlatego też ten post dedykuję Prawniczce, DeeDee, Star, Majce, Lodzie, Nucie, Lenie i Kebabowi – dziewczęta dziękuję każdej z osobna za każdą radę, kłótnię, uśmiech, łzę i litry wypitego wina. Dziękuję też Grace oraz Stefczykowi – jak dobrze, że to już za mną.

Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Twoja przyjaciółka przeżyje Twojego męża, dlatego pielęgnuj swoją przyjaźń ;-) 

Pozdrawiam Was ciepło!
PS
 





niedziela, 22 września 2013

O oświadczynach.

Każda kobieta ma, bądź miała wizję wymarzonych oświadczyn. Jedne panie wyobrażają sobie plażę, zachód słońca, butelkę szampana i magiczne "Wyjdziesz za mnie?". Inne chciałyby, aby partner poprosił je o rękę pod wodą. Trzecie na szycie Gubałówki. Większość płacze podczas sceny zaręczyn na komediach romantycznych i zerka wówczas na reakcję swoich mężczyzn. A jaka jest rzeczywistość? Dziś o potencjalnie najszczęśliwszym momencie w życiu kobiety.

Tak naprawdę najtrudniej w tym wszystkim być facetem. Mężczyzna chce spędzić resztę życia z ukochaną kobietą i tyle, przecież to takie proste. Aż tu nagle okazuje się, że jednak nie do końca. Musi wybrać pierścionek. Ale jaki? Z białego złota z brylantem, czy może srebrny z cyrkonią? Za 2500 złotych, czy za jedno zero mniej? Kiedyś usłyszałam, że jeżeli facet wydaje na pierścionek mniej niż jednokrotność swojej pensji, jest sknerą. Czyżby? Na szczęście w kwestii samego wyboru typu i rozmiaru, mężczyzna może posiłkować się pomocą siostry lub przyjaciółki. Jeżeli kobieta wybiera go sama, cała magia pryska. A przy tym wszystkim chciałaby, aby ukochany trafił w jej gust. I bądź tu mężczyzno mądry. Tak, czy inaczej, współczuję stresu i tego oczekiwania - czy się jej spodoba?!

Do tego dochodzą same zaręczyny. Tutaj dopiero zaczynają się schody. Co kobieta, to inne oczekiwania. Właśnie. Najgorzej jest czegoś się spodziewać, wówczas każdy, nawet najbardziej wymyślny pomysł, może rozminąć się z wizją wybranki. 

Widziałam i słyszałam o różnych okolicznościach oświadczyn. Przez informację na portalu społecznościowym po trailer w kinie i klękanie na schodach między walającym się popcornem. Osobiście nie jestem fanką publicznych zaręczyn, ze względu na presję towarzyszących mimowolnie ludzi. Za każdym razem jednak podziwiam śmiałków, którzy przed tłumem innych ludzi proszą o rękę kobiety. Myślę, że oni naprawdę muszą być pewni jej odpowiedzi :-) Od razu przypominają mi się odrzucone oświadczyny podczas przerwy w meczu NBA. Zdecydowanie większe jaja trzeba mieć, by odmówić przed kilkutysięcznym tłumem i milionem telewidzów, niżeli powiedzieć - Tak. Chyba, że marzeniem kobiety jest krzyczeć do mikrofonu, wówczas mężczyzna jest pewny, że taka forma będzie skuteczna. 

Najgorszy typ zaręczyn, to te wymuszone i z cyklu "czas najwyższy". Panienka biegająca od jubilera do jubilera oraz facet przypieczętowujący oświadczyny PIN-em i zielonym. Gdybym musiała kogoś namawiać do narzeczeństwa, chyba straciłabym resztki swojej godności. Nie podoba mi się to i dlatego nawet nie będę szła w tę stronę :-)

Zdarzają się też naprawdę udane zaręczyny. Wydaje mi się, że to zależy od tego, jak dobrze partnerzy się znają. Uważam, że to nie splendor decyduje o niezapomnianym momencie, tylko prawdziwe zaangażowanie w całe "przedsięwzięcie". Narzeczony mojej Koleżanki oświadczył się jej w momencie, gdy przestała się tego spodziewać. Każdorazowo przy wielkim wyjściu była przekonana, że to już dziś. Pewnego wieczoru wybrali się na imprezę. Przez pójściem do klubu zaprosił ją na shota do małej knajpki. W pewnym momencie klęknął i poprosił o rękę. Wypili malinówkę, tak jak wtedy, gdy się tam poznali. Tego się nie spodziewała i popłakała ze wzruszenia.
Inna para zaręczyła się podczas urlopu na Hawajach. Chłopak chodził przez dwa tygodnie zestresowany z pierścionkiem w spodenkach, czekając na odpowiedni moment. Ona przez cały urlop nie wiedziała co mu jest, wręcz zaczął ją irytować. Teraz po czasie wspominają, że oświadczyny były nieco nieudolne, ale oboje uważają, że to był najpiękniejszy moment w ich życiu.

Nieważne, czy mężczyzna oświadcza się kobiecie o poranku na ganku własnego domu, ubrudzony z błota wyciągnie pierścionek spod kamienia w środku lasu, czy też podczas gry w kalambury ona nagle odgadnie ukryte hasło, liczy się zaskoczenie. Bo czasem nieudolnie, czasem śmiesznie, ale zawsze razem ;-)

Dobranoc
PS




piątek, 20 września 2013

Instrukcja zaplanowanego zrywania, czyli zrób to sam.

Wczoraj wprowadziłam Was w nastrój zerwania. Niektórzy znają przecież doskonale ten stan. Zawsze zaczyna się niewinnie. Oto scenariusz zaplanowanego zrywania.

Kiedy czujesz, że sprawy zaszły za daleko, a Twojemu sercu bliżej do arytmii niżeli miłości, rozpocznij akcję odwrotu. Pamiętaj, by postępować zgodnie z poniższą instrukcją!

Zacznij bardzo delikatnie. Nie możesz zaryzykować, że strona porzucana za wcześnie się zorientuje. Wówczas będzie cierpieć, robić sceny, a tego nie chcemy, prawda?
1. Rozpocznij od dystansowania się. Ale bardzo stopniowego. Mniej czułości jest wskazane! Seks można zostawić, w końcu czemu rezygnować ze swojej przyjemności na tym etapie?
2. Pisz mniej i rzadziej. Raz na czas wrzuć "słoneczko" i "skarbie" - tak dla niepoznaki. 
3. Zasłaniaj się obowiązkami - bardzo ważny punkt.
Na tym etapie, strona porzucana powinna zacząć się niepokoić. Prawdopodobnie będzie pytać, czy wszystko ok. Nadal zasłaniaj się obowiązkami i ciężkim dla Ciebie czasem. Powtórz i zapamiętaj powyższe 3 punkty. 

Już? Lecimy dalej. 
4. Odwołaj spotkanie. Nie, nie pół dnia wcześniej. Godzinę przed. Gwarantuję, będzie gorąco.
5. Przeproś i zasłoń się obowiązkami. Nie kupuj kwiatów, kup nici dentystyczne.
Jeżeli nadal jesteś w związku i strona porzucana nie zmieniła się w zrywającą, próbuj dalej.

6. Zainicjuj spotkanie. Impreza pod hasłem "Niedostępność i Małomówność". Proponuję też dorzucić odrobinę smutku. Smutek jest bardzo trendy.
7. Nie odzywaj się dwa dni. Nie obawiaj się, strona porzucana połknie haczyk.
8. Odezwij się i...

Właśnie dobrnęliśmy do ostatniego punktu imprezy! Do wyboru mamy trzy bramki:

Bramka nr 1
Wyślij sms-a o treści "Hello. Ostatni czas dał mi dużo do myślenia. Niestety czuję, że nie pasujemy do siebie. Przykro mi, ale to koniec. Pamiętaj, że to co nas łączyło, było dla mnie ważne. Mam nadzieję, że będziemy przyjaciółmi. Pozdrawiam!". Pięknie. O to chodzi, konkretnie, ale nie chamsko. Bez cienia nadziei. 

Bramka nr 2
Zaproponuj spotkanie, podczas którego powiedz:
- Mimo najszczerszych chęci, nie jestem w stanie nadal z Tobą być. To nie chodzi o Ciebie, tylko o mnie. Muszę sobie to wszystko poukładać. Ale samotnie. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Tak mi przykro...
Dość ogólnie, bez podawania przyczyny. Jest dobrze. Brawo!

Bramka nr 3
Żartowałam. 8 punkt Cię nie dotyczy! Możesz kontynuować punk 7! Jupi!

A teraz puknij się porządnie w głowę. Nie planujemy zrywania! Czujemy, że to nie to? Mówimy wprost, zamiast mamić drugą stronę głupimi i idiotycznymi zagrywkami. Wiem, że w praktyce jest to bardzo trudne. Ale przecież wiemy jak to jest być porzucanymi. Znamy to okropne uczucie. I bez względu na cierpienie, bycie fair na samym końcu jest bardzo ważne.

Tak jak już kiedyś wspominałam, nikogo nie można zmusić do miłości. Jeśli to nie jest kwestia problemów, które nagle pojawiły się w związku, to nie ma sensu przeciągać sprawy. Im szybciej zakończymy relację, tym lepiej. 

Dlatego właśnie tak bardzo nie lubię planowania i słodkich słówek na początku związku. Robią tylko galaretę z mózgu i przyspieszają bicie serca. Sprawiają, że znowu wierzymy w ludzką szczerość i prawdomówność. Powstrzymajmy deklaracje. Czasem lepiej nie mówić "skarbie", "kochanie", "misiu", jeśli podświadomie tego nie czujemy. Wówczas odpada nam problem natury - I jak tu teraz zerwać?

Pozdrawiam i miłego weekendu :-)
PS

czwartek, 19 września 2013

Kiedy powiem Tobie dość, czyli krótkie wprowadzenie o zrywaniu.

Wiele osób zastanawia się, kiedy jest właściwy moment, by zerwać. Gdy on rzuci brudnymi skarpetkami koło stołu po raz pierwszy, czy po piętnastu trafieniach? A może po odbyciu poważnej rozmowy o planach na przyszłość, podczas której okazuje się, że nie są one spójne? Dziś krótko wprowadzam w tematykę zrywania.

Nie ma sprawdzonej metody na zakończenie znajomości. Nawet najbardziej odważnego dopada wówczas lęk. Ludzie bardzo często przeciągają sprawę, ponieważ boją się samej konfrontacji. Dlaczego? Po pierwsze, ponieważ nie chcą wyjść na "tych złych", co naobiecywali i się wycofują, a po drugie, ze strachu przed reakcją drugiej strony. Nieodgadnione są myśli strony zrywającej i porzucanej.

Czasem wystarczy jedna sytuacja, która sprawia, że wewnętrzny głos podpowiada nam - Stop! To nie tak. Predyspozycje, znacie to? Kiedy czujecie, że postępowanie partnera jest dla was nie do zaakceptowania, włączcie intuicję i logiczne myślenie. Wówczas zrozumiecie, że pewne zachowania i postawy zapowiadają podobne zdarzenia w przyszłości. Jeśli ktoś poległ na samym początku, jak się zachowa, gdy pojawi się prawdziwy problem?

Jutro zgłębimy ten temat...

Dobranoc,
PS

poniedziałek, 16 września 2013

1... 2... 3... wypadasz z gry, czyli o zdradzie.

Wielokrotnie w życiu słyszałam wypowiedzi kobiet dotyczące 100% wierności ich partnerów. Według najnowszych badań, zdradza co czwarty Polak. Potrzebujecie pocieszenia? Są to zdrady przelotne najczęściej w pracy. W grupie niewiernych przeważają zamożni i wykształceni mężczyźni. Jednak w ostatnim czasie kobiety nie pozostają dłużne. Okazuje się, że na terapie zgłasza się coraz więcej zdradzanych Polaków. Z czego to wynika? Otóż badacze sugerują, że postępująca niezależność Polek nie powoduje już strachu przed finansowym upadkiem, czy też bycia wytykanymi przez społeczeństwo. Dziś o zdradzaniu.

Zdrada to bardzo obszerny temat. Jakie są jej granice? A może inaczej, jakie są granice wierności? Każdy człowiek rozpatruje to nieco inaczej. Dla mnie intensywne myślenie o kimś innym niż partner (Sean Connery się nie liczy), jest mocnym przegięciem. Potajemna kawa? Spacery wieczorową porą? "Praca do późna"? Dziękuję, postoję. Mam lepsze rzeczy do roboty, niż czekanie w domu na niewiernego faceta. Jeżeli mój partner ma przede mną tajemnice, równie dobrze może zniknąć.  

Wychodzę z bardzo prostego założenia. Jeżeli mężczyzna chce zdradzać, albo się tego dopuścił, pakuje swoje rzeczy i spada. Do kolegi, mamy, gdziekolwiek, wówczas to już nie mój problem. Nieważne, czy kobieta jest w 8 miesiącu ciąży i wygląda jak ciężarówka DPD, czy też przeżywa poporodowego baby bluesa i wszystko ją wku*wia, nie ma wytłumaczenia na oszukiwanie. Informacja z ostatniej chwili dla panów: wasza kochanka też tak będzie wyglądać, nawet jeśli teraz ma 21 lat.

Zdradą jest każde świadome działanie zatajone przed drugą osobą. Nawet, gdy w związku dzieje się źle, a wiemy, że w każdym przychodzą trudne momenty, nie powinniśmy uderzać do dwóch bramek na raz. Prawniczka powiedziała mi kiedyś, że zdaje sobie sprawę, iż w życiu zauroczymy się jeszcze kilka razy. Jest to naturalne, że podobają nam się różni ludzie. Ale prawdziwa próba dla związku przychodzi wtedy, gdy potrafimy wybrać między napięciem, adrenaliną i mocną dawką endorfin, a tym, co naprawdę ważne. Jeśli dajemy się ponieść emocjom, przekreślamy wszystko, co dotychczas zbudowaliśmy. Wówczas nie ma odwrotu. Wprawdzie ponad połowa zdrad nie wychodzi na jaw, ale jednak współczuję tym wszystkim, którzy codziennie muszą na siebie patrzeć w lustrze.

Zdarzają się też wyjątki od reguły. Ludzie tkwią w nieszczęśliwych związkach i poznają kogoś, w kim się zakochują. Tak, właśnie. Zazwyczaj, gdy prawdziwie kogoś kochamy, nie zakochujemy się w innym człowieku. Jednak w takim przypadku należy mieć ostatnie resztki szacunku dla drugiej osoby i odejść. Nie wtedy, gdy już zdradziliśmy i wiemy, że to jest to. Zakochałeś się? Zostaw mnie w spokoju i próbuj, ale nie zdradzaj, by tylko sprawdzić inną opcję zostawiając sobie otwarte drzwi powrotu do ciepłego domu.

Nie wierzę też w "zakończony" romans mężczyzny przyłapanego na zdradzie. Jeżeli coś trwa jakiś czas, to prawdopodobnie byłoby nadal najpilniej strzeżoną tajemnicą na świecie, gdyby nie nakrycie przez partnerkę. Ktoś kto świadomie prowadzi podwójne życie, nie ma kręgosłupa moralnego i tak naprawdę nigdy nie zrozumie swojego błędu. Przyzna się dla świętego spokoju, pogłaszcze po głowie, kupi naszyjnik i tym samym załagodzi sytuację. Biedna Kobieto, która oficjalnie zwiesz się żoną, gdzie Twój szacunek dla samej siebie? Zjadł go portfel i W.KRUK?

Zauważyłam, że inaczej zdradzają kobiety niżeli mężczyźni. Pierwsze wdają się w romans, gdy czują się niedocenione, niekochane i niezauważane. Wówczas tworzą w głowie wizję wspólnej przyszłości z kochankiem. Drudzy natomiast, robią po prostu "skok w bok". Seks plus podbudowanie własnego ego. Im ono bogatsze, tym bardziej podatne na testy męskości. Dlatego Drogie Panie, gdy słyszycie, że kochanek obiecuje Wam, że zostawi żonę, która go nie rozumie i nie jest tak czuła jak Wy, zatkajcie uszy, albo lepiej włączcie MP3.

Pozdrawiam ;-)
PS

wtorek, 10 września 2013

Ene due rabe Facet złapał Babę, czyli gra płci.

- "Nieświadome" przeczesanie włosów palcami, dyskretne spojrzenie, pogodny uśmiech i "przypadkowe" dotknięcie dłoni rozmówcy. Znamy to! - oznajmił Notariusz. - Jak to? - odparłam. - Tak to. Przecież to są babskie gierki. Myślicie, że my tego nie widzimy? - uśmiechnął się. Dziś moi Drodzy będzie o grze płci.

Okazuje się, że Panowie doskonale wiedzą, kiedy Kobieta gra. Oni po prostu świetnie udają niezorientowanych. Bezbłędnie odgadują, która z rozmówczyń jest Desperatką próbującą Ich zdobyć. Mężczyzna wychodzi na randkę i nagle okazuje się, że Kobieta w parę minut odkrywa wszystkie swoje karty. Standardowa gra. Zero niespodzianek. Moja Droga, chyba zapisałaś się na korespondencyjny kurs podrywania. Z pewnością zostaniesz wyrwana - do czasu, póki Mężczyzna nie pozna Super Babki. Odkryję przed Tobą wielką tajemnicę... MĘŻCZYZNA NIE CHODZI NA RANDKI, PONIEWAŻ SZUKA ZWIĄZKU! Mężczyzna jest łowcą i pragnie zaspokajać swoje potrzeby seksualne! Nigdy natomiast nie potraktuje tak Kobiety, w której dostrzeże osobę równą sobie.

Problem tak samo dotyczy SMS-owania. Boże dlaczego opuściłeś te wszystkie biedne kobieciny, które na początku znajomości popełniają największe błędy we flirtowaniu? Dajecie sygnał, że jesteście chętne? Tadam! Tak będziecie odbierane. Jako obiekt seksualny, nic dodać... tylko ująć.

Błąd nr 1. Pijany SMS
"Tak bardzo za Tobą tęsknię."
"Myślę CAŁY CZAS o Tobie."
"Chcę mieć z Tobą dzieci" (sic!)
Rzygam tęczą... Powariowałaś? Nie! Nie! Nie!

Błąd nr 2. SMS alarm
20:51 33sek.
"Hej, co tam?"
20:51 59 sek.
"Hej! Wszystko ok, a u Ciebie :-)?"
Koczowanie przy telefonie "a nuż On napisze?!" i natychmiastowe odpisywanie? Życia nie masz? Gdyby Twój telefon był wodoodporny, pewnie zabrałabyś go ze sobą pod prysznic.

Błąd nr 3. SMS pretekst
"Hej. Słuchaj mam pewien problem. Chciałabym wynająć mieszkanie, a nie wiem po ile stoją. Mógłbyś mi pomóc?"
"Wejdź na www. i poszukaj oferty."
"Super! Dzięki! Co słychać?"
No comment... Najbardziej żałosna próba nawiązania kontaktu z Facetem. Zdecydowanie stosowana, gdy z Jego strony brak zainteresowania.

Błąd nr 4. SMS nieudolnej Super Babki
"Hej, co słychać?"
"Wszystko ok, dzięki. Dzisiaj miałam ciężki dzień, generalnie mam zamiar się wyluzować... może naleję sobie lampkę wina i położę się do wanny..."
"To dobry pomysł, na pewno Ci pomoże. Miłego wieczoru."
"Szkoda, że sama..."
"Czy to jest propozycja?"
"Tak... choć ostatnio ciężko Cię na cokolwiek namówić. Jesteś dość niedostępny."
"Mam dużo pracy. Nie przeszkadzam, spokojnego relaksu... dobranoc."
Ten przypadek miał szansę zostać uratowany. Zaczęła Super Babka, skończyła Desperatka. No nie mogła się powstrzymać! Musiała wcisnąć swoje trzy wyrzutowe grosze. Trzeba było skończyć na etapie zaintrygowania.

Nie ma gorszej gry damsko-męskiej niż przewidywalność. Zastosowałaś sprawdzone sztuczki? Szybciej wskoczyłaś na poziom wyżej? Zostałaś już rozpracowana przez Faceta, game over. Podczas następnej gry idź po swojemu, nie podążaj utartymi przez innych graczy ścieżkami. Idź na żywioł. Bądź sobą.

PS


poniedziałek, 9 września 2013

Niewłaściwy moment, czyli jak życie zatacza krąg.

Obudziłam się wczoraj z ogromną weną. Bardzo chciałam coś napisać, w głowie miałam wiele myśli i krążących, jak po orbicie, tematów. Zaczynałam kilka razy i tyle samo kasowałam. To po prostu nie był mój moment. No właśnie. To nie był odpowiedni czas na napisanie posta. Tak właśnie samoistnie pojawił się temat na wpis. Dziś będzie o tym, że w życiu na wszystko musi nadejść odpowiedni moment.

Czy mieliście kiedyś wrażenie, że jesteście we właściwym miejscu i we właściwym czasie? Dni, godziny, minuty, sekundy decydują o tym, w którą stronę pójdziemy. Momenty, które sprawiają, że nasze życie toczy się w takim lub innym kierunku. Na co dzień podejmujemy setki decyzji. W większości działamy instynktownie i nie zastanawiamy się nad podstawowymi czynnościami, które tak naprawdę są bardzo istotne.

I wtedy przychodzi taki dzień, kiedy siadamy sami ze sobą i zaczynamy się zastanawiać "a co by było gdyby...?". Czy gdybym nie paliła papierosa w pierwszy dzień roku akademickiego na ganku UJ, poznałabym moich najbliższych znajomych ze studiów? Pewnie nie. Czy gdybym z nudów nie wysłała CV do mojej firmy, poznałabym Nutę i Lenę? Pewnie nie. Czy gdybym przypadkiem nie jechała służbowo do Bytomia dwa miesiące temu, znalazłabym Pylona? Zdecydowanie nie.

Ale są też sytuacje, które tak, czy inaczej, by się wydarzyły. Pytanie tylko, czy w odpowiednim momencie. Czy wtedy bylibyśmy tymi samymi ludźmi, którymi jesteśmy teraz? Czy bylibyśmy po prostu gotowi? Myślę, że nie. Ponieważ upływający czas kształtuje człowieka, a doświadczenia tworzą jego osobowość i szlifują charakter.

Wiele osób uznaje teorię przypadku, zbiegu okoliczności, czy też przeznaczenia. Nie wierzę w przypadek. Nie wierzę w zbieg okoliczności. Twierdzę, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Uważam, że wszystko się dzieje po coś. Prędzej, czy później, dowiadujemy się dlaczego. Nawet, gdy początkowo ciężko jest nam się pogodzić z daną sytuacją. Dla wielu osób jest to śmieszne. Niektórzy z moich znajomych mówią, że na wszystko mam wytłumaczenie. W każdej sytuacji doszukuję się dobrej strony. Wówczas uśmiecham się i odpowiadam - Tak! Wtedy każdy dzień sprawia, że wiem coraz więcej i idę do przodu. Nie byłabym osobą, którą jestem, gdyby nie te, na pozór złe, doświadczenia. Dlatego dziś, bardzo szczerze o mojej teorii życia zataczającego krąg.

Dwa lata temu poznałam przez mojego Męża moją przyjaciółkę Prawniczkę. Opowiedziała mi o atrakcyjnej ofercie kupna mieszkań na śląsku. Omówiłam temat ze ślubnym i kilka dni później pojechałam obejrzeć lokalizację. Zakochałam się. Apartament z tarasem na dachu z pięknym widokiem na rysujące się w oddali góry. W dodatku Prawniczka z mężem Prawnikiem mieliby być naszymi sąsiadami, a i rynek pracy był bardzo obiecujący dla nas obojga. Opcja idealna - pomyślałam. Trochę czasu minęło, zanim Mąż zaczął podzielać mój entuzjazm, choć tak naprawdę, nigdy do końca szczerze. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na rozpoczęcie procedury kredytowej. Uruchomiłam wszelkie możliwe kontakty, a Prawniczka użyła swoich znajomości, by załatwić rabat na zakup nieruchomości. 
Katalog IKEA znałyśmy na pamięć. Widywałyśmy się prawie codziennie rozmawiając o ekipach remontowych i rodzajach kafelek. Finalizacja umowy była już tuż tuż. Szczęście także. Moje marzenie o prawdziwym domu i rodzinie miało wkrótce się ziścić. Prawniczka umówiła spotkanie u notariusza na podpisanie umowy i przekazanie kluczy.
Nagle, podczas grilla u teściów, dostałam telefon od doradcy finansowego - Dostaliście kredyt! Kupujecie! Gratuluję! - krzyknął. Nie mogłam ukryć radości. Jednak bardzo szybko zostałam sprowadzona na ziemię - Matko Boska! - załamała się Teściowa. - To trzeba odkręcić! Nie możecie dzieci wziąć kredytu. Jeszcze was to doprowadzi do rozwodu! - dodała. - Słyszałaś? Trzeba to odkręcić! To był Twój pomysł. Ja nie chciałem tego mieszkania! - dodał mój Mąż. Rozpłakałam się, bo oprócz odkręcania kredytu, rozpoczął również proces odkręcania naszego małżeństwa.

Teraz, gdy jestem tutaj, bardzo Im dziękuję. Teściowej za zainicjowanie rozwodu i rozpoczęcie naszej, choć osobnej, drogi do szczęścia. Byłemu Mężowi, za otworzenie mi oczu. Gdyby nie ta sytuacja, nie przeżyłabym później związku z Bobem Budowniczym, który pozwolił mi przetrwać ciężki okres po rozwodowy. Jemu z kolei dziękuję za to, że mnie rzucił. Gdyby nie On, nie ogarnęłabym się z bycia Desperatką usilnie próbującą być w związku. Każdemu z Sympatycznych Panów dziękuję za kilka miesięcy inspiracji, podczas których, na łamach tego bloga, rodziła się Super Babka. Prawniczce dziękuję za to, że pewnego dnia postanowiła umówić mnie na randkę w ciemno ze znajomym Notariuszem. Mojej Siostrze dziękuję za to, że mieszkała wtedy u mnie i kopnęła mnie w tyłek, kiedy dałam Mu kosza przez telefon - A co, jeśli straciłaś właśnie szansę na coś naprawdę wspaniałego? - rzuciła.

Podczas sierpniowego urlopu na Chorwacji opowiadałam historię zakupu mieszkania - Miałam nawet umówione podpisanie aktu u notariusza - powiedziałam. - Tak? - dopytał Mężczyzna. - Tak, to było jakoś we wrześniu dwa lata temu - odpowiedziałam. - Zaraz, chwila... pamiętam Cię. Miałaś u mnie umówione spotkanie - powiedział Mężczyzna. 

A co by było, gdybym poznała Go wtedy? To byłby po prostu niewłaściwy moment. Na wszystko musi nadejść odpowiednia chwila.

Ten post dedykuję Notariuszowi ;-)

PS



wtorek, 3 września 2013

Wakat Mąż, czyli o Desperatkach ciąg dalszy.

Ostatnio uświadomiłam sobie ze smutkiem, że 90% kobiet to Desperatki. 90% kobiet było, jest lub będzie ofiarami Ciulów Wizjonerów. 90% kobiet ma szansę spier*olić potencjalnie udany związek. Połowa z nich z pewnością już to zrobiła. Dziś postaram się przybliżyć Wam dlaczego.

Kim jest Desperatka? Stwórzmy jej obraz. Powiedzmy, że ma na imię Alicja (żyła w Krainie Czarów, więc pasuje idealnie). Ala ma 30 lat i pracę, której nie lubi. Mieszka w kawalerce w centrum miasta. Wolny czas spędza w towarzystwie przyjaciółek singielek feministek i zamężnych frustratek. Smutki topi w winie zamiast na basenie. Ulubionym hobby Alicji jest czytanie artykułów na portalach ślubnych. Największym marzeniem Ali jest zakochać się i być szczęśliwą. W tej właśnie kolejności, Miłość = Szczęście. Alicja nie lubi być sama. Żyje w myśl zasady "cokolwiek jest lepsze niż nic".

Każdorazowo, gdy wychodzi na randkę, ubiera najlepszą sukienkę, a do torebki wkłada oczekiwania. Usta maluje wyjściem za mąż, a rzęsy miłością aż po grób. Alicja chodzi na randki, ponieważ podświadomie szuka związku. 

Na randkach popełnia największe, klasyczne błędy. Mówi dużo o sobie i planach, w których, niby od niechcenia, pojawiają się hasła takie jak: mąż, rodzina, dzieci, ślub. Jaki sygnał wysyła Alicja? - Hej koleś. Pójdę z Tobą do kina, wyskoczę na drinka, może nawet się z Tobą prześpię, ale jeśli w ciągu trzech miesięcy mi się nie oświadczysz, to spadówa. Co robi współrandkowicz? Ma dwie opcje. Albo nagle odbiera służbowy telefon i oznajmia, że musi już uciekać, albo pomyśli - Ok. Tą małą można zbałamucić wizją świetlanej wspólnej przyszłości i korzystać, póki będę chciał. Tak, czy inaczej, Alicja zakręciła sobie sznurek wokół szyi. 

Problem Desperatki polega głównie na tym, że bardzo chce być w związku. Relacja z mężczyzną świadczy o jej poczuciu własnej wartości. Facet sprawia, że czuje się szczęśliwa. Żyje tak, jakby na czole miała napisane "Mam wakat męża. Anyone interested ?"

Desperatka, gdy już znajdzie się w związku, godzi się na brak szacunku ze strony swojego faceta. Jest na każde jego skinienie. Zapomina o własnych potrzebach, a kompromisem nazywa tylko jego pragnienia. Traktuje faceta jak Boga, któremu powinna na każdym kroku być wdzięczna za to, że ją zechciał. W zamian przecież wyjdzie za mąż, a więc jakoś przeboleje drogę przez mękę do "szczęścia". Jak mały szczeniaczek będzie czekać przy drzwiach z papciami, trzy razy odgrzewać kolację i nadstawiać tyłka, kiedy Pan łaskawie odwiedzi ją z ochotą na sex. Desperatka podświadomie panicznie boi się zostać sama, dlatego godzi się na złe traktowanie. Obawia się, że jeśli powie "Nie", zostanie porzucona. Tego nigdy nie będzie bała się Super Babka. Ponieważ ona doskonale wie, że taki ktoś po prostu na nią nie zasługuje.

Wiecie, czego nigdy nie będzie mieć Desperatka? Dumnego ze swojej kobiety mężczyzny. Nigdy nie będzie prawdziwie przez niego szanowana. Nigdy nie będzie przez niego zdobywana. Nigdy prawdziwie nie będzie kochana. Desperatka zawsze będzie skazana na upominanie się o miłe słowo, całusa, czy wyznanie miłości.

Na szczęście jest szansa dla Desperatek. Moment, w którym się zorientują, że mają problem, jest kluczowy. Wówczas przychodzi czas pracy nad sobą. Odłożenie planu zamążpójścia na bliżej nieokreślone jutro i rozpoczęcie uszczęśliwienia siebie. Kiedy już będziesz szczęśliwa w życiu, które prowadzisz, inaczej zaczniesz postrzegać relacje. Zrozumiesz, że bycie zajętą własnymi sprawami nie zrobi z Ciebie mniej atrakcyjnej kobiety. Dostrzeżesz, że masz prawo wymagać szacunku. Zreflektujesz się, że nie jesteś już niczyim planem B na weekend. Nie będziesz płakać nad pustym kieliszkiem po winie, bo on obiecał, a nie przyjechał. Mężczyźni w końcu będą w stanie dostrzec Twoje walory, które ukrywały się pod sygnałami, które wysyłałaś jako Desperatka. Wówczas naprawdę będziesz wyjątkowa, bo znajdziesz się w nielicznym gronie 10% Super Babek, które spotykają się z ciekawymi mężczyznami, a nie randkują z przyszłymi mężami. Jeżeli już stworzysz związek, to będzie to naturalna kolej rzeczy, a nie zaplanowane działanie.

Pozdrawiam
PS








niedziela, 1 września 2013

Pogotowie ogólnożyciowe, czyli o Desperatkach i Partnerkach.

Powróciłam dziś z jakże zasłużonego urlopu. Całą drogę powrotną z Chorwacji myślałam o chwili, kiedy zasiądę przed klawiaturą i przeleję moje tygodniowe przemyślenia na "papier". Tak jak przewidziałam, wakacje przyczyniły się do powstania nowego posta. Tak więc zaczynamy. Dziś na tapecie nie będzie Ciuli. W tym odcinku będą Desperatki i Partnerzy.

- Kochanie, skarbeńku, kotku, pszczółko etc. (plus jeszcze cały słownik zdrobnień wyrobów cukierniczych) podać Ci herbatkę? - Nie. - Przytulić Cię? - Nie. NIE! NIE! NIE! Zapytaj jeszcze, czy możesz mu wskoczyć na kolanka i pogłaskać po główce. Jeżeli masz w sobie zbyt dużo matczynych zapędów, to zmień obiekt zainteresowań. Mężczyzna to nie Twoje dziecko, tylko partner. Jeśli nie rozumiesz znaczenia słowa "partner", odsyłam do Słownika Języka Polskiego. Ale póki co, usiądź wygodnie, nalej sobie lampkę wina i czytaj uważnie.

Mężczyzna nie reaguje na Twoje przymilanie. Nie znaczy to od razu, że tak jak Ty, analizuje Waszą relację. Po prostu NIE CHCE SIĘ TULIĆ (teraz!). Jak reaguje Desperatka? Łasi się niczym kotka i zaczyna obserwować, ANALIZOWAĆ (oczywiście po swojemu) i ostatecznie... strzela focha lub zaczyna robić wyrzut. Wizja Desperatki nie ziściła się. Nie chcesz chodzić ze mną za rękę! Nie całujesz mnie! Nie prawisz mi komplementów! Nie przychodzisz sam od siebie do mnie się przytulić!  Dlaczego?

Opcje są dwie. Dlatego, że albo On ma do czynienia z kobietą, która niczym bluszcz owija się wokół niego, blokując mu oddychanie, albo po prostu nie czuje takiej potrzeby - z tą konkretną dziewczyną. Naturalnie każdy z nas odczuwa potrzebę bliskości.

Lubicie być do czegoś przymuszani? Każdą, nawet najmilszą czynność, można obrzydzić, jeśli jesteśmy do niej zmuszani. Jeśli ludzie są ze sobą z wyboru, nie muszą się do niczego zmuszać. Ale mają też prawo do gorszego nastroju, ogólnego przybicia, czy dnia z cyklu "nie mów do mnie". To wcale nie oznacza, że nagle przestali się kochać. 

Jak reaguje Desperatka, kiedy widzi Mężczyznę niechętnego? Zaczyna Go atakować. Porozmawiaj ze mną. Wyżal się. Uzewnętrznij się. Powiedz, co Ci leży na sercu. Drogie Panie, faceci to nie kobiety. Czy Twój Mężczyzna wie, że może na Ciebie liczyć? Zdaje sobie sprawę, że zawsze będziesz dla niego wsparciem, kiedy tylko będzie tego potrzebował? Jeśli wie, to przyjdzie do Ciebie, gdy tylko poczuje prawdziwą chęć. Partnerka, w przeciwieństwie do Desperatki, szanuje życie swojego Partnera i doskonale wie, kiedy powinna odpuścić i zająć się sobą. 

A kiedy już Mężczyzna zdaje sobie sprawę z tego, że ma do czynienia z Desperatką? To zależy od faceta. Zazwyczaj ucieknie szybciej, niż Ona zdąży wypowiedzieć słowo Konstantynopolitańczykowianeczka. Może to również wykorzystać w celu zaspokajania własnych potrzeb. Na przykład zadzwonić nagle o godzinie 22:00 i przyjemnym głosikiem oznajmić, że bardzo się stęsknił. Desperatka wsiądzie do swojego wozu i niczym pogotowie seksualne pojedzie do Niego utulić do snu. Będzie dostępna 24h, a nuż On zadzwoni. 

W prawdziwym partnerskim związku taka sytuacja byłaby nie do pomyślenia. Partnerstwo w moim odczuciu polega na tym, że traktujemy siebie nawzajem jako równych sobie ludzi. Z chęcią i uśmiechem podchodzimy do potrzeb (a nie wymuszeń) naszego Partnera. Partnerzy potrafią rozróżnić troskę o ukochaną osobę od chęci jej kontrolowania. Pożądane zachowanie przychodzi wówczas naturalnie, gdyż nie czujemy nad sobą bicza. Łatwiej idziemy na kompromis, ponieważ szczerze pragniemy harmonii w naszym związku. Chętnie uczymy się siebie nawzajem i nie obrażamy z byle powodu. Dlaczego? Ponieważ Partnerom naprawdę na sobie zależy. Wówczas "Kochanie przytul mnie" jest potrzebą, a nie wstrętnym przymusem. 

Dlatego też każdemu z osobna życzę, aby w Waszym życiu pojawił się ktoś, z kim będziecie w stanie stworzyć prawdziwy związek dwojga wzajemnie szanujących się ludzi. Kogoś, kto zrozumie Wasz gorszy dzień. Kogoś, kto bez słów potrafi Was przytulić. Kogoś, kto w Waszych słabych chwilach widzi Waszą prawdziwą moc. Kogoś, kto jest szczery, ponieważ prawdziwie Was wspiera. Kogoś, komu imponujecie na co dzień i Kogoś, kto imponuje Wam. Kogoś, kto działa bezinteresownie. Kogoś, na którego opisanie, po prostu brakuje Wam słów.

Pozdrawiam serdecznie :-)
PS