niedziela, 30 czerwca 2013

I ślubuję Ci niemiłość, niewierność i nieuczciwość małżeńską, czyli o zdradzie.

Kolejny dzień i następna historia, którą napisało życie. Wasz głos o zdradzie. Znów męski. Bohaterką dzisiejszego odcinka jest Monika, kobieta, która ma pecha do Spieprzaczy, czy raczej nowej kategorii, Ruchaczy. Zapraszam.

Poznałem na którejś z Sylwestrowych imprez parę młodych ludzi. Piszę to teraz z perspektywy mas wody, które upłynęły w Wiśle, więc mówię o nich młodzi. Wtedy jednak byli o rok starsi ode mnie i w jakiś sposób imponowali mi. Małżeństwo szczęśliwych równolatków.

W tamtym momencie mógłbym o nich powiedzieć, piękni, młodzi i bogaci. Dziś użyłbym znacznie mniej pozytywnych przymiotników. A dalej było tak...
Po Sylwestrze utrzymywaliśmy kontakt przez jakiś czas . Maile, telefony, wizyty. Wspólne wypady do knajp w gronie znajomych, czy spotkania na spacery z psami. Życie towarzyskie kwitło. Wypisz, wymaluj obrazek idealnych japiszonów.

I tak kiedyś siedząc w salonie, podczas jednej z proszonych kolacji, gdy Monika krzątała się sama w swojej wypasionej kuchni, usłyszeliśmy odgłos drogiego talerza uderzającego o jeszcze droższe płytki podłogowe. Nasze oczy natychmiast zwróciły się w kierunku kuchni, a jedna z koleżanek poderwała się z zajebiście drogiej sofy i pobiegła sprawdzić co się stało. Zrobiła to szybciej, niż cała reszta zdążyła otworzyć usta ze zdziwienia.

Po chwili z kuchni dobiegły nas uspokajające słowa - Nic się nie stało...
Jednak dziewczyny nie wracały długo, a po chwili wszyscy usłyszeliśmy to wyraźnie.
- Ja już ku*wa nie wytrzymam! - wybrzmiewały słowa wypowiadane głosem Moniki. W tym momencie z kanapy poderwał się Jacek, jej mąż.
- Nie mogę tak dłużej żyć, nie daruję mu. - głos Moniki przerodził się już w krzyk połączony ze szlochem, a gdy tylko Jacek wpadł do kuchni, w jego stronę zaczęły lecieć, ostre jak brzytwa, słowa...
- Ty sku*wysynu! - pozwólcie, że na tym poprzestanę. Mam nadzieję, że macie już obraz. Właśnie oglądacie tanią telenowelę. Tylko, że to niestety nie był film.

Jak się później dowiedziałem, Jacek permanentnie zdradzał Monikę. Ta, po pierwszej zdradzie nawet mu wybaczyła. Jednak po kilku miesiącach bycia dobrym mężem, facet wrócił do swojej kochanki. Mało tego, miał w tym samym czasie inne miłostki!
Po tygodniach walki odbył się rozwód. Podział majątku. Sprzedany samochód. Jacek zatrzymał mieszkanie, bo jak się okazało, było ono prezentem od jego mamusi. Nasze kontakty mocno przygasły.

Po kilku miesiącach grupka znajomych znów dostała zaproszenie od Moniki i Jacka na kolację!!!
Niewiarygodne, ale ona postanowiła dać mu kolejną szansę! I żyli długo i szczęśliwie. Monika urodziła dwójkę dzieci... Nie! Stop! Znów nie ten film! Jacuś wytrzymał tylko kilka tygodni bez skakania pomiędzy sypialniami oszukiwanych przez siebie kobiet. Monika tym razem już nie cierpiała tak bardzo...

Do następnego spotkania z Moniką, woda w Wiśle znów musiała wykonać masę pracy i przepłynąć kilka razy Polskę. Koleżanka wreszcie postanowiła pokazać światu Marcina. Wow, M&M!!! Jeden miał w środku orzeszek, a niechybnie nawet dwa! Miło było patrzeć na uśmiechniętą twarz dziewczyny. Dobrej dziewczyny, przynajmniej w mojej ocenie.
Monia wzięła kredyt na mieszkanie, urządziła się, a drugie M jakoś tak samo zmaterializowało się w jej życiu. Facet, no muszę powiedzieć, robił wrażenie. Elokwentny, zadbany i podobno przystojny - ale mi się w nim coś nie podobało. Wyglądał mi na cwaniaka...

Nie pomyliłem się. Na kolejnym spotkaniu w gronie znajomych po mniej więcej półtora roku, Monika była sama. Marcin okazał się idealną kopią Jacka w materii wielbienia cudzych łóżek. Oczywiście tym razem było łatwiej, bo M&M nie wzięli ślubu. Ale z pewnych względów było jednak trudniej. Monika na spotkaniu była sama, ale w pokoju za ścianą spał kilkumiesięczny Krzyś...
Bardzo się zmieniła. Widać było, że bardzo kocha swoje dziecko. Siedziała na kanapie spokojna i po prostu szczęśliwa, a o Marcinie mówiła jedynie chłodno, że - Nie chce płacić alimentów, ale sprawa jest w sądzie.
Dziś Krzyś ma już 6 lat i nadal jest "tą wyśnioną" miłością Moniki.
PS:
Jak to jest z tą niewiernością? Dla mnie? Zdradzasz, to wypadasz. Nie ma, że boli. Nie ma, że ona włożyła ci język do gardła, a ty nie umiałeś jej odepchnąć. Sorry stary. Chcesz ruchać pół osiedla, to nie zawracaj głowy innym kobietom. Zasada prosta, jak budowa cepa. Nie wypowiadaj przy świadkach słów przysięgi, której nie ogarniasz. Chcesz codziennych ciepłych posiłków, to idź na obiad do Brata Alberta.

Jeżeli ktoś podejmuje wyzwanie życia z człowiekiem, który nie ukrywa swojego zamiłowania do testowania wszystkich łóżek i kanap, jakie wyprodukowała IKEA, to jego problem. Przykro mi. Uważam, że należy liczyć się z konsekwencjami wybaczenia zdrady. A może to zależy od faktu, czy był to "skok w bok", czy romans? Wiem jedno. Jeśli darzę uczuciem kogoś innego, niż mój ślubny, to nie mogę z nim dłużej żyć. 
Koniec miłości się zdarza. Ale jest różnica pomiędzy odkochaniem się, a bieganiem za wszystkim co się rusza, by potem wrócić do małżeńskich obowiązków. Nie musimy szukać daleko, pamiętacie doskonale Tajemniczego Wielbiciela. On był największym fanem IKEI, jakiego znam. Także jeśli macie w planie zakup kanapy, mogę przekazać do Niego namiary.

Przypadek Moniki jest naprawdę smutny i tragiczny. Życie na pozór idealne, pełne modnych gadżetów, samochodów i najlepszego wyposażenia w apartamencie w modnej dzielnicy. Przypadek budzący skrajne emocje. Z jednej strony widzimy Kobietę, która nie pragnie niczego więcej, niż bycia po prostu szczęśliwą u boku ukochanego, a z drugiej, masochistkę, która na drugie imię powinna mieć - "Za wszelką cenę".

Jak to jest z tą niewiernością?

PS

środa, 26 czerwca 2013

Love is a bitch, czyli okiem pewnego Mężczyzny.

I stało się! Pierwsza historia przesłana przez Was ujrzała światło dzienne. Jeden z Was postanowił podzielić się z pozostałymi czytelnikami bloga bliską Mu historią. Tak więc dziś kontynuacja tematu miłości. Mężczyzna postanowił opowiedzieć o jej nieprzewidywalności. Zapraszam!

Żyjemy i w ciągu naszej podróży przez życie, spotykamy wielu ludzi. Ludzie przychodzą i odchodzą pozostawiając po sobie miłe wspomnienie albo niesmak. Ale pojawiają się też osoby wyjątkowe, które potrafią nieźle namieszać na naszym poletku. Ludzie, w stosunku do których budzą się w nas emocje tak silne, że nigdy nie zdawaliśmy sobie sprawy, iż jesteśmy do takich zdolni. Jedną z nich jest miłość.
Istnieją różne typy miłości. Rodzicielska, braterska, siostrzana i wiele innych, a wśród nich ta, budząca największe emocje, miłość do osoby, która jest, lub przynajmniej wydaje się być, naszą drugą połówką. O tej ostatniej, jako o miłości, zmiennej i kapryśnej, będzie wlasnie ta historia.
 
Czy zdarzyło się Wam zakochać? Miłością tak niezwykłą, że aż zapierajacą dech w piersiach. Miłością nie pozwalającą na sen, eliminującą potrzebę jedzenia, odpoczynku, spychającą wszystkie inne aspekty życia na pobocze, czyniąc je totalnie nieistotnymi? Być może tak...
 
Pewnie każdy z czytelników przeżył już swoją pierwszą miłość. I jeśli to ta jedyna, idealna, wyśniona i trwa nadal, to wiedzcie, że macie niesamowite szczęście! Jeśli jednak nie kochaliście, to na co do jasnej cholery czekacie?!
 
A czy zdażyło Wam się zakochać po raz drugi? Może po raz trzeci?
Ktoś podniesie okrzyk, że przecież to niemożliwe, prawdziwa miłość jest tylko jedna... Szczęściarz!
Jeśli wasz związek się rozpadł, druga połówka odeszła rozszarpując wasze serce, a ono teoretycznie już zagojone nadal nie chce nikogo przyjąć, tracicie wiarę w miłość. Może nawet tęsknicie do waszego "oprawcy". Zaczynacie rozpaczliwie poszukiwać tego uczucia, bo co może być gorszego niż brak miłości? Co może być gorszego, niż brak jedynego uczucia na świecie nadającego sens naszej jakże marnej egzystencji... Podpowiem. Tym czymś jest właśnie miłość! Od braku miłości, gorsza jest tylko miłość!
Skąd wiemy, że zakochaliśmy się i kochamy po raz drugi? Bo nowa miłość jest silniejsza, pełniejsza, a motyle w brzuchu jeszcze większe! Coraz mniej chce nam się jeść, potrafimy nie przesypiać jeszcze większej ilości nocy, w pracy pisać jedynie miłosne wiersze... Tak, to jest możliwe!

Ale co się stanie w sytuacji, kiedy pokochamy kogoś, kogo nigdy w życiu nie powinniśmy pokochać? Powiem więcej, nie powinniśmy w ogóle spotkać. Albo raczej powinniśmy, ale znacznie wcześniej...
Pani Sympatia pisze tu o najróżniejszych przypadkach ciulstwa. Jest celna, ironiczna i bezlitosna. Ale ma do tego wszelkie powody.
Ciekaw jestem jednak do jakiej kategorii ciuli zaliczyłaby faceta, który zakochał się po raz drugi? Ile wiaderek pomyj zbieranych skrupulatnie przez stajennych wylałaby mu na głowę? No, ale - Dlaczego miałaby je wylać? - spytacie, chociaż pewnie się domyślacie. 

Wyobraźmy sobie mężczyznę... dość przystojnego (ale wiadomo - co kto woli, jednak mającego powodzenie), ogarniętego, nie szukającego przygód, ale lubiącego normalne spotkania ze znajomymi, piwo w knajpie, filmy w kinie i inne typowe rozrywki naszych czasów. Mężczyznę nie mającego zbyt wielkich doświadczeń z kobietami (trzy krótkie związki to chyba niezbyt wiele), który żeni się prawie zaraz po studiach. Nie ma wtedy motyli w brzuchu, no ale jest jakaś ekscytacja. - Może to właśnie miłość. - myśli. Nie ogląda się za innymi kobietami, mimo że poznaje ich wiele. Wręcz ucieka przed nachalnymi propozycjami. Jest przykładnym mężem... 
Kupują razem samochód, psa, mieszkanie... Facet zawsze wysłuchuje swojej żony. Co wieczór zasypiają w swoich obcięciach. Zawsze i wszędzie jeżdżą razem. Znajomi i jego i jej uważają ich za najbardziej idealną parę! Facet nie wymiguje się nawet od wspólnych zakupów. Lubi to, bo uwielbia uszczęśliwiać swoją wybrankę. Tak mija im 10 lat małżeństwa. Mają już nawet plany na starość i spacerując wciąż trzymają się za ręce. Jak napisała PS, serce rośnie patrząc na takich ludzi.
I wtedy zdaża się nieszczęście. Na drodze Piotra pojawia się Ania. No może nie dosłownie na jego drodze, ale złośliwy los łączy tych dwoje ludzi w przedziwny sposób. Spotykają się przypadkiem kilkukrotnie, zamieniając ze sobą po kilka zdań i Piotr zostaje porażony. Porażony jej urodą, charakterem i podejściem do życia. Pojawiają się wszystkie opisane gdzieś powyżej symptomy, a on nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego co się dzieje. Facet chudnie, nie śpi po nocach, zastanawia się co mu jest, aż po którymś kolejnym spotkaniu z Anią odkrywa, że przy niej wszystkie symptomy ustępują. Odkrywa to po kilku miesiącach. Orientuje się, że się zakochał i chyba nawet to coś więcej. Po raz pierwszy w życiu poczuł te cholerne motyle!
Tylko dlaczego cholerne? Otóż Ania ma chłopaka, którego kocha! I tu zaczyna się prawdziwy dramat. Tragedia faceta  zakochanego bez pamięci w kobiecie, z którą nie może być. Próbującego się odkochać na wszystkie podane w internecie sposoby, wydającego  fortunę na psychologów, sięgającego wreszcie po środki farmakologiczne, które mają go uspokoić. Wybić z głowy natrętne myśli o Ani... Nic nie zdaje egzaminu... Niedawno minął mu rok odkąd zaczął cierpieć, jednak nie jest w stanie powiedzieć Ani tego, co do niej czuje. Nie chce zniszczyć jej szczęścia, bo wszystko czego pragnie, to jej dobro.  Jednocześnie sam wbija sobie nóż w serce patrząc na nią i jej chłopaka. Jego życie straciło wszelki sens.

Historia jest prawdziwa i trochę podobna do szmirowatej powieści Nicolasa Sparksa "I wciąż ją kocham". Dlaczego szmirowatej? Bo życie nie wygląda tak jak w tej książce. 


Od razu pozwolę sobie ustosunkować się do pytania autora powyższego tekstu. Nigdy nie wiemy jak byśmy się zachowali w podobnej sytuacji. Czy wylałabym na niego wiadro pomyj? Nie. Czy nazwałabym Go ciulem? Też nie. Nie mi oceniać. Istnieją zawsze dwie strony medalu. Tylko pytanie, kto w tej historii jest pokrzywdzonym?  Żona, czy Mąż? A może oboje? Jakie jest Wasze zdanie?

Pozdrawiam!
PS

wtorek, 25 czerwca 2013

Jak utrzymać motyle w brzuchu, czyli o rozmowie.

I to mi się podoba. Komentarze! Wreszcie mogę się ustosunkować do Waszych wypowiedzi. Nawiązanie otwartego dialogu, to jest to, czego wszyscy potrzebujemy. Zarówno w życiu zawodowym, jak i prywatnym, komunikowanie się jest elementem, bez którego żadna relacja nie jest w stanie funkcjonować przez dłuższy czas. Dlatego, aby utrzymać wspaniały stan zakochania, musimy ze sobą rozmawiać!

Chciałabym przedstawić Wam pewną sytuację, która mogłaby przydarzyć się każdemu z Nas.
Poznajcie Martę. To bardzo atrakcyjna i inteligentna kobieta, która ma duże powodzenie u płci przeciwnej. Umawia się na randki, wciąż szukając Mr Right. Nie potrafi jednak stworzyć udanego związku. Ostatnio poznała bardzo interesującego faceta. Była Nim bardzo poważnie zainteresowana. Na którąś randkę z kolei, wybrali się na kolację. Podczas składania zamówienia, Przemek, nie pytając Martę o zdanie, zamówił owoce morza oraz białe wino. Zanim zdążyła się odezwać, kelner odszedł od stolika. - Co za niewychowany facet! Nawet nie zapytał, czy lubię krewetki! Zupełnie nie liczy się z moim zdaniem! - pomyślała. Nie skomentowała jednak tej sytuacji, tylko  uśmiechnęła się z przekąsem. Resztę wieczoru spędziła na rzucaniu zdawkowych wypowiedzi. W drodze powrotnej milczeli. Przemek odprowadził Martę pod blok i zapytał, czy jeszcze się spotkają. Odburknęła, że przez najbliższe dwa tygodnie jest zajęta. Nie odpisywała na Jego sms-y i urwała kontakt. Postanowiła, że z TAKIM CIULEM co narzuca własne zdanie, to spotykać się nie będzie!

Tak więc oprócz powodzenia, Marta ma też problem. Otóż nie potrafi jasno wyrażać i komunikować otoczeniu swoich potrzeb. Z tego powodu każda relacja, którą zaczyna, kończy się szybciej, niż zaczęła. Jakiekolwiek zainteresowanie, którym obdarzyła Przemka, zniknęło tamtego wieczora. Motyle w brzuchu zamieniły się we frustrujące larwy. Zamiast otwarcie powiedzieć Mu o tym, że nie odpowiada Jej, kiedy ktoś decyduje za Nią, wolała przemilczeć sprawę. Wybrała zdenerwowanie zamiast radości.

Spróbujmy wyobrazić sobie tę samą sytuację, ale z Martą, jako mistrzynią komunikacji, w roli głównej...
(...) Podczas składania zamówienia, Przemek, nie pytając Martę o zdanie, zamówił owoce morza oraz białe wino. Zanim zdążyła się odezwać, kelner odszedł od stolika. - Co za niewychowany facet! Nawet nie zapytał, czy lubię krewetki! Zupełnie nie liczy się z moim zdaniem! - pomyślała. Jednak zamiast przemilczeć Jego faux paux, postanowiła skomentować sytuację. - Nie jestem pewna, czy mam ochotę na krewetki. - powiedziała dyplomatycznie. - Oj! Przepraszam Cię najmocniej! Bardzo chciałem, żebyś je spróbowała, ponieważ to jest danie popisowe tutejszego szefa kuchni. Serwują najlepsze owoce morza w mieście. Ale jeśli nie przepadasz, oczywiście zamówmy coś innego. - odpowiedział. - Ok, ale następnym razem zapytaj mnie proszę o zdanie. Spróbujmy wobec tego krewetki i carpaccio z łososia, podzielimy się. - zaproponowała. Przemek przytaknął i uśmiechnął się do Marty. Poprosił kelnera o zmianę zamówienia. Resztę wieczoru oraz drogę powrotną spędzili śmiejąc się i opowiadając o swoich preferencjach kulinarnych. Przemek odprowadził Martę pod blok i zapytał, czy się jeszcze spotkają. Zgodziła się. Umówili się dwa dni później na wspólne gotowanie. 

Można? Można. Da się? Da się. Powyższa sytuacja obrazuje, jak jedno niedopowiedzenie potrafi sprawić, że obraz drugiej osoby się zmienia. Zamiast otworzyć się i prowadzić otwarty dialog, bardzo często tłumimy w sobie emocje, które narastając, powodują, że odsuwamy się od partnera. Przypomnijmy sobie ile razy w życiu, zamiast rozmawiać, woleliśmy odpuścić, nie roztrząsać, zamieść pod dywan i wziąć na przeczekanie... Jednak nagromadzone negatywne emocje, prędzej, czy później, szukają ujścia. Nie ma takiego płomienia, który jest w stanie podgrzewać atmosferę w związku, jeśli brak w nim dialogu i rozmów o Naszych potrzebach. Dotyczy to każdego tematu. Seksu, randek, wyjść do kina, czy przekładania umówionych spotkań. 

Rozmowa (ale nie wyrzut!) jest oznaką chęci zrozumienia potrzeb drugiej osoby, a tym samym oznaką miłości. Nie jesteśmy wróżbitami, więc nie możemy założyć, że partner/partnerka domyśli się, że coś jest nie tak. Błędów nie da się uniknąć, jesteśmy tylko ludźmi. Ale lepiej jest mówić o tym co nam nie pasuje, niż mianować wybranka/wybrankę pseudo jasnowidzem. Tak więc rozmawiajmy, zabiegajmy o drugą osobę i wspólnie rozwiązujmy nieporozumienia.

Pozdrawiam cieplutko :-)
PS

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Motyle w brzuchu, czyli o zakochaniu.

Trochę ostatnio się opuściłam. Tak, wiem, przepraszam. Ale obowiązki służbowe nie były zbyt wyrozumiałe dla mojego życia tutaj ;-) Za to poprzednie dwa tygodnie sprawiły, że zainteresowałam się kilkoma nowymi tematami. Dziś poruszę pierwszy z nich. Na tapecie zakochanie.

Delikatny ścisk w klatce piersiowej, przyklejony uśmiech 24h i dziwne ruchy w żołądku, które z pewnością nie są efektem zespołu leniwych jelit. Znacie to uczucie? Oczywiście, że tak. Każdemu robi się ciepło na samą myśl o momencie zakochania. No właśnie, czy powyższe symptomy są oznaką zauroczenia? A może to kwestia temperatury na zewnątrz? Jest gorąco, serce bije szybciej... a to po prostu upał? Ciężko rozróżnić, kiedy nie jesteśmy na 100% pewni, co się z nami dzieje.

Jeśli zaczyna padać deszcz, temperatura znowu spada do typowej, charakterystycznej dla polskiego lata, 18'C, a symptomy nadal się utrzymują, możemy pokusić się o stwierdzenie, że to... uwaga... zakochanie! I co teraz? No cóż. Jeśli się nie spodziewaliście i nie planowaliście, no to już nic nie zrobicie. Pozamiatane. Cały misterny plan poszedł się... no... wiadomo. 

Sęk w tym, żeby zachować resztki racjonalnego myślenia. Rozum jedno, serce drugie. Rozum mówi - Broń Boże mu nie gotuj, zaserwuj mu maczanki (frankfurterki maczane w ketchupie i majonezie)! Serce podpowiada - Pokaż mu, jaka jesteś kochana... STOP! Na początku? Jakie gotowanie? Zakochanie zakochaniem, ale moje drogie Panie... raz pokażecie, jakie z Was kuchareczki, to gwarantuję, że kuchnia będzie miejscem mocnego pchnięcia... ale tylko noża w kurczaka. Nie dajmy się zwariować. Moja Siostra jest mistrzynią kuchni. Gotuje raz na pół roku. Ale każde danie, które wyjdzie spod Jej ręki, jest mistrzostwem w oczach Jej faceta. Ja kiedyś gotowałam Bobowi Budowniczemu. I co? I teraz mam dwie piękne blizny na ręce. To się nazywa nadgorliwość. Czy gotujesz, czy nie, jak ma pierdo*nąć, to i tak pierdo*nie.

Lubię stan początkowego zakochania. To jest wspaniałe uczucie. Ale jest to również czas, który decyduje o dalszym sensie spotykania się. Wiele osób za szybko chce zbyt wiele na raz. Na tu i teraz. Na dzień dobry odkrywają wszystkie swoje karty, nie pozostawiając delikatnej zasłony tajemniczości. Mówię o tym, ponieważ cierpiałam na tę dolegliwość. W końcu uświadomiłam sobie, że nigdy nie dowiem się, czy drugiej stronie zależy na mnie naprawdę, jeśli wszystko pójdzie za szybko. Nie mówię, że mamy zgrywać kogoś, kim nie jesteśmy, czy stosować poradnikowe gierki. Ściema zawsze wyjdzie w praniu, prędzej, czy później prawdziwe ja wyjdzie na wierzch. Mam tu na myśli, że im dłużej będziemy utrzymywać się w tym stanie zauroczenia i delikatnej niepewności, tym dłużej będziemy czuć ścisk w żołądku. A jeśli się utrzyma, będziemy pewni, że to motyle w brzuchu, a nie zwykłe larwy.

Pozdr! ;-)
PS

niedziela, 9 czerwca 2013

Wyjście z szafy, czyli kiedy On okazuje się być gejem.

Po wielu nieudolnych próbach stworzenia prawdziwie udanego związku, Kasia poznała Karola, kulturalnego i szarmanckiego mężczyznę. Zaczęli się spotykać. Mijały miesiące, a Ona była coraz bardziej Nim zauroczona. Jego niesamowitym gustem muzycznym, uwielbieniem dla teatru i miłością do win. Po prostu ideał. Czuła, że łączy Ich najważniejsze, to, czego od zawsze szukała, zrozumienie. Ostatecznie Karol klęknął przed Nią z pierścionkiem, a Kasia czuła, że to najpiękniejsza chwila w Jej życiu. Pewnego dnia,  będąc w siódmym miesiącu ciąży, odkryła w Jego laptopie korespondencję mailową z kolegą z pracy. Wiadomości, które w sekundzie zawaliły całe Jej życie. Karol okazał się być gejem.

Wiele kobiet po przeżyciu nieudanych związków, może nie dostrzegać sygnałów, które wysyłają mężczyźni homoseksualni. Tak bardzo chcą wierzyć w to, że spotkały Mr Right, że nie są w stanie zauważyć pewnych czynników, czy też zachowań, które mogą świadczyć o orientacji wybranka. Parę dni temu byłam w kinie na nowej komedii Almodóvara "Przelotni Kochankowie". Film genialny, opowiadający historię nieznajomych osób, które w perspektywie nieuniknionej katastrofy lotniczej, zaczynają się uzewnętrzniać. W trakcie trwania filmu dowiadujemy się między innymi, że za pozór heteroseksualni piloci okazują się być bi. Ta historia sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, jak straszne musi być dla pary przyznać się przed drugą osobą, a także przed samym sobą, że jest się gejem.

Zawsze wydawało mi się, że najstraszniejszą rzeczą dla kobiety jest dowiedzenie się, że mężczyzna ma romans. Nie. Najtragiczniejszą rzeczą jest dowiedzieć się, że mężczyzna, z którym się spotykam lub tworzę związek, jest homoseksualistą. Wówczas nie można się oszukiwać i wierzyć, że kiedyś naprawdę mnie kochał. Cały związek okazuje się być fikcją. Każdy dotyk, spojrzenie, słowo i seks. 

Z jednej strony stoi oszukana Kobieta, której świat się zawalił. Z drugiej prezentuje się Mężczyzna, który oszukiwał. Pytanie tylko, kogo. Swoją partnerkę, czy może przede wszystkim samego siebie? Pojawiają się pytania, czy działał z pełną świadomością, a może uświadomił sobie prawdziwą orientację po latach? Tak, czy inaczej, jest to niewybaczalne, przynajmniej dla mnie. Nie można bawić się cudzymi uczuciami ze strachu przed własnym JA. Żyjemy w kraju, który niestety nie patrzy łaskawym okiem na osoby innej orientacji niż heteroseksualna, to pewne. Jestem jednak w stu procentach przekonana, że nawet jeśli boimy się ujawnić, kto tak naprawdę nas pociąga, nie powinniśmy do tego mieszać innych ludzi. Wielokrotnie słyszałam opowieści o mężczyznach, którzy ze strachu oraz z chęci uciszenia spekulacji na temat swojej seksualności, wiązali się z kobietami. Kiedy już prawda wychodzi na jaw, dalszy związek z gejem, dla dobra dzieci, czy też ze względu na strach przed samotnością, nie może trwać dalej, ponieważ szanse dla niego są zerowe. Obie strony doszczętnie mogłyby się zniszczyć, nie mogąc zaspokoić swoich prawdziwych potrzeb.

Naukowcy z Kanady odkryli, że kobiety podczas owulacji mają bardziej wyczuloną intuicję i potrafią rozróżnić mężczyznę homo i heteroseksualnego. Chroniące wówczas hormony wyczulają zmysły i informują mózg, jakby krzycząc - Uwaga gej! Nie wszyscy mężczyźni wyglądają i zachowują się jak stereotypowi homoseksualiści. Istnieją jednak sygnały, które warto wziąć pod lupę. Krem do rąk w każdej części mieszkania, wyrozumiałość dla kobiecych ciężkich dni, wysoko rozwinięta wrażliwość, umiejętność mówienia o uczuciach, z jednoczesnym unikaniem bliskości oraz bardzo emocjonalny stosunek do tematu homoseksualizmu.

Ważne jest, aby nie doszukiwać się na siłę w każdym mężczyźnie geja. Fakt, że facet lubi tańczyć, czy relaksuje go lampka wina, nie czyni z niego wielbiciela penisów. Spokojnie. Istnieją przecież kobiety, które lubią piłkę nożną, czy takie, które nie przepadają za zakupami. To nie sprawia, że od razu są fankami wyborów Miss Vagina.

Spokojnej niedzieli :-)
PS

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Love sweet love, czyli o miłości po prostu.

Miłość. Słowo, pod którym kryją się uczucia, emocje, lata doświadczeń, przyjaźń, śmiech dzieci, kłótnie, koszenie trawy i namiętne noce. Każda jest inna. Nie ma jednego sprawdzonego scenariusza na miłość.

Jedna potrafi dopaść niepostrzeżenie. Uderzyć jak piorun w najmniej spodziewanym momencie. Sprawić, że przestajemy myśleć racjonalnie, a nasze dotychczasowe zasady mogą stanąć pod znakiem zapytania.
Inna może budzić się latami, w cieniu prawdziwej przyjaźni. Pewnego dnia sprawiając, że nagle inaczej zaczynamy na siebie patrzeć i dostrzeżemy coś, czego wcześniej nie widzieliśmy w naszym towarzyszu.

Miłość potrafi unosić ludzi niczym na skrzydłach, ale może też przebić czyjeś serce na wskroś. 

Jest pierwsza miłość, której żadne z Nas nie zapomni do końca życia. Jest miłość młodzieńcza, która porywa serce do góry. Jest miłość małżeńska i ta rodzicielska. Jest miłość platoniczna i ta odrzucona. Istnieje tak wiele jej odmian, że nie w sposób zliczyć je wszystkie. Każda natomiast jest ważna dla tego, który kocha. 

Lubię prawdziwie zakochanych w sobie ludzi. Uwielbiam na Nich patrzeć i cieszyć się Ich szczęściem. Uśmiecham się pod nosem, gdy obserwuję małe sprzeczki dwojga zakochanych, gdyż wiem, że prędzej, czy później, znów zobaczę Ich w objęciach. 

Nie potrafię zdefiniować słowa miłość. W codziennych sytuacjach po prostu dostrzegam jej obecność. W Mężczyźnie, który pozwala swojej Kobiecie wykrzyczeć się i stracić chwilowo panowanie nad sobą, ponieważ wie, że Ona po prostu taka jest i pewne zachowania dają Jej poczucie panowania nad sytuacją. Nie podejmuje kłótni, potrafi przeczekać, aby na końcu przytulić i powiedzieć - Skończyłaś? :-) To jest miłość. Widzę ją wtedy, gdy Mężczyzna w rocznicę ślubu przygotowuje kolacją na tarasie i mówi swojej Kobiecie, która trzy tygodnie wcześniej rodziła dziecko przez cesarskie cięcie, że dla Niego jest najpiękniejsza i dziękuje Jej za najwspanialszego Syna pod słońcem. To jest miłość. Zauważam ją, gdy Kobieta ubiera się w specjalny strój i jedzie uprawiać kolarstwo górskie ze swoim Mężczyzną, mimo, że nie przepada za jeżdżeniem po kamieniach. To jest miłość. Dostrzegam ją, kiedy rozmawiam z Mężczyzną, który został zdradzony oraz porzucony przez Kobietę i słyszę - Nie, nie obrażę Jej. W końcu byłem z Nią w związku i Ją kochałem. Jak mógłbym Ją teraz obrazić? Kochać to puścić kogoś wolno. To jest miłość. 

Dla niektórych ludzi, miłość jest równoznaczna z przyzwyczajeniem do siebie. Po latach nie rozpatrują jej w kategoriach uniesień i emocji. Dla nich miłość jest tym, że mieszkają razem od 20 lat i skoro się nie pozabijali, oznacza to, że to naprawdę się kochają i nie muszą spać do tego po jedną kołdrą.

Istnieją pary, które mimo prawie 30 letniego stażu, szaleją na swoim punkcie. Uprawiają seks jak nastolatki pod nieobecność rodziców. Nie wyobrażają sobie nie trzymania się za rękę. Pasje realizują wspólnie i nie nudzą się sobą. Mają jedną wspólną kołdrę i śmieją się z pierdzenia pod nią.

Istnieje miłość ślepa. Taka, która podyktowana jest desperacją i strachem przed odrzuceniem. Jest to uczucie, które sprawia, że zatracamy siebie, usilnie próbując zatrzymać drugą osobę przy swym boku. Nie dostrzegamy, że może być to uczucie jednostronne. 

Czasem nie orientujemy się, że to już miłość, dopóki nie zabraknie drugiej osoby tuż obok. Nagle uświadamiamy sobie, że Nasze życie już nigdy nie będzie takie, jak wcześniej. Że potrzebujemy jej jak powietrza. Czasem jednak łatwo to przeoczyć.

Istnieje miłość wymarzona do Osoby, na którą czekamy latami. Gdy w końcu tworzymy z Nią związek, okazuje on rozmijać się z Naszymi wyobrażeniami. Rzeczywistość płata Nam figla i bańka mydlana pęka. Wybranek lub Wybranka serca spada z piedestału, na którym został(a) postawiony(na). A Nam pozostaje zastanowić się, czy to nadal jest miłość.

Istnieje miłość na odległość. Taka, dla której kilometry nie mają znaczenia. Dzień dobry i dobranoc przez smsa. Opowiadanie o mijającym dniu przez telefon. Kłótnie i godzenie się przez Skype. Dwa lata i setki tysięcy  przebytych kilometrów. I pewnego dnia przeprowadzka na drugi koniec Europy, by być bliżej.

Miłość jest dla mnie zagadką. Nie wiem, czy prawdziwa to tylko ta, która trwa wiecznie i skoro dany związek się skończył, oznacza to, że nie był zbudowany na prawdziwej miłości. Czy ona, aby na pewno nie przemija? Czy może jest między ludźmi zawsze, tylko czasem nie potrafimy, albo nie chcemy, o nią zawalczyć, gdy jest źle? 

W ubiegłym tygodniu miałam przyjemność być gościem na pięknym ślubie i weselu Budowlańców. W życiu miałam niejednokrotnie okazję wziąć udział w ceremonii zaślubin. I z ręką na sercu mogę przyznać, że był to najpiękniejszy ślub, jaki widziałam. Ta pewność, która biła z Jej oczu. Uczucie, które było widać w każdym geście Jego do Niej. Wystarczy Ich znać, aby stwierdzić, że doskonale wiedzą, dlaczego znaleźli się na ślubnym kobiercu. Nie dlatego, że taka była kolej rzeczy. Nie dlatego, że musieli. Oni stali przed sobą i z uśmiechem wypowiadali słowa przysięgi. On brał za Żonę pozytywną wariatkę, która wypowiada milion słów na minutę, a Ona postawnego chłopa, który jest oparciem związku. Tylko Oni są w stanie wzajemnie się ogarniać. To jest miłość. I takiej każdemu z Nas życzę :-)

Pozdrawiam!
PS