czwartek, 31 stycznia 2013

 W życiu każdej kobiety przychodzi taki czas, kiedy czuje, że to właściwy moment, aby rozprawić się ze swoją tzw. przeszłością. Że nie jest w stanie iść dalej, bo w jej życiu nadal istnieje zbyt wiele znaków zapytania. A czemu? A dlaczego? A może gdybym tak...? Prawda jest taka, że możemy tylko gdybać. Dlatego najwyższy czas posprzątać ten cały interpunkcyjny bałagan i wyrzucić na śmietnik wszystkie pytajniki. A więc rozpoczynam mój rachunek sumienia.

Kiedy okazuje się, że Twoja pierwsza miłość zapomina Ci wspomnieć, że się żeni,  małżeństwo nie okazuje się bajką, którą mąż Ci kiedyś obiecał, a kolejny facet "wychodzi po fajki i już nie wraca", zaczynasz się zastanawiać... wtf?! No cóż. Życie. Uciekasz w pracę, która staje się Twoim drugim domem, a może nawet pierwszym, rypiesz nadgodziny, żeby nie wracać do pustych czterech ścian, ale kiedy już przekraczasz próg mieszkania... No właśnie. Odpalasz Facebooka, a tam użytkownik X zaręczył się z użytkownikiem Y, użytkownik W urodził dziecko użytkownikowi Z. I wszyscy to lubią. A ja nie lubię i nie klikam. Zaczynam się zastanawiać, gdzie do cholery kobieta pracująca ma znaleźć swojego Mr. Right? Na imprezie? Nie. Na rolkach? No dobra, o ile nie weźmie go za psychola.

 A więc postanowione. Ja otwieram Merlota i loguję się na Sympatii. Wybieram login, tworzę opis i start. I co myślę? Allegro XXI wieku? Giełda? Co ja właściwie tutaj robię?! Chyba musiało mnie nieźle powalić, żeby się tu zarejestrować. Nie mija pół godziny, a mój profil ma już 119 odsłon i zaczynam się uśmiechać. Skrzynka zapycha się różnymi wiadomościami, od niezobowiązującego seksu po miłość aż po grób. Klikam, oglądam i o dziwo nawet odpisuję. Idę na pierwszą randkę. Albo w sumie spotkanie. Stroję się jak wariatka. Wchodzę... 1...2...3... Chwali się Informatyk nowym Punto i podkreśla, że kupił je z myślą o żonie i dzieciach. Na dzień dobry? Nie pogadasz. Nie pomalujesz. Wyrzutnia.

Podejście numer dwa. Zjawia się On. Pan Sympatia. Szarmancki. Nienachalny. Pyta czego się napiję, a więc biorę grzane wino. Rozmawiamy, śmiejemy się. 5 h później czas się zbierać, bo rano do pracy. Pyta o kino, ewentualnie knajpkę, pyta czy odwieźć do domu. Czyżby miał zadatki na Księciunia? A może to za wcześnie powiedziane? A może chce po prostu mnie przelecieć? Dzień później pisze sms-a. Potem wysyła zaproszenie na fb. Kupuje skórzany wizytownik z Ochnika na Gwiazdkę. Słucha co mówię - myślę. Opowiadam facetowi krótką historię o wizytówkach, a on poświęca "pięć minut", aby kupić coś co sprawi mi przyjemność! To musi być fajny facet. Ma takie poczucie humoru jak ja, lubi te same dyscypliny sportu co ja, jest OGARNIĘTY. Spędzenie razem soboty proponuje już na początku tygodnia. Szanuje mój czas. Mija miesiąc. Całuje Cię i nie zależy mu na tym, żeby Cię zaliczyć. Zamiast tego proponuje sushi. I po prostu jednego dnia przestaje pisać. Dlaczego? Co się stało? A gdybym tak...? Dość! Chcesz wiedzieć, po prostu zapytaj. I zapytałam. I co usłyszałam? Że przeprasza. Że nie miał ostatnio czasu. Że tyle rzeczy na głowie, że nie miał głowy do kontaktów towarzyskich. Wrzucił mnie do jednego wora pt. "kontakty towarzyskie"?! No i znowu... 1...2...3... Wyrzutnia.
Jeśli komuś naprawdę zależy, to Cię znajdzie. Nie zależy, po prostu ucieszy się, że nie wyszedł na ciula, bo przecież tak naprawdę to Ty się wkurzyłaś i wyrzuciłaś go z fb, skasowałaś numer telefonu. To Ty podjęłaś decyzję. O tak. Oni to potrafią nie wychodzić na ciuli. Ale nie, nie poddajesz się. Postanawiasz dalej szukać Księciunia. Pomimo, że rzucasz tekstami godnymi Kobiety Bez Serca, dajesz im szansę (a może sobie?).

I zjawia się następny. Nazwijmy go Leśniczym. Grzeczny, ułożony, w uprzejmy sposób prosi o numer telefonu. Proponuje spotkanie. Ja się zgadzam i pełnym zaufaniem pozwalam żeby później mnie odwiózł. Rozmowa na naprawdę wysokim poziomie. W tle leci M83 - Midnight City i jest naprawdę miło. Umawiamy się na randkę na następny dzień. Od rana pisze, dogadujemy szczegóły spotkania. Ale nagle w sms-ie pojawia się hasło: "Ale będziemy się całować?". Początkowo ignoruję, myślę, a taki żart... sprawdza mnie. Ale potem proponuje randkę w leśniczówce przy grzanym winie. Ooo i tu zapala się czerwona lampka! A co to ja jestem jakaś rusałka, żeby w środku nocy hasać między drzewami z obcym gościem?! I odpisuję, że ewentualnie to możemy coś zjeść w knajpce X w mieście Y i czy w to wchodzi. Jego odpowiedź: "A z całowaniem? Bo jak nie, to nie wchodzę :-)". Tsss... No raczej, że bez całowania! Tak więc odpisuję: "Twoja strata :-)". A on: "Nasza, bo nie będziemy się dziś całować :-) Miłego dnia". I siedzę z tym telefonem w łapie i myślę... aaa wkręca mnie! Przecież nie byłby takim ciulem, żeby nie pójść na randkę z taką dziewczyną jak ja, bo odmówiłam całowania na pierwszej randce! Btw. kto planuje całowanie?! Może inaczej. Kto o tym głośno mówi?! I co? I Pani Sympatia wyszykowała się... była gotowa w razie "W" na 18:00, tak jak się umawiali. I co? I nie przyjechał. Nie zadzwonił. Gość olał mnie, bo nie chciałam się z nim całować. Stajenny nr 3 do hasioka ( tak, tak, moje Przyjaciółki Ślązaczki dbają o moją naukę języków obcych). Na drugi dzień napisał do mnie wiadomość... "Myślę o Tobie..." - creepy!

Jednakże, pod namową moich Śląskich Kamrateczek nie poddałam się. Postanowiłam umówić się z Panem nr 4. Przepraszam, za numerowanie, ale postanowiłam, nie zdradzać (póki co) ich tożsamości... Otóż Pan nr 4, nazwijmy go Django, zaprosił mnie do kina na nowy film Tarantino. Nieważne, że wcześniej byłam na randce z Panem Wyprzedażą, ale punktualność to podstawa. "Spóźniłeś się." - powiedziałam. "Tak wiem, ale robiłem co mogłem. Wiedziałem, że będziesz na zakupach, a więc byłem przekonany, że się dobrze bawisz."- odpowiedział. -1 punkt Panie Kolego. "Palisz?"-zapytał Django. "Palę" - odpowiedziała Pani Sympatia. "To zapalimy przed filmem? Ale poczęstujesz mnie papierosem, bo ja mojego skręta zostawiłem w aucie?" - dodał. "Skręta? W sensie, samodzielnie skręconego papierosa?" - chciałam doprecyzować. "Nie no, jointa!" - natychmiast odpowiedział. "Czy dobrze zrozumiałam? Chciałeś się spalić idąc na pierwszą randkę z dziewczyną, której nie znasz?"- zapytałam, bo nie uwierzyłam. "Nooo... przecież idziemy na Tarantino!" - dodał szybko. Czy będzie randka nr 2? Odpowiedź chyba sama się nasuwa. 1...2...3...

Tyle tytułem wstępu. Rozbierzemy ich dokładnie. Rozpracujemy każdy typ po kolei. Ale to w kolejnych wpisach :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz