niedziela, 17 listopada 2013

Wspólna lodówka, kołdra i święta, czyli Instrukcja udanego mieszkania.

Ostatnio Kebab zarzuciła mi, że moje posty są poniekąd powiązane z Notarem. Zgadza się. Niektóre tak, inne nie. Kiedy byłam singielką, walczyłam z Ciulami. Teraz jestem w związku i nadal piszę o tym, o czym chcę. A, że Ciuli wokół mnie ostatnio jest mniej, to tylko się cieszyć. Jako, że Notar bezapelacyjnie jest facetem, podsuwa mi inspiracje do pisania nowych tekstów. 

Tak jak ostatnio wspomniałam, zamieszkaliśmy razem. Bardzo lubię mieszkać z Notarem. Myje naczynia, nie krzyczy, że moje włosy walają się po podłodze. Dużo mnie przytula i znosi moje humory. Czasami wyprowadza Pylona na spacer - to jest bardzo miłe. Poza tym, że doprawia moją zupę magą, czego nienawidzę, świetnie się dogadujemy. Ma też Mamusię. Tworzymy klasyczną parę. W związku z powyższym, dzisiejszy tekst winien być instrukcją dla wszystkich związków, które obecnie wskoczyły na wyższy level w postaci wspólnego zamieszkania.

1. Sprzątanie/pranie/prasowanie/zmywanie/mycie okien itp. itd.
 Na samym początku warto usiąść i ustalić pewne zasady dotyczące obowiązków domowych. O równouprawnieniu nawet nie wspominam, ponieważ to chyba logiczne, prawda? Kwestią decydującą jest powiedzenie sobie wprost, których czynności nie znosimy wykonywać. Jeżeli ja nie lubię myć naczyń, ale nie mam problemu z prasowaniem i vice versa - możemy się dogadać. Większość konfliktów spowodowana jest skumulowanymi pretensjami - zazwyczaj dotyczącymi całkiem prozaicznych czynności.

2. Budżet
Tu zaczynają się schody. Pieniądze od zawsze są i będą powodem nieporozumień. W wielu związkach kwestia domowego budżetu spędza partnerom sen z powiek. Po pierwsze dlatego, że nikt nie chce zostać odebranym jako egoista, pilnujący wyłącznie swojego konta. Po drugie, co osoba to inne potrzeby. Dobrym rozwiązaniem jest przeznaczenie ustalonej we dwójkę kwoty na tzw. domowe wydatki. Wszystko co wydajemy ponad, jest naszą indywidualną sprawą. Należy jednak pamiętać o tym, że musi być to ustalenie takiej sumy, która nie zrujnuje jednej bądź drugiej strony. Mówię tu o sytuacji, gdzie jeden z partnerów zarabia zdecydowanie więcej i tyle samo konsumuje. Sprawiedliwie oznacza, że każdy daje tyle, ile może. Ważne jest to, by wkład w budżet domowy był wspólny. Pamiętajmy, że nigdy nie warto kłócić się o pieniądze. Jedno jest pewne, nie tolerujemy skąpstwa i egoizmu - nimi się brzydzimy.

3. Moje mieszkanie
Nie zawsze udaje się od razu kupić, czy wynająć wspólne lokum. Czasami jedna ze stron posiada swoje mieszkanie, do którego druga się wprowadza. Bardzo ważne jest, aby nigdy nie dać odczuć partnerowi, że nie jest "u siebie". Jeśli dochodzi do takich sytuacji, to całe to wspólne mieszkanie o dupę rozbić. Należy zagwarantować ukochanej osobie spokój i poczucie, że tworzymy coś razem - lokum jest kwestią wtórną. Hasła w stylu: "u mnie w kuchni", "moje łóżko", "w moim domu" są po prostu nie do przyjęcia.

4. Święta/wyjazdy
I oto dobrnęliśmy do tematu na czasie. Jakie macie plany na Święta? Jedziecie odwiedzić rodziców? Tak? Super. Sami? Ooo... a partner to co? Teraz to już nie wspólnie? Jaka wobec tego jest różnica między byciem razem, a wspólnym mieszkaniem? Tylko wspólna lodówka i kołdra? Jak tak, to proponuję poszukać współlokatora, a nie proponować komuś wspólne życie. No właśnie. Pragnę zakomunikować wszystkim tym, którzy dopiero wdrażają się w związek na poważnie, że odkąd mieszkacie razem, pewnych rzeczy nie robicie już osobno. Dlatego ludzie decydują się wspólne mieszkanie, bo chcą być blisko ukochanej osoby. A jeśli nie w Święta, to kiedy? Wybaczcie, ale etap mieszkania chłopaka i dziewczyny na studiach, mamy już dawno za sobą. Weekend i każdy do rodziców.

5. Do kogo na Święta?
No właśnie. Skoro już wiemy, że spędzamy je wspólnie, pojawia się zasadnicze pytanie - Do kogo się wybrać? Najsprawiedliwiej jest odwiedzić obie rodziny, wówczas żadna nie poczuje się pominięta. Natomiast jeśli odległości nam to uniemożliwiają, warto rozważyć opcję odwiedzin jednej ze stron w innym terminie. Oczywiście, że wspólnie. A jak inaczej? Przecież jesteście parą cały czas, a nie tylko w wybranych momentach.

6. Spędzanie czasu
Czy fakt, że mamy dostęp do pocałunków, o każdej porze dnia i nocy zwalnia nas z zabiegania o ukochaną osobę? Oczywiście, że nie. Związek nie pielęgnuje się sam z siebie. Oprócz okazywania sobie uczuć na co dzień, musimy pamiętać, że istnieje wiele innych możliwości, dzięki którym pokażemy partnerowi, że wiele dla nas znaczy. On i wspólnie spędzany czas. Mam tu na myśli poświęcenie komuś 100% uwagi, gdyż przebywanie w jednym pokoju nie jest równoznaczne ze spędzaniem razem czasu. Wyjdźcie na spacer z psem. Idźcie do kina, czy teatru lub na kabaret. Pobiegajcie. Skoczcie na rolki. Ugotujcie razem kolację. Złóżcie szafę. Wyjdźcie sami na drinka lub imprezę. Chodźcie na wystawy.

7. Niespodzianki
Każdy lubi niespodzianki i prezenty. Dlaczego? Ponieważ otrzymanie od kogoś kogo kochamy, jakiegokolwiek upominku sprawia, że czujemy się wyjątkowi i docenieni. Zwał, jak zwał. Jest to po prostu miłe. Dla wielu osób świetną zabawą jest samo wręczanie i obserwacja uśmiechu na twarzy obdarowanego. Nic tak nie cieszy, jak świadomość, że ktoś poświęca kilka minut, żeby zastanowić się nad tym, co sprawia nam przyjemność. I pamiętajcie, nie musi być ku temu okazji, by sprawić komuś radość.

8. Kochajmy się.
Po prostu i aż tyle.

Spokojnego niedzielnego wieczoru Wam życzę. Utulcie się i do łóżek!
PS

sobota, 2 listopada 2013

Pędzle, piwa i reklamówka na drzwiach, czyli o kobiecej irracjonalności.

Witajcie po przerwie. Kto chce, może mi spuścić wirtualny łomot za pół miesiąca ciszy. Dziś w końcu zakończyłam moją przeprowadzkę. Zamieniłam komnatę w centrum na trzy komnaty na przedmieściach. Zamieszkałam z Notariuszem (rejentem jeszcze nie jest, ale pracuje nad tym - nazywam go tak, bo mi pasuje do tekstu). Pylon dostał swój pokój, więc jestem zadowolona. Moje kubki ze Starbucksa mają swoją półkę. Zajęłam większość mieszkania - jak wróci po weekendzie, gdzieś Go upchnę ;-)

Ale dziś nie o wspólnym mieszkaniu chcę napisać, choć pewnie nadejdzie taki moment, że skomentuję parę rzeczy. Kiedy się wprowadziłam, zaobserwowałam bardzo ciekawą zależność. Wszystkie mieszkające w bloku kobiety w wieku rozrodczym zaczęły  trafiać we mnie laserowym wzrokiem. Ja "dzień dobry", one laser. Ja "dobry wieczór", one laser. Nie poddaję się. Teraz, gdy dorzucam do tego uśmiech, je dodatkowo trafia szlag. Żeby była jasność, nie odpowiadają mi. Pewnie odbiera im mowę z zazdrości o moją nową torebkę, którą dostałam na urodziny od Prawniczki.

Niektóre kobiety są irracjonalne. Gdy tylko na horyzoncie pojawia się przedstawicielka płci pięknej, ich mózg zaczyna wysyłać sygnał alarmowy - Broń swojego terytorium! Alert! Tylko Ty się tu liczysz! Nie ma znaczenia, czy sprawa dotyczy pracy, towarzystwa, czy jednej klatki schodowej. Zaczyna się otwarta wojna o wpływy. Nieważne, czy są stanu wolnego, czy zamężne. Chcą być w centrum zainteresowania wszystkich mężczyzn, tych wolnych i tych zajętych. Najgorsze jednak są samotne matki, Boże te to mają wieczną misję poszukiwania tatusia. Dlatego, kiedy do ostatniego kawalera w bloku wprowadziłam się ja, rozpoczęła się gra zalotów i innych śmiesznych zachowań. Osiem miesięcy temu Notar pomógł sąsiadce z naprzeciwka (właśnie samotnej matce), którą nazywam Blondyną, w jakiś drobnych pracach remontowych. Minęło tyle czasu, że praktycznie zdążył już zapomnieć o całym przedsięwzięciu. Ale Blondyna pamiętała. Po prostu czekała na właściwy moment. Pewnego dnia wróciłam z pracy i na klamce drzwi frontowych zastałam reklamówkę, wewnątrz której znajdowały się dwie puszki piwa oraz pędzle funkiel nówki. Dla nas oszczędność, zawsze to 30 złotych luzu w domowym budżecie. Uśmiechnęłam się i zostawiłam prezent na zastanym miejscu. Pewnie obserwowała mnie przez judasza. Biedna zapewne nagotowała  50 litrów kisielu spodziewając się walki, a ja głupia nie podjęłam wyzwania - wolałam wyjść z psem.

Nie rozumiem o co chodzi. Może inaczej, doskonale wiem, jaki jest zamysł działań takich kobiet, ale szczerze nie potrafię przeskoczyć na ten wyższy poziom abstrakcji. Ale naprawdę polecam poobserwowanie podobnych zachowań. Panie, które prześcigają się w zawodach z cyklu "na którą zwróci pierwsze uwagę", pindrzą się, zarzucają trwałą, prawie łamią sobie nogi w szpilkach, byleby tylko spłynął na nie wzrok faceta. Błagam... litości. Nie mam szacunku do takich kobiet. Zawsze będę zasiadać w loży szyderców w towarzystwie innych Super Babek. 

Pozdrawiam Was serdecznie,

PS