sobota, 2 listopada 2013

Pędzle, piwa i reklamówka na drzwiach, czyli o kobiecej irracjonalności.

Witajcie po przerwie. Kto chce, może mi spuścić wirtualny łomot za pół miesiąca ciszy. Dziś w końcu zakończyłam moją przeprowadzkę. Zamieniłam komnatę w centrum na trzy komnaty na przedmieściach. Zamieszkałam z Notariuszem (rejentem jeszcze nie jest, ale pracuje nad tym - nazywam go tak, bo mi pasuje do tekstu). Pylon dostał swój pokój, więc jestem zadowolona. Moje kubki ze Starbucksa mają swoją półkę. Zajęłam większość mieszkania - jak wróci po weekendzie, gdzieś Go upchnę ;-)

Ale dziś nie o wspólnym mieszkaniu chcę napisać, choć pewnie nadejdzie taki moment, że skomentuję parę rzeczy. Kiedy się wprowadziłam, zaobserwowałam bardzo ciekawą zależność. Wszystkie mieszkające w bloku kobiety w wieku rozrodczym zaczęły  trafiać we mnie laserowym wzrokiem. Ja "dzień dobry", one laser. Ja "dobry wieczór", one laser. Nie poddaję się. Teraz, gdy dorzucam do tego uśmiech, je dodatkowo trafia szlag. Żeby była jasność, nie odpowiadają mi. Pewnie odbiera im mowę z zazdrości o moją nową torebkę, którą dostałam na urodziny od Prawniczki.

Niektóre kobiety są irracjonalne. Gdy tylko na horyzoncie pojawia się przedstawicielka płci pięknej, ich mózg zaczyna wysyłać sygnał alarmowy - Broń swojego terytorium! Alert! Tylko Ty się tu liczysz! Nie ma znaczenia, czy sprawa dotyczy pracy, towarzystwa, czy jednej klatki schodowej. Zaczyna się otwarta wojna o wpływy. Nieważne, czy są stanu wolnego, czy zamężne. Chcą być w centrum zainteresowania wszystkich mężczyzn, tych wolnych i tych zajętych. Najgorsze jednak są samotne matki, Boże te to mają wieczną misję poszukiwania tatusia. Dlatego, kiedy do ostatniego kawalera w bloku wprowadziłam się ja, rozpoczęła się gra zalotów i innych śmiesznych zachowań. Osiem miesięcy temu Notar pomógł sąsiadce z naprzeciwka (właśnie samotnej matce), którą nazywam Blondyną, w jakiś drobnych pracach remontowych. Minęło tyle czasu, że praktycznie zdążył już zapomnieć o całym przedsięwzięciu. Ale Blondyna pamiętała. Po prostu czekała na właściwy moment. Pewnego dnia wróciłam z pracy i na klamce drzwi frontowych zastałam reklamówkę, wewnątrz której znajdowały się dwie puszki piwa oraz pędzle funkiel nówki. Dla nas oszczędność, zawsze to 30 złotych luzu w domowym budżecie. Uśmiechnęłam się i zostawiłam prezent na zastanym miejscu. Pewnie obserwowała mnie przez judasza. Biedna zapewne nagotowała  50 litrów kisielu spodziewając się walki, a ja głupia nie podjęłam wyzwania - wolałam wyjść z psem.

Nie rozumiem o co chodzi. Może inaczej, doskonale wiem, jaki jest zamysł działań takich kobiet, ale szczerze nie potrafię przeskoczyć na ten wyższy poziom abstrakcji. Ale naprawdę polecam poobserwowanie podobnych zachowań. Panie, które prześcigają się w zawodach z cyklu "na którą zwróci pierwsze uwagę", pindrzą się, zarzucają trwałą, prawie łamią sobie nogi w szpilkach, byleby tylko spłynął na nie wzrok faceta. Błagam... litości. Nie mam szacunku do takich kobiet. Zawsze będę zasiadać w loży szyderców w towarzystwie innych Super Babek. 

Pozdrawiam Was serdecznie,

PS


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz